REKLAMA

George Clooney wini przemysł filmowy za seksizm i rasizm w branży. Ma wiele racji, ale...

W najnowszym wywiadzie, udzielonym dla Indiewire, aktor i reżyser George Clooney otwarcie stwierdza, gdzie jego zdaniem leży problem dyskryminacji w kinie.

george clooney
REKLAMA
REKLAMA

Clooney, udzielający wywiadu promującego najnowszy film w swojej reżyserii, "Suburbicon", nie mówi może nic zbytnio odkrywczego, ale pokazuje, że gdzieś tam w głębi, przynajmniej część branży, zdaje sobie sprawę z tego gdzie leży problem.

Reżyser odniósł się do zeszłorocznej kampanii #OscarsSoWhite zwracającej uwagę na brak reprezentacji mniejszości rasowych i seksualnych pośród nominowanych do Oscarów filmów.

Kampania zadziałała o tyle, że w roku bieżącym Afroamerykanie nie mieli na co specjalnie narzekać. Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego odebrał Mahershala Ali , a za najlepszy film roku uznano, choć nie bez zgrzytu, "Moonlight". Czy "Moonlight" rzeczywiście zasłużył na Oscara? Nie wiem. W minionym roku było sporo lepszych filmów, na których tle "Moonlight" wypada jedynie poprawnie.

Ale wybór tego filmu, nakręconego przez początkującego niezależnego filmowca, pod wieloma względami należy zrozumieć, bo może być on dobrym krokiem we właściwym kierunku.

Można by co nieco polemizować z Clooneyem, którego niewiele razy można było zobaczyć na ekranie u boku czarnego aktora.

I choć poniekąd można by to wytłumaczyć faktem, że jako aktor nie ma może zbyt wielkiego wpływu na obsadę, to jego status gwiazdorski zapewne jakąś siłę sprawczą ma. Co więcej, w ostatnich latach Clooney coraz częściej udziela się także jako producent i oczywiście jako reżyser. Tak więc tutaj już niełatwo go usprawiedliwić.

Jego najnowszy film, "Suburbicon", mierzy się wprawdzie z tematyką rasizmu, ale po raz kolejny podana jest ona z perspektywy białego człowieka (i głównie białej obsady).

Mimo wszystko fakt, że widzi on genezę problemu, jak również jego rozwiązanie i nie boi się o nim mówić otwarcie, daje jakąś nadzieję, na zmianę podejścia do tematyki różnorodności w ujęciu globalnym.

George Clooney podaje też przykład "inwazji" meksykańskich twórców na Hollywood na początku XXI wieku, przewodzonej przez Alfonso Cuarona, Alejandro Gonzaleza Innaritu i Guillermo del Toro.

Clooney poruszył też kwestię dyskryminacji kobiet w filmie:

REKLAMA

Tu też się trudno nie zgodzić z ikoną kina, ale również wcale nietrudno wskazać w ilu filmach przez niego reżyserowanych główne role powierzane były kobietom.

Dobrze, że jest o tym mowa, ale miejmy nadzieję, że prędzej czy później, ta zmiana przyjdzie i będzie przeprowadzana z rozwagą i choć w miarę naturalnie. Wciskanie na siłę ludziom kobiecych wersji "Ocean’s Eleven" czy "Pogromców duchów" albo posuwając się do blackwashingu, czyli obsadzaniu czarnych aktorów, w rolach, w których w pierwowzorach książkowych czy komiksowych byli biali, to nie jest do końca dobre rozwiązanie. Choć wydaje się dla wielu najłatwiejsze i najbardziej oczywiste.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA