Pora na spin-off z Neganem. Finał 10. sezonu „The Walking Dead” tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu
„The Walking Dead” doczekało się właśnie „drugiego finału” 10. sezonu. Jego gwiazdą był Negan. Odcinek jest dowodem na to, że AMC powinno szybko wypuścić spin-off poświęcony właśnie tej postaci.
O ironio, serial o globalnej pandemii… sam padł ofiarą globalnej pandemii. Z powodu koronawirusa zamiast pełnoprawnego 11. sezonu, dostaliśmy w tym roku takie odcinki „pomostowe” i „trzecią połowę” serii, która wydawała się już zakończona. Epizody skupiają się na tych kilku bohaterach, którzy przeżyli starcie z Szeptaczami i pokazują nam zarówno ich dalsze losy, jak i dają pewien wgląd w ich przeszłość.
W ostatnich tygodniach obserwowaliśmy powrót Maggie, a także wystawienie na próbę przyjaźni Daryla i Carol. Byliśmy też świadkami wyprawy Gabriela i Aarona, która zakończyła się libacją oraz — dość niespodziewanie — pierwszego spotkanie Księżniczki oraz Ezekiela z funkcjonariuszami Commonwealthu (byłem pewien, że na to przyjdzie nam poczekać jeszcze rok!). Z perspektywy czasu widać zaś, że to wszystko i tak było jedynie przystawką przed daniem głównym.
Finałowy odcinek 10. sezonu „The Walking Dead” został w całości poświęcony Neganowi i to był najlepszy epizod tego serialu od lat.
Uwaga na drobne spoilery.
Jeszcze kilka lat temu wydawało się nam, że tym głównym przeciwnikiem bohaterów pozostanie na wsze czasy Gubernator, czyli Philip Blake grany przez Davida Morrisseya. Z biegiem lat przyćmił go, jak i wszystkich innych łotrów zarówno w zakończonym już komiksie, jak i jego licznych serialowych adaptacjach, niejaki Negan. Nadal nie pojawił się godny następca tego (anty)bohatera portretowanego przez Jeffreya D. Morgana i możliwe, że nigdy się takowy nie pojawi.
Niewiele przy tym brakowało, a historia Negana zostałaby ucięta w połowie, gdy jego Zbawcy zostali wreszcie pokonani, ale Rick Grimes zdecydował się go oszczędzić. Aby pokazać, że mieszkańcy Aleksandrii tworzą cywilizowane społeczeństwo, nie zabił swojego wroga i zamiast tego wsadził go do aresztu, w którym Negan spędził kilka lat. Uwolniony został z niego dopiero niedawno przez Carol, która obiecała mu koniec odsiadki w zamian za zabicie Alfy.
Problem w tym, że do Aleksandrii wróciła Maggie, która ma z Neganem kosę.
Przez chwilę mogło się już wydawać, że po latach spędzonych w areszcie Negan odpokutował winy w oczach pozostałych ocaleńców. Jednego jednak powracająca po kilku latach bohaterka mu na pewno nigdy nie wybaczy: przywódca Zbawców wiele lat wcześniej zamordował Glenna, jej ukochanego i ojca jej dziecka. Napięcie pomiędzy tymi dwoma postaciami, które pojawia się po powrocie Maggie, aż czuć w powietrzu, a serial ewidentnie dąży do konfrontacji między nimi.
Nie powinno przez tym dziwić, że ten konflikt rozwiązany zostanie najwcześniej za rok w 11. sezonie, a finał 10. serii „The Walking Dead” o tytule „Here’s Negan” pokazał nam zamiast tego związek łotra z żoną Lucille w ramach serii ułożonych piętrowo flashbacków. Epizod rozpoczyna się w głównej linii czasowej od wyprawy Negana i Carol do opuszczonego domku z dala od Aleksandrii, w którym kobieta oznajmia złoczyńcy, iż nie dotrzyma złożonej mu obietnicy, gdyż „rada zdecydowała się go wygnać”.
Negan przyjmuje ze stoickim spokojem tę wiadomość i zaczyna wspominać swoje życie.
Dzięki temu cofamy się razem z nim o 12 lat i obserwujemy, jak młody Negan został uwięziony przez jakichś generycznych bandytów. Podczas przesłuchania pojawia się retrospekcja w retrospekcji, w której mężczyzna próbował nieporadnie obrabować lekarzy w poszukiwaniu lekarstwa dla umierającej żony. W tym momencie cofamy się jeszcze dalej w czasie do pierwszych tygodni apokalipsy i obserwujemy, jak Negan i Lucille radzili sobie w izolacji w walce z rakiem trawiącym organizm kobiety.
Jakby tego było mało, po spotkaniu żony Negana wyruszamy jeszcze dalej w głąb króliczej nowy, dzięki czemu dowiadujemy się wreszcie, kim właściwie był przyszły przywódca Zbawców w poprzednim życiu. Odcinek stara się odpowiedzieć na pytanie, czemu bezrobotny nauczyciel WF-u stracił wszelkie hamulce, a zamykając kolejne warstwy flashbacków, obserwujemy, w jaki dokładnie sposób stracił żonę, skąd wziął nazwany na jej cześć kij baseballowy i jak w zasadzie wyglądała jego przemiana…
Ten drugi finał 10. sezonu „The Walking Dead” mógłby być równie dobrze pilotem kolejnego spin-offa poświęconego Neganowi.
Nie obraziłbym się, gdyby pojawił się serial lub chociaż limitowana seria, która byłaby kroniką powstania Zbawców. Jeffrey Dean Morgan jest fenomenalnym aktorem – z nieskrywaną chęcią prześledziłbym dalsze losy młodego Negana w jego interpretacji oraz oglądał, jak powoli mężczyzna zmieniał się w łotra, który po kilku latach roztrzaskał czaszkę Glenna z nadzieją, że w ten sposób podporządkuje swej woli pozostałych bohaterów. Mogłoby to być nawet lepsze widowisko niż dotychczasowe spin-offy.
Problem w tym, że jak na razie nie zanosi się na to, żeby Negan dostał własny serial. Niewykluczone zresztą, że jego historia skończy się wraz z 11. sezonem „The Walking Dead” i np. śmiercią z rąk Maggie. Warto przy tym wspomnieć, że więcej o tej postaci nie chce opowiadać nawet Robert Kirkman, czyli twórca uniwersum „Żywych trupów”.
Kirkman z jednej strony uraczył nas w ubiegłym roku one-shotem „Negan Lives”, a z drugiej uznał, że opowiadanie o tym, co zdarzyło się pomiędzy opowiedzianymi już historiami, nie ma sensu, skoro i tak wiemy, dokąd to wszystko zmierza. No ale kto jednak wie — być może twórcy telewizyjnych adaptacji będą mieli inne zdanie na ten temat…
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.