Wes Anderson to charakterystyczny, jedyny w swoim rodzaju reżyser, znany z dość konkretnego stylu kręcenia swoich dzieł. W kinach już można oglądać jego nowy film, "Fenicki układ". W związku z tym przypominamy najlepsze dotychczasowe dzieło reżysera - mowa o "Grand Budapest Hotel".

Pastelowe, niekonwencjonalne, wyjątkowe - to określenia, z którymi najczęściej spotykają się filmy Wesa Andersona. Reżyser mimo dość powtarzalnego stylu potrafi z niego wycisnąć coś więcej, czego dowodem jest wiele udanych produkcji, które wyszły z jego ręki. Ma na koncie wiele nominacji do Oscarów, w tym jedną zdobytą statuetkę za krótkometrażową "Zdumiewającą historię Henry'ego Sugara". Jest znany z takich filmów jak m.in. "Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom", "Fantastyczny Pan Lis", "Wyspa psów" czy "Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun". Jego najnowszy pełnometrażowy film to "Asteroid City".
Grand Budapest Hotel - ekscentryczna opowieść o ekscentrycznym konsjerżu
"Grand Budapest Hotel" to inspirowany wspomnieniami austriackiego pisarza Stefana Zweiga komediodramat. Jego bohaterem jest młody Zero Moustafa (Tony Revolori), który zostaje zaufanym protegowanym Gustave'a (Ralph Fiennes) - konsjerża sławnego i wyjątkowego hotelu. Ten drugi wkrótce zostaje wplątany w wielką aferę, a w zasadzie kilka - mowa o kradzieży bezcennego obrazu i znalezieniu się w centrum rodzinnego starcia o wielką fortunę, którą pozostawiła po sobie pewna dziedziczka.
Są filmy szczególnie charakterystyczne dla twórczości konkretnych reżyserów. Martin Scorsese? "Chłopcy z ferajny". Robert Eggers? "Wiking". Jeśli chodzi o Wesa Andersona, tym tytułem byłby właśnie "Grand Budapest Hotel". To najbardziej andersonowski film, jaki można sobie wyobrazić - i w żadnym wypadku nie jest to wada. Ta produkcja ma naprawdę wszystko. To kino przewrotne, pomimo mnogości postaci tworzących tę historię, reżyser nie zaniedbuje żadnej i sprawia, że niemal każda kreacja zapada w pamięć. Film Andersona z 2014 roku bezbłędnie łączy ze sobą spektakularną narrację, wizualny rozmach, bezbłędnie ironiczny wydźwięk, ale także sporą dawkę dramatyzmu. Wszystko to jest ubogacone o wręcz idealną sferę wizualną i muzykę maestro Alexandre'a Desplata. Poezja dla oczu i uszu.
Anderson przy okazji "Grand Budapest Hotel" podjął współpracę z szeregiem znanych i utalentowanych aktorów. Jądrem fabuły jest pełna uroku i chemii relacja Moustafy z jego przełożonym - wybitny Ralph Fiennes jak zawsze zachwyca, a Tony Revolori notuje najlepszą rolę w swojej karierze. Spośród drugoplanowych postaci najjaśniej świecą gwiazdy Willema Dafoe i Saoirse Ronan. Na ekranie pojawiają się też inne tuzy kina, min. Tilda Swinton (jak zwykle charyzmatyczna i genialnie ucharakteryzowana), Bill Murray, Jude Law, Edward Norton, Adrien Brody, Jason Schwartzman, Owen Wilson, Tom Wilkinson, Jeff Goldblum czy Lea Seydoux. Gwarantuję, że występ każdego z nich zapadnie Wam w pamięć.
"Grand Budapest Hotel" to na wielu poziomach piękne kino. Od premiery tego filmu minęło ponad 11 lat, a jego magia, brawura i wyjątkowość wciąż są odczuwalne. Wkrótce się okaże, czy najnowszy wytwór wyobraźni Andersona, "Fenicki układ", zbliży się do wielkości, którą reżyser nam pokazał w 2014 roku.
"Grand Budapest Hotel" jest dostępny do obejrzenia w ramach oferty streamingowej platformy Disney+, zaś "Fenicki układ" trafi na ekrany kin 6 czerwca 2025 roku.
Więcej informacji ze świata kina przeczytacie na Spider's Web: