Na Netfliksa wjechał pierwszy świąteczny film. Najwyższa pora - w końcu już listopad
Święta Bożego Narodzenia czas zacząć! Ci, którzy już pod koniec października przebierali nogami i ledwo powstrzymywali się przed słuchaniem świątecznych piosenek, mogą odetchnąć z ulgą i odpalić wrotki. Początek listopada to moment, kiedy w sklepowych witrynach zaczynają pojawiać się świąteczne dekoracje, a na Netfliksie - pierwsze świąteczne filmy. Czy produkcja "Spotkajmy się w przyszłe święta" jest godna rozpoczęcia tego magicznego okresu?
OCENA
Listopad i grudzień to moje ulubione jesienno-zimowe miesiące - właśnie w tym okresie następuje gigantyczny wysyp świątecznych potworków, z którymi wprost uwielbiam się mierzyć. Wszystkie wyglądają bliźniaczo podobnie i wpisują się w dobrze znane schematy doskonale znane z produkcji na święta. Gdybym miała podczas seansu grać w bingo zimowych komedii romantycznych, zakreśliłabym niemal wszystkie pola. Na mojej planszy nie było jednak hasła: "Pentatonix gra jedną z głównych ról"... chwila, co?
Netflix: Spotkajmy się w przyszłe święta - recenzja filmu świątecznego
Layla (Christina Milian) ma jedną tradycję, która co roku musi został spełniona, mianowicie: żadne święta nie mogą się odbyć bez pójścia na koncert zespołu Pentatonix. O swoim corocznym rytuale kobieta opowiada nowo poznanemu mężczyźnie, z którym ma okazję spędzić czas w oczekiwaniu na opóźniony samolot - okazuje się wówczas, że nieznajomi rozumieją się bez słów. W związku z tym, że Layla ma chłopaka i nie chce wymienić się mediami społecznościowymi, James postanawia złożyć jej propozycję: jeśli za rok nie będzie już w związku, to przeznaczenie ich połączy i oboje spotkają się na koncercie Pentatonix.
Rok później Layla nakrywa swojego chłopaka na zdradzie. Kiedy zapłakana popija wino ze swoją przyjaciółką, przypomina sobie o Jamesie i postanawia go odnaleźć. Chcąc kupić bilety na koncert zespołu Pentatonix, widzi zdjęcie mężczyzny z lotniska, jednak na jej drodze pojawia się pewien problem - bilety zostały już wszędzie wyprzedane. Za radą przyjaciółki postanawia zatrudnić konsjerża Teddy'ego, którego zadaniem jest postawienie wszystkiego do góry nogami, by spełnić życzenie klientki i wykopać wejściówką choćby spod ziemi. Layla towarzyszy Teddy'emu w poszukiwaniach biletu, by dostać się na koncert i spotkać miłość swojego życia. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że to nie James jest mężczyzną, którego szuka.
Muszę przyznać, że zamysł na produkcję był trochę ciekawszy niż zwykle - szczególnie, że widzowie dostali niespodziankę w postaci zespołu Pentatonix. Grupa było niejako spoiwem między Laylą a jej ukochanym. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że członkowie zespołu nie pojawili się wyłącznie podczas koncertu, ale mieli również swoje kwestie w filmie, aktywnie śledząc poczynania Layli. Twórcy mieli fajny pomysł na to, jak wpleść ich w fabułę, dzięki czemu pojawiło się sporo zabawnych momentów.
Mimo generalnie pozytywnych odczuć w stosunku do pierwszego świątecznego filmu Netfliksa w tym roku (choć nie wykluczam, że może to mieć związek z tym, że jeszcze nie zmęczyłam się oglądaniem podobnych materiałów), pojawiło się sporo żenujących i niewiarygodnych momentów. Jedną z najbardziej abstrakcyjnych scen była próba zdobycia torebki Chanel, która w równie abstrakcyjny sposób spaliła na panewce. Poza tym - przypadkowe wpadanie na siebie, nienaturalnie szybki rozwój relacji (w mniej niż 48 godzin), nielogiczne wybory, przewidywalne rozwiązania.
I ja rozumiem, że na wiele z tych elementów czasem przymykamy oko, ponieważ świąteczne filmy rządzą się swoimi prawami. Ale jednak w takich sytuacjach wybaczamy to twórcom, ponieważ w zamian dostajemy wzruszającą historię, autentycznych i barwnych bohaterów oraz momenty, w których możemy się zanurzyć i poczuć ducha świąt. Tutaj niestety ta magia świąt nie była odczuwalna, a o tym, że one rzeczywiście były dawały znać bezpośrednie komunikaty: "Ale przecież są święta", które powinny rozwiązać wszystkie problemy (na całe szczęście tak się nie dzieje).
Świąteczny okres na Netfliksie ruszył pełną parą i nie można powiedzieć, że zaczęło się najgorzej - "Spotkajmy się w przyszłe święta" to po prostu kolejna przyjemna komedia romantyczna, którą można włączyć do gotowania obiadu. W związku z tym, że do świąt zostało nieco ponad półtorej miesiąca, serwis z pewnością ma jeszcze kilka asów w rękawie, na które będę z niecierpliwością czekać. Ale z tym filmem wolałabym się już nie spotykać.
O świątecznych filmach czytaj w Spider's Web:
- "Czerwona Jedynka": recenzja filmu. Czy Dwayne Johnson i Chris Evans uratują święta?
- Widzowie pokochali tę scenę z "To właśnie miłość". Alan Rickman jej nie znosił
- "Świąteczny pensjonat" udowadnia, że "dużo" nie znaczy "dobrze"
- "Przepis na romantyczne święta" jest jak bombka, która powinna znaleźć się z tyłu choinki
- Odpuśćcie sobie "Kevina" i obejrzyjcie tę świąteczną komedię Netfliksa. Jest wspaniała