REKLAMA

„Venom 2” powstanie. Krytycy płaczą, fani się cieszą, a kino superbohaterskie kręci się w kółko

Symbiot zwany milionami dolarów opanował Sony. Dlatego, mimo negatywnych reakcji krytyki, studio ogłosiło, że powstanie sequel „Venoma”. Skąd wzięła się tak wielka popularność filmu, który teoretycznie nie miał prawa być czymś więcej niż jesienną ciekawostką? Głównie z nostalgii i zmęczenia wielkimi uniwersami.

venom 2
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące fabuły filmu „Venom”.

Głównym zadaniem hollywoodzkich blockbusterów jest zarabianie pieniędzy. Jeżeli ten jeden cel zostanie spełniony, to niewielkie znaczenie mają oceny krytyków i niezadowolenie części fanów. Świetne zarobki „Venoma” (855 mln dol. w światowym box office) wzięły się w dużej mierze z zainteresowania chińskiej widowni. Umniejszanie tego sukcesu nie ma jednak większego sensu. Większość przemówiła i oceniła „Venoma” może nie jako wybitny film, ale na pewno wart zobaczenia.

Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że studio Sony oficjalnie ogłosiło powstanie filmu „Venom 2”.

Jak podaje portal Hollywood Reporter, rozpoczęły się prace nad scenariuszem produkcji. Jego autorką będzie Kelly Marcel, która pracowała również przy pierwszej części. Producentami filmu będzie trio Avi Arad, Matt Tolmach i Amy Pascal. Według pierwszych doniesień w sequelu powrócą Tom Hardy i Michelle Williams. Znacznie rozszerzona ma być też rola Woody'ego Harrelsona, który do tej pory pojawił się jako Cletus Kasady jedynie w krótkim cameo.

Kilkudziesieciosekundowa scena z Kasadym to zresztą dobry punkt wyjścia do dyskusji nad powodzeniem „Venoma”. Ona również została powszechnie skrytykowana przez media. A sztucznie wyglądająca peruka, którą na głowie miał Harrelson stała się obiektem szyderczych żartów, nawet większych niż białe włosy Henry'ego Cavilla. Krytycy skupili się na wykonaniu, a fani woleli myśleć o przyszłości. W jednego z najciekawszych złoczyńców w bibliotece Marvela (i najbardziej popularnych) wcieli się fenomenalny aktor. Budzi to ekscytację.

Trudno się dziwić fanom, że cieszy ich złota epoka filmowych adaptacji komiksów o superbohaterach. Jeszcze dziesięć lat temu trudno było sobie wyobrazić film, w którym Carnage może się w ogóle pojawić. Plany związane z solowym filmem o „Venomie” po „Spider-Manie 3” zostały przecież odłożone na półkę na wiele lat.

Oczywiście, rację mają też krytycy, który podkreślają przestarzałość „Venoma”.

Trzeba wprost powiedzieć, że to nie jest zbyt dobry film. Wizualnie przypomina niskobudżetową podróbkę filmów Marvela, a jego scenariusz nie jest wiele lepszy. Duża część popularności filmu Sony na Zachodzie wynika z jego memogenicznego potencjału. Internet śmieje się z „Venoma”, ale to śmiech nieco nostalgiczny i z zauważalną dozą sympatii.

Fani produkcji trochę fałszywie przekonują, że podobała się im z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że wszyscy dookoła usilnie namawiają ich, że nie powinna. Członkowie subkultury nerdów bardzo tego nie lubią. Podobna sytuacja była w przypadku „Ostatniego Jedi”, tylko że tam fani byli zmuszeni do polubienia filmu Riana Johnsona. Drugi powód jest jeszcze ważniejszy.

Duża grupa fanów komiksowych adaptacji czuje się już zmęczona wielkimi uniwersami.

Marvel Cinematic Universe jest ogromnym, nieporównywalnym do niczego w historii sukcesem. Tylko westerny kiedykolwiek osiągnęły taki status w kinie popularnym, co filmy superbohaterskie. Śledzenie kompleksowej układanki kilkudziesięciu filmów z każdym rokiem robi się coraz bardziej czasochłonne. Prawda jest taka, że MCU jest znacznie lepiej oceniane jako całość niż gdy mowa o pojedynczych filmach. Wiele z nich stało na przerażająco niskim poziomie. A nawet te lepsze są często podobne do siebie jak dwie krople wody.

venom 2 class="wp-image-239512"

W fandomie pojawiła się tęsknota za prostszymi czasami i filmami takimi jak „Powrót Batmana”. Dzieło Tima Burtona było dziwne, niepokojące i niespotykane. Nie był to nawet szczególnie dobry film (a dodatkowo niezbyt dobrze się zestarzał), ale miał w sobie coś niezwykłego i nie do podrobienia. Był wytworem oryginalnego umysłu i za to został zapamiętany. Za dwadzieścia lat wszyscy będą wspominać MCU, ale z samych filmów niewiele zostanie w pamięci. Kilka aktorskich popisów oraz sceny ze wszystkimi Avengerami jednocześnie na ekranie.

Wszystkie te produkcje są bardzo standardowe. To wspomagające się niezłymi dowcipami historie oparte na powtarzających się w kółko tematach. W ostatnich kilku latach ledwie garstka filmów próbowała choć trochę zerwać z powszechnie obowiązującymi zasadami robienia tego typu filmów. Można dyskutować, na ile udało się to „Deadpoolowi” i „Loganowi” (obie produkcje mają wielu przeciwników), ale te obrazy przynajmniej próbowały naruszyć status quo.

REKLAMA

Fani oszukują się, że „Venom 2” będzie czymś podobnym.

Dlaczego oszukują? Sony nie ukrywa przecież, że film z Tomem Hardym w roli głównej ma stanowić początek... połączonego uniwersum, do którego trafi też film o Morbiusie. Tak naprawdę nie widać powrotu do czasów filmów Tima Burtona czy nawet Christophera Nolana. Dopóki uniwersa będą się sprzedawać, dopóty wielkie wytwórnie będą próbowały podłączyć się do trendu zaczętego przez Disneya. Nadziei na inne kino superbohaterskie można doszukiwać się tylko w zapowiedzianym na październik „Jokerze”. Finansowy i artystyczny sukces tej produkcji mógłby pokazać, że dostrzegalna przy „Venomie” potrzeba widzów nadal rośnie. Oby tylko film z Joaquinem Phoenixem stał na wyższym poziomie niż opowieść o Eddiem Brocku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA