Beka ze "Sprawy dla reportera" jest niesprawiedliwa. Odcinek z Kononowiczem to udowodni
Sam nie wiem, kiedy to się stało. Popularny, przez długie lata poważany program w mgnieniu oka przekształcił się w niesmaczny, wyśmiewany przez Polaków mariaż kabaretu z ludzką tragedią. "Sprawa dla reportera" stała się synonimem żenady, a przecież w gruncie rzeczy regularnie pochyla się nad prawdziwymi dramatami. Tym razem Elżbieta Jaworowicz ugości Krzysztofa Kononowicza - a to całkiem niezła okazja, by stanąć w obronie programu.
Na wieść, że w nadchodzącym odcinku "Sprawy dla reportera" pojawi się niesławny Krzysztof Kononowicz, wielu internautów zaczęło zacierać ręce: "oto nadchodzi ostateczny festiwal krindżu!". Wiecie - wyśmiewany niedoszły polityk i patostreamer w programie, w którym pokrzywdzeni przez los lub system ludzie płaczą, a Zenek Martyniuk śpiewa im na żywo "Prawdziwa miłość to ty". Beczka śmiechu. Osób szydzących nie oceniam - sam zresztą wielokrotnie drwiłem z tego ponurego kuriozum, jakim stał się emitowany od 1983 roku program Elżbiety Jaworowicz. Tym razem chciałbym przyjrzeć mu się z nieco innej perspektywy.
Kononowicz w Sprawie dla reportera
Zacznijmy od nieszczęsnego Kononowicza, który swoją sławę zawdzięcza publikacji na YouTube swojego "orędzia" - kandydował wówczas na prezydenta Białegostoku. Nieustannie rwał się do mediów i polityki, aspirował do piastowania wysokich stanowisk. Za jego medialną kreacją i przekonaniem do startu w wyborach stali Adam Czeczetkowicz oraz dr Marek Czerniawski, historyk. Planowali w ten sposób wypromować stworzony przez nich komitet wyborczy.
Po wielu głośnych życiowych perturbacjach Kononowicz zaczął odzyskiwać internetową popularność; z uwagi na charakter materiałów zyskał miano patostreamera. Niestety - ten wykorzystywany i manipulowany przez długie lata człowiek żyje w ubóstwie. Teraz niedoszły polityk wziął udział w nowym epizodzie "Sprawy dla Reportera". TVP podjęła interwencję w sprawie Kononowicza, którego wizerunek jest nadużywany w sieci.
Dwie strony toczą ze sobą konflikt - również w sądzie - o wykorzystywanie białostoczanina w celach zarobkowych. Jedna z nich filmuje jego poczynania niemal 24 godziny na dobę - kanał "Mleczny Człowiek" liczy już 137 tys. subskrybentów i ponad 79 mln odtworzeń. Oponenci oskarżają twórców kanału o to, że oszukują i wykorzystują Kononowicza - zarabiają na nim, zgarniając większość pieniędzy dla siebie i przyczyniając się do pogorszenia stanu jego zdrowia.
Nie trzeba być zanadto spostrzegawczym, by zauważyć, że Krzysztof Kononowicz to człowiek borykający się z wieloma problemami zdrowotnymi - natury fizycznej i psychicznej. Był i jest wykorzystywany przez innych; przez lata gnębiony i napadany we własnym domu. Jeśli więc zastanawialiście się, jakim cudem ten człowiek trafił do Jaworowicz, być może udało mi się rozwiać wasze wątpliwości.
Sprawa do reportera to cyrk na kółkach, który wielokrotnie pomógł potrzebującym.
Nie da się ukryć - program Jaworowicz to obecnie sztandarowa krępująca kreacja Telewizji Polskiej z przemądrzałym księdzem i disco polo w tle. Pozbawiony dobrego smaku, niekiedy również wyczucia - przypomnijmy sobie choćby reportaż o przemocy seksualnej i burzliwego rozwodu małżeństwa, który twórcy skwitowali występem lidera zespołu Masters i wykonaniem na żywo piosenki "Żono moja".
Z drugiej strony - jest też przeciwieństwem całej tej warszawocentrycznej, upiększającej rzeczywistość telewizji. "Sprawa dla reportera" pokazuje przypadki w teorii skrajne, w rzeczywistości jednak dotyczące wielu Polaków. To trudne relacje z mniejszych miejscowości i prowincji, które - owszem - w pewnym stopniu utrwalają stereotypy, ale przy okazji z godną szacunku konsekwencją obrazują tragiczne losy ludzi, którzy w telewizji nie mają swojej reprezentacji.
To zazwyczaj osoby, które naprawdę potrzebują pomocy. Ich przypadki są, owszem, często przez program nieintencjonalnie ośmieszane, ale stanowią też niezwykle ważne świadectwo kolei ludzkiego losu, których zazwyczaj kamera nie obejmuje.
Przez lata mówiono, że "Sprawa" pełni ważną funkcję społeczną - niestety, z czasem uległa ona wypaczeniu. Głównie za sprawą nowego "panelu eksperckiego" złożonego z wypowiadających się niemerytorycznie osobowości ze świata showbiznesu. Coraz częściej mówiło się też o nierzetelności reportaży i wplataniu nieszczęsnych ofiar w cały ten absurdalny show, jakim program się stał. A jednak wielu bohaterów "Sprawy" faktycznie otrzymuje pomoc - w gruncie rzeczy był on dla nich jedyną szansą, aby ktoś pochylił się nad ich losem. Podkreślił to między innymi bohater internautów, stały bywalec programu, mecenas Piotr Kaszewiak. Jak sam mówi, oglądając poszczególne odcinki - czuje dumę. W istocie, ma już na koncie wiele spraw, w których udało mu się pomóc bohaterom programu.
A dopóki udaje się pomagać, odpowiedź na pytanie, czy "Sprawa dla reportera" ma sens może być tylko jedna.