Kononowicz naprawdę potrzebuje pomocy. To był bardzo przykry odcinek "Sprawy dla reportera"
13 października wyemitowano zapowiadany od dłuższego czasu odcinek "Sprawy dla reportera", którego bohaterem był Krzysztof Kononowicz. Jedna ze stron konfliktu przekonywała, że białostoczanin jest ofiarą i potrzebuje pomocy. Druga bagatelizowała temat i twierdziła, że wręcz przeciwnie. Seans epizodu był naprawdę przykrym doświadczeniem.
Krzysztof Kononowicz: ofiara czy zwycięzca? Na to pytanie próbowali odpowiedzieć goście nowego odcinka "Sprawy dla reportera" w TVP. Jakiś czas temu, po wielu głośnych życiowych perturbacjach, Kononowicz zaczął odzyskiwać internetową popularność. Niestety, ten wykorzystywany i manipulowany przez długie lata człowiek żyje w ubóstwie. W związku z tym TVP podjęła interwencję w sprawie Kononowicza, którego wizerunek jest w sieci nadużywany.
Kluczową rolę w nagłaśnianiu sytuacji Kononowicza odegrał Jakub Szczęsny, sprzeciwiając się żerowaniu na osobie niedoszłego prezydenta Białegostoku. Zdaniem dziennikarza Kononowicz traktowany jest użytkowo, jako bohater napędzający popularność patostreamów, a jego kondycja fizyczna i psychiczna są całkowicie lekceważone. Doszło choćby do tego, że bohater odcinka był podpuszczany do picia moczu - w studiu TVP pokazano zresztą kilka przykrych i upokarzających fragmentów streamów.
W jednym z ujęć mężczyzna płacze nad zdjęciem Józefa Piłsudzkiego - wydaje się w pełni przekonany, że marszałek był jego pradziadkiem. W pewnym momencie wysnuto wniosek, że Kononowicz cierpi na zespół Delbrücka - jest to patologiczna zdolność do wprowadzania innych osób w błąd, kłamania, przeinaczania faktów, opowiadania zmyślonych historii przy jednoczesnym stawianiu własnej osoby w bardzo dobrym świetle. W przypadku osób dorosłych to patologiczne kłamstwo często cechuje się tym, że jego autor nie jest w stanie oddzielić rzeczywistości od stworzonej przez siebie fantazji.
Szczęsny dowodzi, że osoby, które na Kononowiczu i całym tym kontrowersyjnym contencie zarabiają, aktywnie działają też na rzecz tego, by media nie zrujnowały im biznesu. Sęk w tym, że sam Kononowicz to człowiek problemowy, przez co nikt się za bardzo jego losem nie interesuje - a i wygląda na to, że sam najwyraźniej nie widzi niczego złego w tym, jak paskudnie jest wykorzystywany i jaki jego obraz kreują twórcy kanału "Mleczny Człowiek". To właśnie autorzy tego profilu mają żerować na Kononowiczu i zgarniać zdecydowaną większość zarobków, skazując zarazem białostoczanina na życie w nędzy.
Sprawa dla reportera: nie ma ratunku dla Kononowicza?
Niestety, w obecnej sytuacji obrońcy pana Krzysztofa - m.in. Łukasz Wójcik czy Jan Śpiewak, który również pojawił się w odcinku i próbował przekonać oponentów, że godność ludzka to wartość, która zawsze powinna stać nad żądzą sławy i zysku - są bezradni. I to mimo tego, że sam Kononowicz nie wydaje się czuć zbyt bezpiecznie pod opieką osób rzekomo mu przychylnych - w studiu pokazano zresztą materiał, na którym przerażony bohater odcinka prosił o wezwanie policji. Jak jednak stwierdził mecenas Kaszewiak - pytanie brzmi: "czy ten człowiek chce naszej pomocy i wtrącania się?"
Argumenty za tym, że tego typu patologie i ewidentne wykorzystywanie ludzi nie mogą być normą, niewiele dały. Zwłaszcza, gdy nieoczekiwanie sam Kononowicz nazwał swoich obrońców "czubkami". Trudno nie zauważyć, jak bardzo zmanipulowany, a najpewniej również zastraszony jest ten człowiek.
Zdaniem niektórych Kononowicz jest manipulatorem i zarabia na pokazywaniu siebie w upadlających sytuacjach. "Liberałowie" ze "Sprawy dla reportera" przekonują zaś, że skoro Kononowicz robi to, co robi, to nikt nie powinien się w to wtrącać. Rzecz w tym, że życie nie jest czarno-białe, a sam fakt uczestniczenia w czymś wcale nie oznacza zgody oraz pełnego i świadomego wyboru.