REKLAMA

"Obsesja" mnie zahipnotyzowała. Ten film na Max to dramat i kicz w jednym

W „Obsesji” Todda Haynesa poważne portrety psychologiczne mieszają się z (powściągliwą, ale jednak) autoironią; współczucie, przejęcie i poczucie przytłoczenia ustępują niezręcznościom i zażenowaniu. Tonalny miszmasz stanowi istotę tego nieoczywistego obrazu, który - choć niepozbawiony mankamentów - ostatecznie okazał się jedną z najciekawszych i najbardziej wyrafinowanych kinowych nowości 2024 roku.

obsesja film 2024 recenzja opinie natalie portman may december
REKLAMA

Napisany przez Samy Burch skrypt „Obsesji” (tyt. oryg. „May December”) bazuje na opracowanej przez nią i jej męża Alexa Mechanika historii - luźno inspirowanej głośnym skandalem z udziałem Mary Kay Letourneau. Ta nauczycielka z Seattle w 1997 przyznała się do dwukrotnego gwałtu na swoim 13-letnim uczniu. Sama miała wówczas 34 lata. Na skutek porozumienia jej wyrok skrócono do 6 miesięcy więzienia, ale zaledwie dwa tygodnie po zwolnieniu ponownie przyłapano ją z chłopcem w samochodzie. Jej pierwsze dziecko z Vilim Fualaau urodziło się w maju 1997 roku, gdy czekała na wyrok. Drugie - w październiku 1998. Kobieta odsiadywała wówczas karę 7,5 roku pozbawienia wolności. Gdy tylko opuściła zakład penitencjarny, wyszła za mąż za 21-letniego już Fualaau. 

„Obsesja” zabiera nas do domu podobnej pary. Gracie Atherton-Yoo (Julianne Moore) i znacznie od niej młodszy, 36-letni Joe Yoo (Charles Melton) zdają się tworzyć szczęśliwą rodzinę, choć do ich pierwszego zbliżenia doszło w czasie, gdy Joe miał zaledwie 13 lat i pomagał sprzątać kobiecie w jej sklepie - co poskutkowało zarówno ciążą, jak i odsiadką. Rzecz jasna Ameryka nie przyglądała się tej sytuacji obojętnie; ciekawskie społeczeństwo, media i twórcy marzyli (i wciąż marzą) o tym, by zajrzeć za kulisy życia kontrowersyjnej pary - niechęć czy wrogość, z którą państwo Yoo wciąż jeszcze się mierzą (paczka z odchodami pod bramą wjazdową to standard), nie są na tyle potężne, by przezwyciężyć stare, dobre wścibstwo.

Obecnej relacji i otoczeniu małżeństwa przyglądamy się z perspektywy aktorki Elizabeth Berry (Natalie Portman), która planuje wcielić się w Gracie w swoim niezależnym filmie. Produkcja ma ponoć rzetelnie opowiedzieć tę historię, w związku z czym coraz bardziej zafascynowana Elizabeth śledzi każdy szczegół życia rodziny Yoo, zagłębiając się w jej pełną pozorów codzienność. 

Czytaj więcej o filmowych nowościach na łamach Spider's Web:

REKLAMA

Obsesja - recenzja filmu dostępnego na Max

„Obsesja” to kino, które lubi dziwić. Z jednej strony mamy do czynienia z jednym z najbardziej bezpośrednich, momentami wręcz zastanawiająco banalnych obrazów Haynesa (kilka metafor może poszczycić się głębią kałuży), z drugiej - jak wspominałem - mówimy też o tytule wielowarstwowym, momentami nieoczywistym i otwartym na interpretacje. 

„May December” to przede wszystkim - w mojej opinii - egzystencjalny dramat w powłoce brukowca. A zatem: trudna, inspirowana wstrząsającymi faktami historia zamknięta w ramy kampu, humoru i rozmaitych niezręczności. Reżyser odpalił działa w wielu kierunkach: dostaje się filmowej branży, tabloidyzacji, sępiej szerokiej publice, celebryckiej obłudzie. Twórca wykorzystuje wspomniane kontrastowe elementy, by zadrwić z siebie i podważyć własną (a przy tym: innych twórców przekonanych o własnym potencjale psychoanalitycznym) wiarygodność. A przy okazji wymierzać ciosy oraz zwrócić uwagę na kolejny rozdźwięk, mianowicie: pomiędzy tym, co naprawdę dzieje się na ekranie, a tym, w jaki sposób na to reagujemy.

Na szczęście na żywo działa to sprawniej i ciekawiej, niż prezentuje się „na papierze”: gdy głośna, melodramatyczna muzyka zderza się z zupełnie niepasującą do niej sceną, łatwo zareagować śmiechem, który - biorąc pod uwagę ekranowe wydarzenia - często okazuje się być reakcją zwyczajnie nie na miejscu. A to tylko jedno z kilku źródeł niedogodności: Haynes nieustannie lawiruje między tonalnymi skrajnościami, skrupulatnie budując u widza poczucie dyskomfortu. „Obsesja” jest niewygodna, wywołuje rozbawienie, współczucie, frustrację i poczucie zagubienia. Nie odkrywa przed nami jednej, ostatecznej prawdy. Sądzę jednak, że zachęca do indywidualnej eksploracji.

Obsesja

Zarówno Moore, jak i Portman swoimi kreacjami wpisują się w standardy swojego emploi. Są, rzecz jasna, znakomite, ale koniec końców i przyćmiewa je kreacja Charlesa Meltona - trudno nie czuć potężnego zaskoczenia faktem, że z tak niebywałym wyczuciem wcielił się w tę poszkodowaną postać. Jego prawie-czterdziestoletni Joe to w głębi ducha straumatyzowany nastolatek - jest aż boleśnie wiarygodny, a w tej wiarygodności: przejmujący. Znany głównie z „Riverdale” młody artysta może jeszcze namieszać w branży. 

Cały ten zamierzony, prześmiewczy, telenowelowy melodramatyzm, niedopowiedzenia generowane na zmianę z frazesem oraz seria wielu innych skrajności składają się na film o udawaniu, o manipulowaniu prawdą, o miłości do podglądactwa i ferowania wyroków, o zachwycaniu się syntetyczną fasadą, o głodzie sensacji.

„Obsesję” jest też zresztą swoistym portretem osób na różne sposoby oderwanych od rzeczywistości.

REKLAMA

Oderwani od rzeczywistości są bohaterowie skandalu; oderwana jest też Elizabeth, która chce wiedzieć jak najwięcej, by wpleść całe to doświadczenie w method acting. W końcu: o oderwaniu się od rzeczywistości marzy gawiedź, publika, która uwielbia paść się na cudzych błędach, porażkach i nieszczęściu. Wszystko, byle jak najmniej myśleć o swoich własnych. Fantastyczne, że to hipnotyzujące dzieło Hynesa działa na tylu poziomach jednocześnie. 

Film obejrzycie tutaj:
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA