REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się
  3. Dramy

Afera ze zbiórką na chorego syna piłkarza zaszła za daleko. Nawet Stanowski podpadł swoim fanom

Syn piłkarza Jakuba Rzeźniczaka jest ciężko chory – ma guza na wątrobie. Zbiórkę na badanie dziecka założyła jego była partnerka, Magadalena Stępień. Zerwał z nią, kiedy jeszcze byłą w ciąży. Internauci wkurzyli się, że celebryci chwalą się życiem w luksusie, a potem wyciągają ręce do zwykłych ludzi. Swoje trzy grosze do sprawy dorzucił Dziki Trener i Krzysztof Stanowski, a afera przybrała niesamowity rozmiar.

10.02.2022
19:25
rzezniczak stepien stanowski zbiorka dziecko afera
REKLAMA

Zbiórka na Oliwiera, która założyła modelka Magdalena Stępień, nie zapowiadała takiej burzy. Ba! Pieniądze na leczenie zostały uzbierane w jeden dzień. Internauci zaczęli jednak pytać: a co z ojcem? I zaczęli posądzać znanego piłkarza Jakuba Rzeźniczka o porzucenie chorego syna. Aferę rozkręciły media, a także i Dziki Trener.

REKLAMA

Do akcji wkroczył też Krzysztof Stanowski, którego najnowszy film jednak nie spodobał się internautom. Uważają, że przesadził z bronieniem znajomego piłkarza. Przyjrzymy się jednak całej historii od początku, by choć trochę zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego powinniśmy nieco wyhamować z ocenami.

Magdalena Stępień organizuje zbiórkę na chore dziecko. Jego ojcem jest znany piłkarz Jakub Rzeźniczak.

Magdalena Stępień ujawniła pod koniec stycznia, że jej syn Oliwier jest ciężko chory, choć wcześniej nie miał żadnych niepokojonych objawów. Okazało się, że ma bardzo rzadko występujący nowotwór wątroby. Mimo że chłopiec urodził się pół roku temu, to już ma za sobą pierwszą chemioterapię. Modelka znalazła klinikę w Izraelu, która opracowuje i stosuje najnowsze metody leczenia. Najpierw jednak chłopiec musiałby być tam przebadany i to właśnie na cel potrzebowała 350 tys. złotych.

W związku z tym, że dużo podróżowaliśmy regularnie kontrolowałam wyniki badań mojego syna. Po powrocie do kraju z ostatniej naszej podróży również przeprowadziłam takie badania. Bardzo zaniepokoiły mnie ich wyniki. Postanowiłam nie odpuszczać i drążyć temat. I tak znaleźliśmy się w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tutaj, po wielu badaniach usłyszałam potworną diagnozę - mój półroczny synek ma ogromnego, bo aż 12 cm guza na wątrobie! W tym momencie jakby cały świat się zawalił! Wynik histopatologiczny dał przerażającą odpowiedź - MALIGNANT RHABDOID THUMOR LIVER. Jeden z najrzadszych, bardzo agresywnych i opornych na leczenie nowotworów złośliwych - mięsak tkanek miękkich, a w naszym przypadku wątroby. W Polsce Oliwier jest prawdopodobnie trzecim dzieckiem z takim rozpoznaniem. Z informacji, które do mnie dotarły, dowiedziałam się, że szansa na wyleczenie Mojego Małego Wojownika w Polsce to tylko 2 proc.!!! Nie ma tutaj leku, który zatrzymałby te komórki nowotworowe. 

- czytamy w opisie zbiórki

Zbiórka jakich wiele. Pewnie nikt by nie robił z tego takiej afery, gdyby nie ojciec dziecka. To były reprezentant Polski i obrońca Wisły Płock, który często gościł nie tylko na portalach sportowych, ale i w tabloidach. Wszystko przez bujne i niezbyt przykładne życie uczuciowe - swoją pierwszą żonę zdradził z kobietą, z którą ma córkę. W marcu 2020 roku związał się z Magdaleną Stępień, z którą ma Oliwiera. Rozstał się z nią z nią w czerwcu zeszłego roku, gdy kobieta jeszcze była w ciąży. W sierpniu pochwalił się nową dziewczyną, której oświadczył się w grudniu.

