REKLAMA

Widzieliśmy nową wersję filmu erotycznego, którym jarał się twój stary i jego stary też. Jest na VOD

Reżyserka Audrey Diwan postanowiła odświeżyć fenomen "Emmanuelle", aby dostosować go do nowego pokolenia widzów. Czy będą o nim mówić z takimi samymi wypiekami na twarzy, co ich ojcowie i dziadkowie o oryginalnym filmie? Na pewno nie. Sami możecie się o tym przekonać, bo zeszłoroczna produkcja właśnie trafiła w naszym kraju na VOD.

Widzieliśmy nową wersję filmu erotycznego, którym jarał się twój stary i jego stary też. Jest na VOD
REKLAMA

Od połowy lat 70. imię Emmanuelle niezmiennie kojarzy się z seksem. Francuski film o erotycznych wojażach młodej żony rozpalił widzów na całym świecie. Doczekał się przez to sześciu sequeli. Miłośnicy nocnego oglądania telewizji, słusznie mogliby zwrócić w tym momencie uwagę, że natknęli się na znacznie większą liczbę produkcji z "Emmanuelle" w tytule. I mieliby rację, bo pod fenomen oryginalnej serii próbowało się podpiąć multum innych softcore'owych serii. Dlatego w różnych swoich inkarnacjach Emmanuelle walczyła z Draculą ("Emmanuelle vs. Dracula"), odwiedzała kanibali ("Emmanuelle i ostatni kanibale"), czy nawet podróżowała w czasie (seria "Emmanuelle Through Time") i podbijała kosmos ("Emmanuelle: Królowa galaktyki") w poszukiwaniu cielesnych przyjemności.

Zasady gry w każdym z filmów z "Emmanuelle" w tytule są proste: szuka się kolejnych pretekstów, aby tytułowa bohaterka rozebrała się i wskoczyła komuś do łóżka, a w międzyczasie odkryła jeszcze jakąś perwersję. Już oryginał z 1974 roku składa się jedynie z "momentów" połączonych ze sobą na słowo honoru. Stojący za kamerą Just Jaeckin mnoży softcore'owe sceny, aby pokazać nam nawet Tajkę palącą papierosa waginą. Wcielająca się w główną rolę Sylvia Kristel chętnie eksponuje swoje wdzięki, do dzisiaj potrafiąc rozpalić. Produkcja do dzisiaj sprawia, że widzom robi się duszno, ale, nie oszukujmy się, jest przy tym nudna jak większość opisów na Tinderze.

REKLAMA

Emmanuelle - recenzja nowej wersji kultowego filmu erotycznego

Próbując w 2024 roku odświeżyć legendę bohaterki, gotowej na wyuzdany seks w każdym miejscu i o każdej porze, reżyserka Audrey Diwan udaje, że wcale nie szuka pretekstów do prowokacyjnego softcore'u. Swoją "Emmanuelle" pomyślała jako dogłębną analizę psychiki nowoczesnej kobiety sukcesu, która, wyzwolona z okowów konserwatywnych narracji, cielesnych rozkoszy się nie boi. W przeciwieństwie do swojego pierwowzoru nie ma męża i jest całkowicie niezależna. W ramach obowiązków służbowych jako kontrolerka jakości hoteli trafia do Hongkongu, gdzie zgodnie z opisem fabuły ma zanurzyć się w świecie pełnym namiętności. Yhy, co najwyżej w łyżeczce.

Emmanuelle - erotyk online - VOD - gdzie obejrzeć?

Reżyserka ciągle flirtuje z pierwowzorem, dokonując licznych transpozycji, aby jej film nie gryzł się ze współczesnymi standardami. Dlatego Emmanuelle nie jest już zahukaną dziewczyną, dopiero odkrywającą cielesne przyjemności, tylko kobietą, która dobrze zna swoje ciało i wie, czego chce. Już w pierwszej scenie, rzuca zalotne spojrzenie współpasażerowi w samolocie, aby ruszył z nią do toalety. Po szybkim numerku robi się jednak nudniej niż w oryginale. Jest autoerotyczna scena w towarzystwie innej kobiety, czy nawet trójkąta z poznaną w hotelowym barze parą, ale to co najwyżej pieszczoty. Bo Diwan dąży niby do seksu, ale zachowuje się, jakby bała się zagadać.

Twórczyni skrzętnie buduje wewnętrzny pejzaż emocji głównej bohaterki. To bohaterka poukładana, lubiąca mieć wszystko pod kontrolą. Swoją pracę wykonuje dokładnie, oceniając każdy aspekt hotelu w narzuconych kategoriach. Stroni przy tym od emocjonalnego zaangażowania. Dlatego też Diwan nie odrzuca co prawda zbliżeń, ale woli szersze plany. Film trzyma przez to widzów na dystans, staje się chłodny. Zamiast zmysłowości, wybiera zimną kalkulację. Nie odrzuca jej, nawet gdy świat Emmanuelle załamuje za sprawą nietypowego klienta. W przeciwieństwie do niej nie ma on rutyny. Nikt nic o nim nie wie, dzięki czemu wymyka się klasyfikacjom stałych gości hotelowych. Mówiąc w skrócie: dostajemy film o ułożonej kobiecie, której pożądanie rozpala tajemniczy mężczyzna.

Tyle dobrze, że nie ma mężczyzn mansplainingujących głównej bohaterce seksualnych tajników. Wciąż jednak cała produkcja sprowadza się do paplania. Przez wydłużające się dialogi, materiał na krótki metraż reżyserka rozciąga do ram pełnometrażowego filmu. Biorąc pod uwagę, że nikt nie ma nam nic ciekawego do powiedzenia, wszyscy gadają zdecydowanie za dużo. Czy to sama Emmanuelle, gdy opowiada o seksie w samolocie, czy producent próbujący jej zaimponować swoimi przemyśleniami o diamentach. Choć mówiąc kwieciście, taką pracą języka na nikim nie zrobią wrażenia.

Przez taką fetyszyzację słów nowa "Emmanuelle" okazuje się nad wyraz powściągliwa. Szczytem perwersji staje się tu zabawianie się z kostką lodu. Bo ten film nawet za cenę gatunkowej tożsamości nie chce sprowadzać się do "momentów". Praktycznie z nich rezygnuje. Między tymi czterema softcore'owymi scenami na krzyż, idzie wręcz zapomnieć, że mamy do czynienia z erotykiem. Produkcja zawodzi więc nawet na swym najbardziej podstawowym poziomie. Obiecuje gorącą noc, a pcha nas pod zimny prysznic.

Więcej o nowościach VOD poczytasz na Spider's Web:

"EMMANUELLE" OBEJRZYSZ NA:
Cineman
EMMANUELLE
Cineman



REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA