REKLAMA

Film Song Sung Blue to czysta przyjemność. Skradnie wasze serca, słowo

Każdy ma swój gatunek lub typ filmów określany jako "comfort movies". Dla mnie są to musicale, filmy muzyczne, innymi słowy dzieła, w których muzyka odgrywa kluczową rolę. A gdy gra w nich Hugh Jackman, najlepiej śpiewający aktor w Hollywood, jestem spełniony. Czy to uczucie trwało także w trakcie najnowszego filmu z jego udziałem, czyli "Song Sung Blue"? Uspokajam: w znacznej większości tak.

OCENA :
8/10
song sung blue recenzja
REKLAMA

Przyznaję się bez bicia, że moja wiedza na temat Neila Diamonda i jego muzyki była stosunkowo skromna. Oczywiście, znam "Sweet Caroline" i pewnie filmowy Mike by mnie za to zbeształ, ale taki jest fakt. Oczywiście poszerzyłem swoją wiedzę w ramach przygotowań przed seansem, ale prawdę powiedziawszy, to nie jest film o Neilu Diamondzie. Oczywiście, znający jego twórczość z pewnością lepiej będą chwytać to, co widzą i oglądają, ale "Song Sung Blue" absolutnie nie wymaga, byśmy szli na seans z encyklopedyczną znajomością materiału. Nie trzeba znać twórczości Neila Diamonda, by wchłonąć pasję, którą emanują główni bohaterowie - jego wielcy fani, ale przede wszystkim ludzie, którzy - jakkolwiek banalnie może to brzmieć - w muzyce odnaleźli radość i miłość.

REKLAMA

Song Sung Blue - recenzja filmu. Król i królowa rozrywki

Mike Sardina (Jackman) to weteran wojenny z Wietnamu i alkoholik, który od 20 lat jest trzeźwy. Mężczyzna po wyjściu z nałogu zaczął zajmować się muzyką, choć nie na tyle profesjonalnie, jak w głębi duszy pragnie. Oprócz drobnych mechanicznych robótek na co dzień występuje wraz z innymi imitatorami największych gwiazd, grającymi raczej dla skromnej publiczności. W ten sposób poznaje Claire (Kate Hudson), kobietę po życiowych przejściach, która ma podobne marzenia co on - śpiewać i tym samym dawać radość innym oraz sobie. Wkrótce oboje, zafascynowani muzyką Neila Diamonda i połączeni wspólną pasją, zaczynają karierę sceniczną jako duet Lightning & Thunder.

Filmy o muzykach rządzą się swoimi prawami. W przypadku obrazowania ich karier łatwo jest popaść w skrajności - z jednej strony uczynić z muzyki lek na całe zło świata, z drugiej zaprezentować stały, sztucznie dramatyzowany schemat ze wzlotami, upadkami, nałogami - i tak w koło Macieju. "Song Sung Blue" nie pisze gatunku kina muzycznego na nowo, ale nie daje zaszufladkować ani siebie, ani swoich bohaterów w powyższy sposób - choć biorąc pod uwagę doświadczenia Mike'a i Claire, byłoby o to łatwo. Na szczęście w przypadku dzieła Craiga Brewera (reżysera i scenarzysty) nie mamy problemu, by zrozumieć zarówno uczucie, jakie ich łączy, ale także wczuć się w wyzwania, które los przed nimi stawia.

Hugh Jackman i Kate Hudson - kadr z filmu "Song Sung Blue"

Film naturalnie przedstawia historię bohaterów - zarówno w momentach, gdy zyskują sławę i miano lokalnych gwiazd, jak i gdy ich rzeczywistość przybiera ponure kształty. Pozytywne przesłanie o sile, jaką daje wzajemne wsparcie, nie jest zasłoną dymną -  trudne emocje i konflikty nie wynikają z niczego, rozumiemy, skąd się biorą. Mike i Claire to postacie z krwi i kości - cieszące się sukcesami, przeżywające porażki, doświadczone życiowo osoby, które oczywiście dążą do sukcesu, ale to, co oboje przeszli sprawia, że nie mierzą się ze zjawiskiem wody sodowej. Są normalnymi ludźmi, którzy są sobie potrzebni i pomimo coraz większego rozgłosu czy wielkich ambicji mierzą się z problemami, z którymi można się utożsamić. Bohaterom marzy się sława, ale potrafią doceniać małe rzeczy i małe radości - niezależnie, czy śpiewają jako support Pearl Jam, czy w azjatyckiej knajpce. Scena jest ich bezpieczną przestrzenią, w której mogą być sobą, dzielić się z innymi tym, co kochają i czasami zapominać o szarości życia, z którą na co dzień się zmagają.

Główni bohaterowie są muzycznym i życiowym duetem, który świetnie się dopełnia, także fabularnie. Reżyser początkowo więcej czasu poświęca Mike'owi, odsłania nam jego życiorys i przeszłość, jego pragnienie wielkości i niespełnione marzenie, które prawdopodobnie uciekło mu przez wojnę i nałóg. Równie sporo czasu poświęca Claire - kobiecie z aspiracjami, która dzięki relacji z Mikem nie tylko daje sobie szansę na szczęście w miłości, ale również wyjście z szarości, w której czuła, że tkwiła. Brewer buduje bohaterów wiarygodnie zarówno jako duet, jak i w formie samodzielnych postaci, które nie walczą o dominację na ekranie - kiedy trzeba, jedno wychodzi na wierzch, drugie bardzo sprawnie robi drugi, ważny, plan.

W filmie, co zrozumiałe, pojawiają się pewne wątki poboczne, jak np. kwestia lekomanii, ciąży, czy systemu opieki zdrowia, który nie dostrzega ludzi niemających odpowiednich pieniędzy, by się w nim znaleźć. Zostają wplecione z różnymi skutkami, czasami można też odnieść wrażenie, że film jest nieco zbyt pocięty montażowo, ale i tak sercem filmu pozostają przede wszystkim aktorzy. Hugh Jackman to jeden z moich ulubionych aktorów, który znakomicie korzysta ze swojego talentu wokalnego. W roli Mike'a Sardiny jest cholernie ujmujący, doskonale łapiąc balans pomiędzy pokiereszowanym życiowo gościem, którego ponura rzeczywistość długo wyprzedzała ambicje, a prawdziwym showmanem, który na scenie rozkwita i czuje, że naprawdę żyje.

Hugh Jackman jest w swoim żywiole - świetnie gra i jeszcze lepiej śpiewa.

O ile nigdy nie miałem wątpliwości co do Jackmana, o tyle byłem ciekaw, jak wypadnie Kate Hudson i czy aktor przypadkiem jej nie zdominuje na ekranie. Nic bardziej mylnego - oboje nie tylko znakomicie wypadają pod kątem wokalnym, ale są również fabularnie i zwłaszcza aktorsko, partnerami. Ona ma do zagrania więcej trudnych i wymagających scen, ale nie definiuje swojej postaci tylko przez to - znakomicie wypada zarówno w chwilach rozpaczy, jak i ciepła. Nic dziwnego, że nominowano ją do walki o Złoty Glob - jej rola jest naprawdę świetna. Jackman i Hudson są doskonale dobrani, mają wspaniałą chemię, a drugi plan w postaci Ellie Anderson (Rachel), King Princess (Angelina) czy Jima Belushiego (Tom) tworzy zgrabne tło.

Kate Hudson - kadr z filmu "Song Sung Blue"

"Song Sung Blue" to film, który mógłby być kiczowaty i cukierkowy. Stało się inaczej - dzieło Brewera inspiruje, ale nie odkleja od ziemi. Nie stroni od pokazywania trudów codziennego życia i nie traktuje muzyki czy miłości jako złotych lekarstw, które magicznie odmienią wszystko na lepsze, ale jako coś, co potrafi dać więcej światła w życiu ludziom, którzy potrzebują nieco radości oraz siebie nawzajem.

"Song Sung Blue" w kinach od 26 grudnia.

REKLAMA

Czytaj więcej na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-26T16:19:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-26T15:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-26T13:20:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-25T17:19:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-25T12:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T15:22:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T13:15:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T12:29:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T12:03:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T11:19:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T09:49:12+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T09:01:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T08:05:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-24T07:15:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T20:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-23T18:22:00+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA