REKLAMA

Medialny szum wokół syna Krzysztofa Krawczyka to żenada na maksa

Jeszcze do niedawna większość z nas nie zdawała sobie sprawy, że Krzysztof Krawczyka miał syna. Kiedy na jaw wyszło, że w rodzinie muzyka nie działo się najlepiej, większość internautów poczuła się wręcz w obowiązku do oceniania, krytykowania, doradzania i wydawania wyroków. Jeżeli są jeszcze jakieś granice wpychania się z buciorami w życie prywatne, to właśnie zostały bezpowrotnie przekroczone.

syn krzysztofa krawczyka media komentarze proces
REKLAMA

Krzysztof Krawczyk zmarł 5 kwietnia. Miesiąc później TVN opublikował reportaż z cyklu „Uwaga!” nagrany jeszcze przed śmiercią gwiazdy polskiej estrady. Już sama emisja w tak szybkim terminie była mało etyczna, a wielu wprowadzała dodatkowo w błąd. Program mógł sugerować, że Krzysztof Igor Krawczyk, syn gwiazdora, dopiero po śmierci zaczął mówić o ojcu, który teraz nie może się bronić. Jego wypowiedzi w materiale pochodzą jednak ze stycznia 2021 roku.

Sam reportaż był przybijający. Dowiadywaliśmy się z niego, że 47-letni Krzysztof Krawczyk Junior żyje na granicy bezdomności, był szpitalu psychiatrycznym, ma powracającą padaczkę po wypadku samochodowym. Sławny muzyk nie utrzymywał kontaktu z jedynym biologicznym synem, a ten po śmierci matki pozostał sam jak palec.

REKLAMA

W komentarzach w różnych częściach Facebooka rozpętało się istne piekło. Ludzie na podstawie krótkiego materiału, a pewnie i tylko samego nagłówka, zaczęli nakazywać, by syn zamiast marudzić przed kamerami, wziął się wreszcie do roboty, a nie żebrał hajs od starych.

Nikt z nas nie zna całej prawdy o życiu Krawczyków oprócz nich samych. To nikomu jednak najwyraźniej nie przeszkadza w byciu ciocią i wujkiem dobrą radą.

 class="wp-image-1723981"
Screen z Facebooka

Prawdę mówiąc, te komentarze bardziej mnie zażenowały, niż zdziwiły. Wielokrotnie słyszeliśmy porady dla ludzi chorujących na depresję, by się po prostu uśmiechnęli lub poszli pobiegać. Podobny hejt był niedawno po wywiadzie Oprah Winfrey z parą książęcą.

Sławni i bogaci ludzie nie mogą mieć zwykłych problemów i żalić się przed kamerami. Jak będąc księżniczką można twierdzić, że jest nam źle? Jak będąc synem znanego muzyka skarżyć się na własne życie?

Junior wziął się jednak w garść. Poszedł w zeszły weekend na Piotrkowską w Łodzi i zaczął śpiewać. Filmiki, na których śpiewa „Parostatek” i inne piosenki ojca, obiegły internet oraz rzecz jasna wszystkie portale. Jedni ludzie wyśmiewali go, że nie odziedziczył talentu i robi z siebie pośmiewisko, drudzy zachwycili się jego barwą głosu i kibicują mu w obraniu tej ścieżki kariery.

Mnie patrząc na niego, zrobiło się po prostu przykro. Widzę niemal 50-letniego człowieka, który stracił już trochę szansę na karierę. Widzę osobę potrzebującą pomocy. Widzę syna słynnego ojca, który jest w żałobie i daje ujście swojej tęsknocie.

Krzysztof Krawczyk jest jak nasze dobro narodowe, do którego każdy czuje prawo.

To co działo się później, już po emisji materiałów TVN i tysiącach komentarzy, jest jeszcze gorsze. Plotkarskie media wyczuły w temacie żyłę złota – konflikt w rodzinie Krawczyków jest przecież maszynką do robienia klików. Zaczęły więc relacjonować dosłownie wszystko, a fotoreporterzy chyba już śpią na salach sądowych. Powstały setki artykułów o toczącej się sprawie w sądzie i jej kulisach.

Junior walczy o zachowek, macocha – Ewa Krawczyk - chciała go ubezwłasnowolnić, bo to na nią nieżyjący muzyk zapisał spadek. Mają istnieć dwa testamenty. Okazuje się też, że syn Krzysztofa Krawczyka nie utrzymuje kontaktów również ze swoim synem, a także miał znęcać się nad żoną. Istna telenowela w miesiąc po śmierci artysty. To jednak pokazuje też, jak wielowątkowa i niejednoznaczna jest ta historia.

 class="wp-image-1724002"
Screen z Fakt.pl

I znów rodzi się pytanie – czy takie sprawy powinniśmy upubliczniać? Spadki, testamenty, majątki artystów, którzy są w pewien sposób prywatnymi przedsiębiorcami, to przecież ich sprawa. Podobnie jak życie ich rodzin, które nie koncertują z nimi i nie działają w mediach. Co nam do tego?

Z drugiej strony, jeśli gwiazdor miał swoją mroczną stronę i faktycznie nie dbał o swojego niepełnosprawnego syna, to może powinniśmy o tym wiedzieć, by potem nie uważać go wzór cnót do naśladowania. W dokumencie o Krawczyku Seniorze, który w święta pokazało TVP, nie ma o jego problemach z synem ani słowa.

I nie widzę nic niezwykłego w uczłowieczaniu bożyszcz, bo homo sapiens to skomplikowany gatunek. Nie byłby przecież jedynym celebrytą, który źle traktował swoje dzieci – wystarczy wymienić chociażby Johna Lennona czy Steve'a Jobsa. Nie jestem za tym, by o zmarłych mówić dobrze albo wcale. Jednak cała ta nagonka obrała dziwaczny kierunek i dotyka aspektów, które z nami, jako resztą Polski, nic wspólnego.

To, jak media się rzuciły na ten proces, a internauci na rodzinę muzyka, jest przekroczeniem granic dobrego smaku. Krzysztof Krawczyk Junior nie jest żadnym zbrodniarzem, dla którego ostracyzm powinien być jedną z kar, a publiczne potępienie formą przestrogi dla innych. Nie jest też Jackiem Sasinem, który wydał 70 milionów złotych z pieniędzy podatników na wybory, które się nie odbyły i nie poniósł konsekwencji. Jest tylko synem znanej osoby, która wystąpiła w reportażu.

Sprawa syna Krzysztofa Krawczyka pokazała, że nie mamy już żadnych granic przy wchodzeniu i komentowaniu czyjegoś życia prywatnego.

Możliwe, że obecnością w mediach chciał coś ugrać dla siebie, ale będzie tego pewnie żałował, bo z osoby nieznanej, prywatnej, stał się zupełnie publiczną. Z wszelkim balastem, który ciąży na tym statusie. Możliwe też, że nie jest czysty jak łza, a jego macocha wcale nie jest stereotypową postacią z bajek Disneya. Wiemy tylko to, co trafi do mediów. To przecież tylko wycinek całości.

REKLAMA

Nie staram się bronić Krawczyków. Zastanawiam się tylko jak głęboko my, jako obserwatorzy, możemy sięgać w sprawy rodzinne takich osób? Już przecież powstają artykuły o 14-letnim wnuku Krzysztofa Krawczyka, czyli weszliśmy na drugi poziom drzewa genealogicznego. Czy nawet jeśli sami się wystawiają, to mamy ich atakować? Jak jakaś bezrozumna tłuszcza domagająca się krwi z braku ciekawszej rozrywki lub własnych problemów.

Lubimy się wyżywać i komentować takie dramy, bo sami czujemy się wtedy lepsi oraz łechtamy własne ego – opiekujemy się dziećmi, nie doimy rodziny, pracujemy na własny rachunek, zamiast płakać przed kamerami jak nam źle. To jednak błędne koło, bo publiczne szkalowanie osób znanych tylko z internetu resetuje nas moralnie. Dobre uczynki nie dają nam prawa do czynienia zła, a powierzchowny hejt jest jego wcieleniem.

* zdjęcie główne: Uwaga! TVN / YouTube

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA