Finałowy odcinek "Marvel's What If…?", czyli serii odpowiadającej na pytania "a co by było, gdyby" już za nami. Disney powołał do życia "Strażników Multiwersum". Kto trafił do tego zacnego grona?
Uwaga na spoilery z "Marvel's What If…?"
Pierwszy sezon "Marvel's What If…?", czyli serialu animowanego dla fanów superbohaterów dostępnego na platformie Disney+, już za nami. Po ośmiu odcinkach spędzonych na przedstawianiu widzom kolejnych inkarnacji tych nie-do-końca znanych bohaterów (i złoczyńców), przyszła wreszcie kolej na finałową konfrontację.
"What If…?", czyli Strażnicy Multiwersum (kontra dokoksowany Ultron)
Już w przedostatnim epizodzie byliśmy świadkami zdobycia przez pewnego Ultrona kosmicznej potęgi. Po tym, jak w swoim własnym uniwersum unicestwił niemal wszystkie żywe istoty, ten zbudowany przez Tony'ego Starka śmiercionośny robot (który w widzianej tu inkarnacji posiadł syntetyczne ciało, zanim bohaterowie stworzyli Visiona), ruszył na podbój Wieloświatu. Wykorzystał w tym celu Kamienie Nieskończoności ukradzione (i to w naprawdę widowiskowy sposób) samemu Thanosowi.
Pod koniec ósmego odcinka "What If…?" wyposażony w te klejnoty Ultron stoczył pojedynek z Watcherem, naszym narratorem. Walka zakończyła się remisem, a kosmiczny byt, który podgląda bohaterów rozsianych po całym multiwersum, postanowił udać się po pomoc do naszego starego znajomego. Chodzi tu o Doktora Strange'a ze zniszczonego wymiaru, w którym Naczelny Czarownik ziemskiego łez padołu przeszedł na ciemną str… zatracił się w próbach ratowania ukochanej.
Watcher i Strange Supreme uznali, że pora zebrać wieloświatową drużynę.
Na początku ostatniego odcinka finałowego sezonu widzieliśmy jak Watcher i pomagający mu Strange Supreme kompletują zespół, w którym… nie znalazł się żaden znany nam bohater z Marvel Cinematic Universe! Zamiast tego do Strażników Multiwersum, gdyż tak przechrzczono tę zgraję, zostali powołani:
- Kapitan Carter - czyli Peggy z pierwszego odcinka, w którym to ona przyjęła serum superżołnierza zamiast Steve'a Rogersa;
- T'Challa A.K.A. Starlord - dziedzic Wakandy, który jako dziecko został wychowankiem Yondu i przejął władzę nad grupą Ravegers;
- Erik "Czarna Pantera" Killmonger - kuzyn T'Challi, który w swoim świecie zabił zarówno krewniaka, jak i Iron Mana, by zdobyć tron;
- Imprezowicz Thor - nordycki bóg piorunów, który wychowywał się bez Lokiego u boku i przypomina wiecznego studenta;
- Gamorra - i to w wersji, o której w zasadzie nic nie wiemy, bo odcinek jej poświęcony z powodu pandemii nie został ukończony na czas.
Co ciekawe, zabrakło tutaj Spider-Mana z uniwersum pełnego zombie, ale to wcale nie oznacza, że scenarzyści o odcinku poświęconego nieumarłym zapomnieli. Do gry w pewnym momencie weszła przy tym Czarna Wdowa z wymiaru Ultrona, za to o Hanku Pymie mordującym kolejno potencjalnych Avengersów to już (chyba) ktoś zapomniał. Może ta postać wróci w 2. sezonie?
Mimo pewnych dziwnych braków zebranie aż tylu postaci (tak podobnych do tych, które znamy, a jednocześnie tak bardzo od nich różnych) robi niesamowite wrażenie. Mamy tutaj co prawda do czynienia "tylko" z animacją, która (raczej?) nie będzie miała wpływu na rozwój aktorskiego MCU, ale z bohaterami łatwiej się identyfikować niż w innych produkcjach tego typu, gdyż ich rysunkowe wersje bazują na prawdziwych aktorach.
Dlaczego jest Gamorra?
Tak jak wiedzieliśmy już, czego się spodziewać po pozostałych postaciach, to wielką niewiadomą tego odcinka była Gamorra, gdyż nie było nam dane obejrzeć poświęconego jej epizodu. Na szczęście początkowe sceny wyjaśniły nam, że ta jej wersja znała się z Tony Starkiem, a na akcję zabrała ze sobą urządzenie, które potrafi niszczyć Kamienie Nieskończoności.
A jak zgraja, do której dołączyła ta Gamorra, wypadła? Okazuje się, że chociaż na pierwszy rzut oka Watcher wybierał swój zespół na chybił-trafił, w praktyce wszystko tutaj zagrało. Pomiędzy postaciami było czuć od samego początku chemię (zwłaszcza na linii Peggy-Natasha!), a zakończenie było satysfakcjonujące. Przez chwilę nawet miałem wrażenie, że Czarna Wdowa zaliczy comeback.
Zapowiadało się przez chwilę na to, że TA postać trafi do tego naszego MCU!
Natasha, która przetrwała w obróconym w pył uniwersum Ultrona, nie chciała przejść przez wrota, które miały zaprowadzić ją do domu - i trudno się dziwić. Watcher, który złamał swoją przysięgę i wreszcie zainterweniował, nie był jednak okrutny i zamiast tego pozwolił jej dotrzeć do świata, w którym inna Czarna Wdowa umarła, dzięki czemu Romanoff mogła zająć jej miejsce.
Nie była to jednak Ziemia znana z MCU; Czarna Wdowa trafiła na Avengersów walczących z Lokim dzierżącym jeszcze swoje berło. Nie mam też dobrych wiadomości dla fanów Michaela B. Jordana, bo Erik Killmonger został uwięziony przez Watchera w kieszonkowym wymiarze wraz z Ultronem kontrolowanym przez Zolę… Iron Man również nie szykuje się na powrót - ale przynajmniej w tym odcinku Tony Stark ani razu nie zginął!).
"A co by było, gdyby…?", czyli inaczej "Co, jeśli…?"
Cieszy, że scenarzyści Marvela, gdy odpowiadali sobie na to pytanie, popuścili wodze wyobraźni. Jeszcze dwa miesiące temu się martwiłem, że "What If…?" będzie nudne jak flaki z olejem, a kolejne odcinki będą silnie bazowały na filmach, ale tak się nie stało. Serial się rozkręcił i przerósł moje oczekiwania, bo poszedł w nieoczywistym kierunku, rozbudzając apetyt na więcej.
Jakby tego było mało, przedstawiciele Disneya w swojej animacji nie bali się zadawać trudnych pytań i naprawdę mrocznych motywów (Strange Supreme!). Fani mogą czuć się teraz dopieszczeni - a ja sam z wypiekami na twarzy czekam na kolejny sezon oraz… kolejne produkcje aktorskie. Tych zaraz będzie całkiem sporo: od "Eternals", przez serial "Hawkeye", na "Spider-Manie 3" kończąc.