"Futurama" zasłużyła na powrót po 10 latach. Ale rozumiem obawy fanów, że to skończy się katastrofą
"Futurama" zakończyła swoje drugie wcielenie we wrześniu 2013 roku. Teraz kultowy serial ma oficjalnie powrócić po dziesięciu latach przerwy. Niewiele animacji dla dorosłych zasłużyło na to bardziej niż produkcja Matta Groeninga. Entuzjazm fanów łączy się jednak z poważnymi obawami. Całe przedsięwzięcie może się skończyć katastrofą.
Pierwsze odcinki nowego animowanego serialu Matta Groeninga wyświetlono jeszcze przed początkiem XXI wieku, a łącznie powstało siedem sezonów, po których "Futurama" oficjalnie się skończyła. Losy produkcji od początku do końca były burzliwe, bo nie znalazła ona stałego i wiernego telewizyjnego domu. Dlatego na pierwszy rzut oka wiadomość o powrocie "Futuramy" po 10 latach przerwy akurat na Hulu jest świetna z kilku różnych powodów. Widzowie nie będę musieli już skakać między różnymi kanałami i godzinami, by obejrzeć przygody Frya, Leely i reszty pracowników Planet Express.
Ta nieregularność była zdaniem ekspertów głównym powodem dużo słabszych wyników oglądalności niż tych notowanych przez inny serial Groeninga, czyli "The Simpsons". W dobie platform streamingowych podobne problemy właściwie nie istnieją. Każdy dostępny na nich serial możemy do woli oglądać o dowolnej porze. Zresztą również oglądalność nie zawsze jest tak głównym wyznacznikiem tego, czy dana produkcja przetrwa do następnego sezonu.
"Futurama" zasłużyła na nowy sezon. Ostrożność jest jednak zalecana, bo w przeszłości sparzyliśmy się na podobnych powrotach.
"Futurama" opowiada o grupie pracowników międzygalaktycznej firmy przewozowej Planet Express. Głównym bohaterem produkcji jest Philip J. Fry, który dzięki kriogenicznemu zamrożeniu przetrwał do przyszłości XXXI wieku, ale właściwie równie istotne znaczenie dla fabuły mają inne postaci takie jak Leela, Bender, Profesor, Zapp Brannigan czy Zoidberg. "Futurama" mogła się pochwalić naprawdę świetną obsadą i pomysłowymi historiami, które w doskonały sposób mieszały elementy science fiction, popkulturowego humoru, satyry społeczno-politycznej i wielu innych gatunków.
Na przestrzeni lat serial miał swoje wzloty i upadki czy też lepsze i gorsze epizody, ale dzisiaj dosyć powszechnie uważa się "Futuramę" za najlepsze z dzieł Matta Groeninga. Trudno się kłócić z taką tezą. "Simpsonowie" istnieją na rynku tak długo, że omawianie ich jako całości jest właściwie niemożliwe. Z kolei "Rozczarowani" dopiero od 3. sezonu weszli na wyższy poziom i znaleźli swój styl. Skoro jednak mamy do czynienia z tak powszechnie cenionym tytułem, to dlaczego ogłoszeniu jego zmartwychwstania towarzyszy równie wielki entuzjazm co obawy?
Seriale animowane nie są już takie same jak w 2008 czy nawet 2013 roku. A nowa "Futurama" startuje z ciężkim bagażem na plecach.
Wielu fanów wyraża w mediach społecznościowych pewien żal, że finałowy odcinek 7. sezonu "Futuramy" nie będzie ostatecznie jej końcem. Dosyć powszechnie uważa się go bowiem za absolutne arcydzieło, które w idealny sposób domknęło całą serię zgrabną klamrą. "Futurama" miała przynajmniej to szczęście, że jej twórcy wiedzieli wcześniej o skasowaniu i mogli się do tego przygotować. Niewiele produkcji ma na coś podobnego szanse. Czy to wspomnienie nie zostanie teraz zaburzone przez niekoniecznie równie dobry powrót? Na pewno jest takie zagrożenie.
Obawy fandomu budzi też brak Johna DiMaggio w obsadzie kolejnego sezonu. Jak podaje portal Variety, udział w projekcie potwierdzili już Billy West, Katey Sagal, Tress MacNeille, Maurice LaMarche, Lauren Tom, Phil LaMarr i David Herman. Nazwiska DiMaggio brakuje jednak na liście, podobno ze względu na brak porozumienia w sprawie jego wynagrodzenia. Popularny aktor specjalizujący się właśnie w animacjach podkładał głos pod uwielbianego przez widzów Bendera i to właśnie ta postać uczyniła go jedną z największych gwiazd branży. Dlatego dziś większość fanów "Futuramy" nie wyobraża sobie 8. sezonu z kimś innym w roli zapijaczonego robota i dają to głośno do zrozumienia w mediach społecznościowych.
Inna sprawa, że "Futurama" będzie musiała nieco odświeżyć swój styl, humor i tematykę, jeśli chce trafić do kolejnego pokolenia widzów. Świat nie stoi w miejscu, a akurat branża seriali animowanych dla dorosłych poczyniła w ciągu tych 10 lat duży krok naprzód. Dorównanie takim hitom jak "Rick i Morty", "BoJack Horseman" czy robiącemu furorę na początku 2022 roku "Smiling Friends" będzie nowym wyzwaniem dla Matta Groeninga i jego ekipy. Nie jest więc tak, że "Futurama" wjedzie na czerwonym dywanie i cały świat padnie przed nią na kolana. Podobne powroty po latach po prostu wychodziły bardzo różnie. Na każdą udaną produkcję pokroju "Twin Peaks" czy "Dexter: New Blood" przypadało co najmniej kilka wpadek pokroju nowego "Z Archiwum X". Widzom pozostaje trzymać kciuki, by "Futurama" na Hulu dołączyła do tego pierwszego grona.
Na razie nie wiadomo, gdzie w Polsce znajdziemy nowy sezon animacji. Możliwe, że na Disney+, HBO Max lub samym Hulu (o ile będzie dostępne w pakiecie z ESPN+ i Disney+). Wybrane odcinki "Futuramy" można obecnie oglądać na Play Now i Fox Comedy.