„Rozczarowani” nie są już nijaką komedią fantasy. Netflix przerobił ten serial i stworzył fantastyczny 3. sezon
„Rozczarowani” to jeden z najpopularniejszych seriali animowanych platformy Netflix, ale długo nie był w stanie rozwinąć pełni swojego potencjału. Wiele animacji potrzebuje jednak kilku sezonów, żeby odnaleźć grunt pod nogami. I wiele wskazuje na to, że podobnie było również z produkcją Matta Groeninga.
OCENA
Spośród wszystkich seriali animowanych Netfliksa stworzonych w ostatnich latach „Rozczarowani” mogli liczyć na największa marketingowe wsparcie i zainteresowanie widzów jeszcze przed premierą. Niestety, rozgłos nie przełożył się w tym przypadku na produkcję o najwyższej jakości. Do strony wizualnej nowej animacji Matta Groeninga nie można było się jakoś wyraźnie przyczepić, ale ślamazarna fabuła, drętwe żarty i nieinteresujący bohaterowie przyczynili się do bardzo słabego 1. sezonu.
Fani wcześniejszych tytułów tego twórcy (jest współautorem seriali „Simpsonowie” i „Futurama”) mogli więc tylko trzymać kciuki w nadziei, że spełni się stara prawda o komediowych animacjach. W branży utarło się bowiem przekonanie, że każda produkcja tego typu potrzebuje trochę czasu, zanim znajdzie swój właściwy styl i dopracuje żarty. Nie zawsze jest to oczywiście prawdziwa teza, ale w przypadku „Rozczarowanych” jak najbardziej się spełniła. Już 2. seria miała kilka przebłysków geniuszu, a debiutująca właśnie na Netflix Polska nowa część to prawdziwy hit.
„Rozczarowani” nie są już serialem komediowym, ale paradoksalnie w 3. sezonie bawią znacznie bardziej.
Twórcy popularnej animacji postawili jeszcze mocniej na fabułę, dzięki czemu właściwie wszystkie nowe odcinki są ze sobą połączone w bezpośredni sposób. Zaczyna się to zresztą już od premierowego epizodu, który rozpoczyna się w miejscu zakończenia 2. sezonu. Księżniczka Bean i jej dwójka przyjaciół zostają cudem ocaleni z płonącego stosu przez matkę dziewczyny i jej pomocników zwanych Trogami. Dagmar zapewnia córkę o szczerości swoich intencji i zreformowanym nastawieniu do jej osoby, ale oczywiście szybko okazuje się to stertą łgarstw. Na księżniczkę czeka jednak w 3. sezonie zdecydowanie więcej machinacji i tajemnych spisków niż tylko te wyklute w umyśle jej matki.
Co więcej, właściwie wszystkie te intrygi mają sens i zostają przedstawione w intrygujący sposób. Nie spodziewałem się szczerze mówiąc, że kiedykolwiek to powiem, ale „Rozczarowani” naprawdę potrafią zaangażować w swoją fabułę. Duża w tym zasługa scenarzystów pracujących nad głównymi bohaterami. W 3. sezonie na pierwszy plan wychodzą przede wszystkim Tiabeanie, Elfo, król Zog i minister Odval. Pierwsza trójka przeżywa w nowych odcinkach bardzo burzliwe momenty, które na zawsze zmieniają ich nastawienie do życia i siebie nawzajem. Z kolei oglądanie na ekranie Odvala ciągle zmieniającego sojusze i knującego coś przeciwko wszystkim dookoła potrafi sprawiać olbrzymią przyjemność.
„Rozczarowani” zdecydowanie mniej niż dawniej boją się też podejmować poważnych tematów i dają czas swoim bohaterom na przynajmniej częściowe ich przepracowanie. Inaczej niż w 2. sezonie wszystkie kłopoty nie zostają magicznie rozwiązane w raz z końcem odcinka, co skutecznie pozbawiało je suspensu i emocjonalnego rezonansu. Bean i spółka muszą więc poradzić sobie z takimi problemami jak nieszczęśliwa miłość, odrzucenie, uzależnienia, szaleństwo, starość i odpowiedzialność. Jednocześnie trzeba mieć natomiast świadomość, że postawienie na poszerzanie fabuły oznacza odejście od pewnych elementów do tej pory charakterystycznych dla „Rozczarowanych”. W odstawkę poszły wymuszane na każdym kroku żarty, zaś z bohaterów najmniejszą uwagę poświęcono Luciemu, który w 3. sezonie pełni rolę wręcz epizodyczną.
Popkultura nie jest już na szczęście głównym punktem odniesienia serialu. „Rozczarowani” mogą się pochwalić znacznie bardziej naturalnym humorem.
Ten aspekt serialu nadal jest daleki od ideału przede wszystkim z uwagi na tendencję do powtarzania niektórych dowcipów w kółko aż do znudzenia. Zapewniam was, że każdy widz będzie mieć prędzej czy później dosyć dźwięków wydawanych w tym sezonie przez króla Zoga. Natomiast „Disenchantment” nareszcie nie ogląda się jak kiepską parodię zużytych motywów fantasy czy science fiction. Kraina Dreamland nigdy wcześniej nie wydawała się zamieszkana przez tak prawdziwe i pełne osobowości postaci jak teraz.
- Czytaj więcej: Jakie jeszcze głośne seriale Netflix planuje na 2021 rok? Sprawdźcie listę najciekawszych zapowiedzi.
A ponieważ zakończenie 3. części w jasny sposób wskazuje na (jeszcze niezapowiedzianą oficjalnie) kontynuację, to cała historia ma szansę jeszcze bardziej się rozwinąć. Osobiście liczę na naprawdę dobry 4. sezon. O ile Matt Groening i jego współpracownicy nie wrócą do wymuszonego, nieśmiesznego humoru, domkną pewne wciąż wiszące w powietrzu wątki oraz pozwolą Bean, Elfo i Luciemu na dalsze rozwój charakterów, to życzenie moje (i wielu innych widzów) z pewnością się spełni.