Internauci byli wściekli i zarzucali mu, że nie tylko nie zajmuje się chorym synem, ale jeszcze nie płaci za jego leczenie, choć jest znanym piłkarzem, ma kontrakt z Pumą i mercedesa za 700 tys. złotych. Tylko że ta całą historia wcale nie jest taka jednoznaczna.

Dziki Trener komentuje zbiórkę.

Sprawa nabrała rozgłosu za sprawą Dzikiego Trenera. Jego filmik na YouTubie ma już ponad milion wyświetleń. Mówi w nim, że celebryci, którzy na co dzień w mediach i na Instagramie szpanują wycieczkami, lotami helikopterem i pierścionkami z diamentem, nagle nie mają kilkuset tysięcy złotych na leczenie własnego dziecka. Zakłamują rzeczywistość, a potem proszą o pieniądze. My im wierzymy i zazdrościmy luksusów, ale to tylko iluzja.

Poruszył też temat niesprawiedliwości takich zbiórek. Celebrytom bardzo łatwo jest dopiąć celu. Słabo też wygląda kwestia brania pieniędzy od zwykłych Kowalskich, skoro z pewnością mają majętnych znajomych, od których mogą wziąć pożyczkę. Tymczasem zwykli Kowalscy nie dość, że rzadko uzbierają odpowiednią kwotę, to do tego muszą niekiedy sprzedawać dom, samochód i pracować na trzy etaty.

Znani ludzie często wpadają na pomysł wykorzystania swojej popularności i zbierania na swoje sprawy dlatego, że łatwiej się korzysta z pieniędzy, które spadły z nieba (...). Trzymam kciuki, żeby leczenie się udało, ale trzymam też kciuki, żeby takie sytuacje nie miały miejsca - bo to nie zwykły Polak, który ledwo wiąże koniec z końcem, ma płacić za coś, za co gwiazdy, celebryci, bogaci sportowcy mogą zapłacić sobie sami. I łapanie ludzi grą na emocjach też nie jest w porządku

- mówi Dziki Trener.

Do afery odniosła się Magdalena Stępień. Zbiórka na Oliwiera zakończyła się sukcesem, ale była na chwilę zablokowana.

Magdalena Stępień odniosła się do zarzutów. Wyznała, że mieszka u mamy z Oliwierem i nigdy nie była specjalnie bogata. Dodała też, że obecnie jej jedyny dochód to alimenty. Sprostowała też dezinformację o podróżach - była na wczasach jeszcze przed diagnozą chłopca. To akurat solidny argument, bo przecież nie mogła przewidzieć, że nagle będzie potrzebować pieniędzy na leczenie i nie oszukujmy się: ceny wakacji nad Polskim morzem czy za granicą nie różnią się aż tak bardzo jak jeszcze parę lat temu.

Nie posiadam apartamentu, ani nie dostaję siedmiu tysięcy od Kuby miesięcznie. Nie, nie mam samochodu (...). Przed pandemią miałam stałą pracę, którą straciłam przez lockdown. Nie mogłam sobie poradzić z tym wszystkim, co mnie spotkało. Przechodziłam bardzo ciężki okres, a podróże i "ucieczka" z Polski pozwalały mi chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości

- napisała Magdalena Stępień
 class="wp-image-1890481"
Screen z Instagrama

Zbiórka na badanie Oliwiera w Izraelu zakończyła się sukcesem. W międzyczasie na chwilę została zablokowana, co mogło być po części wynikiem kontrowersji w internecie. Stępień opublikowała rozmowę z koleżanką.

Właśnie skończyłam rozmawiać z Magdą. Te brednie, które powiedział Dziki Trener, doprowadziły do tego, że zbiórka jest zablokowana i teraz matka, która powinna się pakować i lecieć na leczenie swojego dziecka, musi udowadniać, że jej dziecko jest chore.

Jak już chcesz wiedzieć panie najmądrzejszy, to tatuś dziecka przez 24 godziny nie odpowiadał na wiadomość matki, że potrzebne są pieniądze na leczenie dziecka. Stąd szybka decyzja o zakładaniu zbiórki na zrzutce.

- napisała znajoma modelki.

Mogło, ale nie musiało, chodzić o coś innego. Przyjaciółka, która założyła zbiórkę, wyjaśniała mediom, że "Z regulaminu zrzutka.pl wynika, ze każda zbiórka powyżej 50 tys. zł zostaje poddana szczegółowej weryfikacji. Dodaliśmy wszystkie dokumenty, zarówno dokumentację medyczną Oliwiera, jak i kosztorys ze szpitala w Izraelu".

W tym momencie zbiórka dalej jest aktywna, a początkowa kwota 350 tys. złotych już została przekroczona i powoli zbliża się do pół miliona. Zakładany cel został osiągnięty błyskawicznie. "Kochani, dziękuję z całego serca, jeden dzień i mamy całą kwotę" - dziękowała darczyńcom Magdalena Stępień.

 class="wp-image-1890523"
Screen z zrzutka.pl

Sprawą zajął się nawet Krzysztof Stanowski.

Do sprawy odniósł się też Krzysztof Stanowski w programie "Dziennikarskie Zero" na Kanale Sportowym, który w całości poświęcił całemu zamieszaniu. Na samym wstępie zaznaczył, że Magdalenę Stępień widział raz, a Jakuba Rzeźniczaka mnóstwo razy, bo byli sąsiadami. Nigdy jednak się nie kumplowali i zdecydowanie nie pochwala jego burzliwych relacji z kobietami.

Stanowski porozmawiał z Rzeźniczakiem i rzucił zupełnie nowe światło na sprawę. Dziennikarz powiedział, że piłkarz jest "wrakiem człowieka" i "cały czas płacze". Dowiedział się, że guz się nieco zmniejszył po pierwszej chemii, więc jest nadzieja. Stanowski wytłumaczył też, że to nie jest tak, że ojciec-playboy olał chore dziecko.

Po pierwsze: miał nic wcześniej nie wiedzieć o zbiórce, a jego była zdecydowała o stworzeniu jej sama. Po drugie: był przy dziecku w Centrum Zdrowia Dziecka, a na zgrupowanie wrócił, gdy zostało odizolowane z powodu zakażenia się Covid-19. Po trzecie: miał nie dorzucić się do zbiórki, bowiem nie jest do końca przekonany o konieczności prowadzenia badań w Izraelu, skoro w Polsce już trwa leczenie. - Zdaniem lekarzy, tak jak przekazał mi to Kuba, ta wycieczka nie pomoże - przekazał Stanowski.

Dziennikarz powiedział też, że piłkarze w Polsce wcale tak dużo nie zarabiają, a krążąca w sieci rozpiska wynagrodzeń pochodzi z... gry "Football Manager". Przypomniał też liczne akcje charytatywne, w których brał udział Rzeźniczak. "Internet jest zawalony przykładami tego, że Kuba nie ma wywalone na chore dzieci. Nagle miałby mieć wywalone na swoje?" - pytał retorycznie dziennikarz. Wyjaśnił też, że piłkarz rozstał się z modelką, bo im się nie układało. Wiedział o dziecku, ale nie wiedziała, kiedy to zakończyć. "Wiedział, że nie ma dobrego momentu, ale po prostu to przeciął" – powiedział dziennikarz.

Krzysztof Stanowski stał się w ostatnim czasie głosem ludu. Stało się to po słynnym apelu w sprawie gali organizowanej przez Marcina Najmana, za którą stoi m.in. były gangster Słowik. Jego wywiad z burmistrzem Wielunia, w którym miała się odbyć gala, już przeszedł do historii. Tym razem jednak jego odezwa do narodu nie spodobała się internautom. Dlaczego? Bo "przesadził z wybielaczem". Internauci zastanawiają się, czy jakby analogiczna sytuacja przytrafiła się Najmanowi (nikt oczywiście tego nikomu nie życzy), to czy też by go tak bronił.

REKLAMA
 class="wp-image-1890472"
Screeny z YouTube

Cała sprawa, która na początku wydawała się banalna, jest znacznie trudniejsza do oceny. I może oceniać się jej nie powinno. Internauci nie znają całego kontekstu i choć ciągle odsłaniane są w sieci kulisy życia sławnych i bogatych, to nadal tylko urywki informacji. Rodzice już mają sporo zmartwień na głowie, a teraz jeszcze muszą komentować internetową inbę. Dali ciała ze swoim związkiem i niedogadaniem się w kwestii zbiórki, ale obecna afera nie służy nikomu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA