Nikt: chcemy nowe "Dirty Dancing". Netflix: mamy nowe "Dirty Dancing" w domu. Oceniamy "Pod wiatr"
"Pod wiatr" już na platformie Netflix. To polski melodramat skierowany do młodzieży, który wygląda jak... pierwsza lepsza polska komedia romantyczna. Twórcy korzystają z dobrego wzorca, inspirując się kultowym filmem tanecznym, ale efekt jest mizerny. Nastolatkowie powiedzą co najwyżej: "ale klawo". Z naszej recenzji dowiecie się, czemu nie warto oglądać nowej, rodzimej produkcji platformy streamingowej.
OCENA
Młodzi chcą inaczej. Oni chcą po swojemu - prawda znana ludziom od wieków, będąca powodem kolejnych międzypokoleniowych wojen i wojenek. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce zadać jej kłam. W tym wypadku to scenarzysta Julian Kijowski. Stwierdził on, że wcale nie. Nastolatkowie chcą mieć te same historie, co ich rodzice, tylko lekko zmodernizowane. Dlatego "Pod wiatr" wydaje się nieudolną podróbką tanecznego szlagieru z lat 80. "Dirty Dancing".
Oto "Wirujący seks" po polsku, w którym letni ośrodek wypoczynkowy zostaje zmieniony na wakacyjny kurort nad Bałtykiem, zmysłowe harce na w zamyśle widowiskowe popisy kitesurfingowe, przystojny instruktor tańca na rodzime wyobrażenie zbuntowanego kitesurfera, a Frances na swojską dziewczynę z bogatej rodziny. Aż dziw bierze, że nie usłyszymy tu "nikt nie postawi Ani w kącie", bo reminiscencje "Dirty Dancing" nachodzą tu widzów bez przerwy. I to samo w sobie nie byłoby wcale takie złe. Ale zostało podane z werwą godną polskich komedii romantycznych.
Pod wiatr - recenzja polskiego filmu Netfliksa
Ania dumnie kroczy śladami Baby. Tak jak Frances ciągle stawia potrzeby ojca ponad swoje. Kiedy rodzic ustala jej przyszłość podczas kolacji z przyjaciółmi, szuka pretekstu, aby z niej uciec. Dopiero gdy poznaje pełnego łobuzerskiego uroku Michała, postanawia zawalczyć o siebie i własne życie. Relacja z chłopakiem pozwala jej odkryć nowe rozrywki, mające miejsce gdzieś w cieniu atrakcji dla bogaczy oferowanych przez nadmorski kurort.
Gdzie się podziały tamte prywatki Wojciecha Gąssowskiego śpiewane dla siedzących grzecznie na krzesełkach gościach hotelu, przeciwstawiane są hip-hopowo/jazzowym rytmom piosenek Bitaminy skierowanych do grupy gibiących się na plaży kitesurferów. Trudno stwierdzić, która z przedstawionych sytuacji miałaby być nudniejsza. Wygląda bowiem na to, że stojący za kamerą Kristoffer Rus przeniósł do filmu najgorsze standardy telewizyjnych seriali, przy których pracował, takich jak "Rodzinka.pl", "Lepsza połowa" czy "Piękni i bezrobotni".
Gdzie tu szał spoconych ciał? Gdzie emocje? Gdzie gorące noce? Podczas wieczorów na koloniach uczniów podstawówki więcej się dzieje. Wszystko jest tutaj ugrzecznione. Kitesurferzy przekupują ochroniarza jointem, palą papierosy, ale w wolnych chwilach wypiją co najwyżej jedno piwo, pogibią się i pośpiewają, a w ogóle to najchętniej urządzą sobie improwizowaną wigilię w środku lata, bo zimą nie mogą się spotkać. Już ponad 60-letnia "Gidget" może pochwalić się większą iskrą, szaleństwem i charakterem.
Pod wiatr - czy warto obejrzeć nowy polski film Netfliksa?
Rus prowadzi opowieść jakby od niechcenia. Odhacza kolejne gatunkowe klisze, ale nie ma pojęcia, co z nimi zrobić. Romans z kitesurferem ma być dla protagonistki przeżyciem inicjacyjnym oraz pozwalającym przerobić traumę po śmierci matki. Twórcy sięgają więc po najtańsze z możliwych chwytów, aby wymusić na nas jakiekolwiek emocje. Można je jednak zbyć co najwyżej wzruszeniem ramion lub ziewaniem. Wszystko jak po sznurku zmierza tu bowiem do przewidywalnego rozwiązania, po drodze się na dodatek rozsypując.
Twórcy mnożą postaci i podejmowane tematy, ale nie potrafią połączyć ich w jedną całość. Dlatego po ekranie co jakiś czas przemyka tajemnicza żona europosła. Po co? Dlaczego? Jaka jest jej rola w narracji? Odpowiedzi na te pytania nigdy nie poznamy. Podobnie zresztą jak nie dowiemy się, dla kogo "Pod wiatr" właściwie powstało. Rus życzyłby sobie na pewno trafić do młodzieży. Wprowadzając wątek LGBT i szpikując ścieżkę dźwiękową wpadającą w ucho muzyką, próbował bowiem zrobić cool nowoczesny film. Nastolatkowie pozostanie go jednak określić mianem bekowego.
"Pod wiatr" obejrzycie na Netfliksie, ale darujcie sobie i od razu odpalcie "Dirty Dancing".
*Zdj. główne: Pod wiatr/Netflix/Łukasz Bąk