Kina w całej zachodniej Europie z rekordowymi spadkami, a w Polsce najlepszy rok od lat. Nawet Netflix nam niestraszny
Wyniki finansowe polskiego kina od dłuższego czasu były na fali wznoszącej. Nikt nie spodziewał się jednak, że 2018 rok będzie aż tak rekordowy. W tym samym czasie na pięciu największych kinowych rynkach zachodniej Europy doszło do ogromnego kryzysu kin. Z czego bierze się ta różnica i dlaczego oskarżanie Netfliksa nie ma sensu?
Zapowiadany od dłuższego czasu upadek przemysłu kinowego wobec rozwoju platform streamingowych wciąż nie nadszedł. Netflix i kina rozpoczęły nawet w przypadku niektórych filmów niełatwą, ale skuteczną współpracę. Na sens takiego współdziałania od dawna wskazują badania. Według różnych doniesień to właśnie najbardziej zaangażowani użytkownicy VOD najchętniej chodzą do kin. Nie oznacza to jednak, że między serwisami VOD i dystrybucją kinową nie ma żadnej rywalizacji.
Sytuacja zwyczajnie nie jest tak klarowna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Box office w Stanach Zjednoczonych był w 2018 najwyższy od wielu lat. Największy sukces odniósł Disney, który pobił swój dotychczasowy rekord finansowy, ale inne wytwórnie też nie miały na co narzekać. Wynik całej branży wyniósł ponad 11 mld dol. Zdecydowanie gorsze humory panują jednak wśród kiniarzy z zachodniej Europy. Jak podaje portal Hollywood Reporter, spadki zanotował każdy z pięciu największych europejskich rynków. Szczególnie bolesny kryzys przeżywają niemieckie kina, gdzie z powodu 16 proc. spadku po raz pierwszy nie zarobiono nawet miliarda dol.. We Włoszech problem ciągnie się od dawna, ale tak źle nie było od dekady.
W tym samym czasie kina w Polsce przeżywały doskonały rok. Kina odwiedziło rekordowe 57 mln widzów.
Nie ma sensu ukrywać, że doskonały wynik box office'u w Polsce, to zasługa między innymi „Kleru”. Produkcja Wojciecha Smarzowskiego przyciągnęła do kin tłumy widzów, dzięki czemu stała się najbardziej dochodowym polskim filmem w XXI wieku. Tego wyniku nie można jednak deprecjonować, ani zrzucać na karb przypadku. Twórcy filmu fabularnego o Kościele podjęli duże ryzyko, które wcale nie musiało się opłacić. Widzowie docenili jednak podejście reżysera do tego niełatwego tematu. A próby cenzury tylko wzmocniły zainteresowanie osób, które zazwyczaj do kin nie chodzą.
Dobre wyniki zanotowały również inne produkcje, w tym filmy Patryka Vegi czy „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego (która dobrze radzi sobie także w USA). Frekwencja w polskich kinach rośnie zresztą nie od wczoraj. Jak podaje Stowarzyszenie Filmowców Polskich, jeszcze w latach 2010-2013 utrzymywała się poniżej 40 mln widzów, a od tego czasu jest z każdym rokiem lepsza.
Skąd więc wynikają różnice między Polską i USA a Francją, Wlk. Brytanią czy Niemcami?
Według badań Antona Parlowa i Sabriny Wagner z Uniwersytetu w Rostock mocny Netflix na danym rynku ma bardziej negatywny wpływ na wyniki box office'u niż w ma to miejsce w innych krajach, gdzie może wręcz pozytywnie wpływać na frekwencję. Dlatego w Niemczech, gdzie firma inwestuje poważne pieniądze w oryginalne produkcje skutki są bardziej bolesne. Ale prawda jest taka, że europejska branża filmowa musi mierzyć się ze znacznie większymi problemami niż serwisy streamingowe.
Chodzi głównie o starzejące się kina i multipleksy (we Włoszech i Niemczech to bardzo poważny problem), a także zerwanie związków między przeciętnym widzem a artystycznymi filmami. Brzmi to szokująco, ale „Zimna wojna” jest jedynym nieanglojęzycznym dziełem tego rodzaju, które na siebie zarabia.
Europejskie kino na Zachodzie ma coraz mniej do zaoferowania odbiorcom. Nie jest w stanie rywalizować rozmachem z hollywoodzkimi blockbusterami, a pod względem filmów wysokoartystycznych często przegrywa z zaangażowanymi produkcjami z Europy Środkowej i Wschodniej. Co ważne, największe europejskie talenty reżyserskie i aktorskie z Włoch, Wielkiej Brytanii czy Francji często zostają skuszone przez oferty z Los Angeles i zaczynają pracę dla Hollywood. A to jeszcze pogarsza i tak nieciekawą sytuację tamtejszej kinematografii.