Jeśli Lauren S. Hissrich pokazała nam plenery „Wiedźmina”, serial będzie przepiękny. Showrunnerka wie, co robi
Każdy, kto chociaż odrobinę zna i lubi prozę Sapkowskiego, z pewnością z niecierpliwością czeka na kolejne doniesienia z planu produkcji Netfliksa. W zeszłym tygodniu dostaliśmy ich aż nadto i to w temacie, który pojawia się w zasadzie od pierwszych minut, gdy ogłoszono, że czerwony serwis VOD ekranizuje „Wiedźmina”.
Ubiegły tydzień upłynął, znowu, pod znakiem niewielkich doniesień z planu „Wiedźmina” od Netfliksa. Lauren S. Hissrich, showrunnerka serialu, niemal codziennie dzieliła się zdjęciami, które mogą pochodzić z jej podróży związanych z planem produkcji – przynajmniej tak się wydawało od początku, chociaż pamiętajmy, że Hissrich ma tendencję do publikowania treści, których związku z serialem nie potwierdza.
Traf jednak chciał, że plotki te potwierdziło jeszcze jedno źródło.
Bo obok publikowanych przez Lauren S. Hissrich widoczków, którym dość trudno było nadać jednoznaczny kontekst, pod koniec tygodnia mogliśmy zobaczyć coś więcej. I chociaż zapewne ani showrunnerka, ani włodarze Netfliksa nie są z tego powodu zadowoleni, to turystom odwiedzającym Wyspy Kanaryjskie udało się zrobić kilka zdjęć, które potwierdzają i uwiarygadniają to, co mogliśmy zobaczyć na zdjęciach Hissrich.
Nie od dzisiaj wiadomo przecież, że do wszelkich doniesień i marketingu filmów i seriali prowadzanego w mediach społecznościowych należy podchodzić z pewnym dystansem. Wydaje się jednak, że ten wiedźminowy, prowadzony głównie na kontach Lauren S. Hissrich, nie kryje w sobie pułapek i nie stara się mylić tropów. Możemy więc swobodnie założyć, że to, co widzimy na Instagramie czy Twitterze, w jakieś formie może znaleźć się w serialu.
A landszafty, które pokazuje Hissrich, wyglądają co najmniej obiecująco.
Chociaż trudno rzucać tutaj mocnymi stwierdzeniami albo przesądzać o powodzeniu artystycznym netfliksowego „Wiedźmina”, to pozytywnie nastraja mnie to, jak zróżnicowane scenerie pojawiają się w mediach społecznościowych. Nie chodzi już nawet o to, że fotografie wyglądają estetycznie (bo nie zawsze), czy że same w sobie mówią nam dużo o serialu (bo niekoniecznie to robią).
Ciekawsze wydaje się, że Hissrich od dłuższego czasu pokazuje nam miejsca dość różnorodne. Dostaliśmy więc na przykład fotografię, która na myśl przywodzi Velen w wyobrażeniu twórców gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. To oczywiście jednak tylko skojarzenie i dość interesująca spekulacja. Faktem jest jednak, że krajobraz wygląda bardzo europejsko i wyobrażam sobie, że takich plenerów w serialu będzie niemało.
Bo przecież żywot wiedźmina to wieczna podróż i tułaczka, przemierzanie bezdroży w poszukiwaniu zajęcia.
Nawet jeśli krytycznie podejdziecie do tych rewelacji i powiecie, że z fotografii leśnego strumyka nie wynika, że serialowy Geralt odwiedzi dziwożony w Brokilonie, a pustynny plener nie oznacza od razu Korath, gdzie w toku fabuły nagle ląduje Ciri, to różnorodność lokacji zdaje się sugerować, że część tych spekulacji okaże się prawdziwa. Zobaczcie, jak inna jest przyroda w kadrze ze wspomnianym strumykiem a na przykład pustynnym krajobrazem i jak obie lokacje odbiegają od tego, co wcześniej nazwaliśmy Velen.
Świadczy to nie tylko o rozmachu produkcji, ale też sugeruje nam, że różnorodna przyroda, warunki pogodowe i – co chyba najważniejsze - wyjątkowo odmienne lokalizacje wynikają z dbałości o wierne i klimatyczne przedstawienie tego świata.
Sapkowski powtarzał, że dla niego znacznie ważniejsi są bohaterowie niż zbudowanie spójnej krainy, a jednak jego twórczość zapełniona jest charakterystycznymi lokacjami i autor „Pani jeziora” nie ma oporów przed korzystaniem z dość typowych dla światów fantasy rozwiązań. Najlepszym przykładem jest tu Brokilon zamieszkany przez drzewolubne driady, wieże czarodziejów (chociaż chciałoby się powiedzieć: czarnoksiężników), szczęśliwe, jak z sielanki, wsie - przykładów jest wiele. To właśnie one, obok fantastycznych istot czy przygód, stanowią o tej baśniowości powieści i opowiadań Sapkowskiego.
Jasno widać, że Lauren S. Hissrich wie, co robi.
Publikowane przez nią zdjęcia całkiem nieźle wpasowują się w to, co chcą zobaczyć fani. Mamy więc obrazki, które jasno kojarzą się z konkretnymi miejscami z książek, są bardzo różnorodne i do tego – chociaż to subiektywne odczucie – mają klimat. Jestem prawie pewien, że fotografowane miejsca nie są przypadkowe.
Można oczywiście powiedzieć, że to kwestia PR-u i próba przypodobania się fanom. I załóżmy, że tak jest.
Przy takich działaniach niezbędna jest jednak znajomość tego, do kogo się mówi i odpowiednie rozeznanie w temacie i nastrojach. Wbrew pozorom łatwiej jest kogoś wkurzyć niż mu schlebiać. Już nie wspominając o tym, jak wymagający są polscy fani. Wydaje się, Lauren S. Hissrich – mimo niemałego hejtu, który spadł na nią – bardzo skutecznie potrafi rozgrzewać emocje i tak dobierać treści, aby przekonać potencjalnych widzów do swojej produkcji. I chociaż nawet kilka jaskółek, wiosny nie czyni, a my ciągle możemy zastanawiać się, jaki będzie ten „Wiedźmin”, tak jeśli chodzi o lokacje, to jestem coraz spokojniejszy.