W 2013 jeszcze wiele zespołów i artystów ma zamiar szturmować na nasze uszy i portfele. Niektórzy nowe albumy wydadzą na dniach, na inne poczekamy dłużej, jeszcze inne nie mają nawet ustalonej daty. Zebraliśmy dla was kilka tych, o których będzie najgłośniej. Posłuchajcie, i zacznijcie się zastanawiać się na co odkładać kasę.
Wspominaliśmy już wcześniej m.in. o nowym Placebo, Janelle Monae, Pixies oraz Franz Ferdinand. Tutaj w pigułce reszta, też godna uwagi, o której zdecydowaliśmy się dać tylko szybką lekturkę do ogarnięcia..
Zaczniemy od półki popowej. Kiedy w marcu Justin Timberlake powrócił z "The 20/20 Experience" już wtedy zapowiadał że jeszcze w tym roku ukaże się druga część tej płyty. Jako że album jest świetny (co wyniki sprzedaży tylko potwierdzają), wielu nie mogło się doczekać. Przed paroma dniami rozpoczęło się stawanie słowa ciałem - mamy już singiel "Take Back The Night", który brzmi nieco bardziej dyskotekowo niż utwory ze znanego już albumu. Ale to wciąż świetnie swingująca dyskoteka z lat '80. "The 20/20 Experience 2 of 2" jest już w pre-orderze na iTunes, i planowo ma się ukazać 30 września. Nie wiem jak wy, ale ja kupuję w ciemno nawet wersję deluxe. "Take Back The Night" zapowiada genialną płytę.
Avril Lavigne nad nadchodzącym nowym albumem pracowała m.in. z Chadem Kroegerem - wokalistą Nickelback. I to już chyba tłumaczy, dlaczego single zwiastujący ten krążek są tak... denne. Są dobre brzmieniowo, chwytliwe, ale mimo tego, totalnie denne. Najnowszy "Rock N Roll" niebezpiecznie przypomina stylistkę najgorszego albumu Avril "The Best Damn Thing" z 2007 - czyli na siłę udawane dawne punk-rockowe dokonania z początków Avril wplątując w to luz i imprezowanie. Ktoś ze sztabu promocji Avril wpadł na ciekawy pomysł promocji - fani mogą wystąpić w lyric video utworu (tak jak mogli w takowym do wcześniejszego "Here's To Never Growing Up"), używając do tego... Instagram Video. A swoją drogą, wspomniany "The Best Damn Thing" był tworzony z ówczesnym mężem Avril - Deryckiem Whibley'em, a nadchodzący był tworzony z nowym partnerem, od jakiegoś czasu mężem. A najlepsze albumy robiła gdy była stanu wolnego. Czy o czymś to świadczy? ;)
One Direction na złość wszystkim nie chce się rozpaść - jak na prawdziwy boysband z castingu należy - i dalej nagrywa nowe utwory. Nie wiem czy "Best Song Ever" jest zwiastunem całego nowego krążka, czy jakiejś reedycji, i wiedzieć chyba nie chcę. Z 1D jest ten problem, że oni w zasadzie mają naprawdę niezły potencjał, by każdy z osobna robił własną karierę, ale są strasznie do siebie uczepieni (zapewne jakimiś kontraktami), i przez to każdy z nich brzmi tak samo i ich głosów odróżnić nie idzie. A najnowszy singiel ani trochę nie odstaje od wcześniejszych dokonań boysbandu. A szkoda, bo cover "One Way Or Another" brzmiał już naprawdę nieźle, i przez moment człowiek miał nadzieję że z tych panów jeszcze coś fajnego się wykiełkuje. A autor tekstu nowego singla miał niezłe poczucie humoru...
Gdyby nie to że Ewa Farna od samego początku kariery była komercyjną gwiazdą, to po wysłuchaniu najnowszego "Znaku" krzyknąłbym z toną prawdziwego hejtera "sprzedała się!". Z tym że tu mamy sprzedanie się do... niemal klubowego popu! Jeśli ktoś znał Farnej więcej niż tylko z singli, ten wiedział że na albumach potrafiła dać naprawdę niezłego rockowego ognia - zresztą "Cicho" też to udowadniało. Ale przy tym też była przystępna i mainstreamowa. Idealna gwiazda dla młodzieży, której nawet dorośli mogli słuchać bez wstydu. Po przesłuchaniu "Znaku" ręce mi opadły. Wam nawet nie radzę odpalać.
Starczy już tej katorgii dla uszu, zajmijmy się naprawdę dobrą muzyką. Już 12 sierpnia dostaniemy nowy, trzeci album White Lies, który otrzymał tytuł "Big TV". Po świetnym debiucie z 2008, przez który panowie byli określani zbawcami brytyjskiej sceny alternatywnej, dwa lata później dostaliśmy naprawdę słaby i miałki "Ritual". Po znanych obecnie dwóch nowych singlach "There Goes Our Love Again" oraz "Gettin Even" zapowiada się... średnio. Ten pierwszy ma w sobie ducha i lekkość debiutanckiego albumu."Getting Even" brzmi jakby trochę przekombinowane, ale mimo wszystko dobrze. Mam nadzieję że zbliżający się krążek będzie umiał mnie porwać tak mocno, jak zrobił to głos Harry'ego w "Farewell To The Fairground" i "Death" sprzed pięciu laty.
26 sierpnia panowie z Avenged Sevenfold wydadzą nowy album "Hail To The King". Powiedziałbym "hardkorowcy". ale singiel tytułowy nie jest takim ostrym mózgotrzepem jak z czasów "Afterlife" i "Nightmare". Grupa ciut skręciła z typowego hardrocka i progresu w stronę ciut bardziej klasycznego rocka, a Shadows jakby... nauczył się śpiewać, a przynajmniej zaczął robić w tym postępy. Mam nadzieję, że tekstowo album nie będzie tak depresyjny jak "Nightmare". Jasne, mną też wstrząsnęła śmierć Jimmmy'ego "The Rev" Sullivana, ale ostatnio to zaczęło przypominać "robienie kariery na trupie".
Zmieniamy totalnie klimat i lecimy... do Arabów. M.I.A. swój nadchodzący album zatytułowała "Mathangi" (ciekawostka - w tytułach płyt najpierw był ojciec, potem matka, potem ona, i teraz znowu ona. Ciekawe kto następny dostanie tytuł?), ale premiery dokładnej jeszcze nie ustaliła, a nagrywa go od ponad roku - zapowiadał już go zeszłoroczny singiel "Bad Girls". Ja mam nadzieję że jeszcze w tym roku się spręży i wyda. A jest na co czekać - "Bring The Noize" brzmi jak z początków kariery M.I.A. z "Alurar" i "Kala" - pełno rytmów typowego world music, a nie od cholery durnych przesterów i elektroniki jak na ostatnim "// / Y /" z 2010 (do dziś nie jestem w stanie przesłuchać go od początku do końca za jednym razem...). I mam nadzieję, że wylansuje na tym krążku kolejny taki hit jak "Paper Planes".