REKLAMA

W nowym kryminale Apple TV+ ścigają złodziei dragów. Nam opowiedzieli o pracy nad serialem

Na Apple TV+ zadebiutował niedawno "Złodziej dragów". Dzięki uprzejmości platformy udało nam się porozmawiać z grającymi w produkcji aktorami. Opowiedzieli nam o pracy nad tym przezabawnym dramatem kryminalnym.

złodziej dragów apple tv wywiad co obejrzeć
REKLAMA

Tutaj nie ma pomyłki. "Złodziej dragów" to dramat kryminalny, którego atutem jest nie tylko wciągająca intryga, ale również humor. Fabuła skupia się na losach dwójki złodziei, którzy w przebraniu agentów DEA obrabiają pomniejszych dilerów. Wydaje się, że to zbrodnia doskonała, bo ofiary przecież nie pójdą na policję. Jednakże pewnego razu Ray i Manny okradają poważnego gracza, wpadając w niezłe tarapaty. Muszą uciekać nie tylko przed groźnym gangsterem, ale też prawdziwymi stróżami prawa.

Złodziej dragów - wywiad z aktorami dramatu kryminalnego Apple TV+

REKLAMA

Kristy Lynne chce się na bohaterach zemścić za zabójstwo jej partnera oraz postrzelenie jej w gardło, z powodu czego traci głos. Pomaga jej w tym Mark Nader. W agentkę i agenta DEA wcielają się Marin Ireland i Amir Amirson, którzy opowiedzieli nam co nieco o swoich bohaterach i wyzwaniach aktorskich, przed jakimi przy okazji "Złodzieja dragów" stanęli.

Złodziej dragów - Apple TV+ - co obejrzeć?

Co w ogóle przyciągnęło was do tego projektu?

Marin Ireland: Wiedziałam, że chcę być częścią tego serialu, jeszcze zanim przeczytałam scenariusz. Producentem jest przecież Ridley Scott, twórcą Peter Craig, a do tego gra w nim Brian Tyree Henry. Jak już te nazwiska mnie przyciągnęły, dostałam fragmenty scenariusza. Jak się z nich dowiedziałam, moja bohaterka używa elektrolaryngu [urządzenie do mówienia po utracie krtani], więc pomyślałam sobie "o co z tym chodzi?" Nie tylko mnie to zaintrygowało, ale również zapowiadało ciekawe aktorskie wyzwanie.

Amir Arison: Tak jak u Marin, u mnie były to przede wszystkim nazwiska osób powiązanych ze "Złodziejem dragów". To gwarancja najwyższej jakości, można im w pełni zaufać, bo na pewno zadbają o każdy szczegół. Do tego za całym projektem stoi Apple TV+, z którym nie miałem do tej pory okazji współpracować, ale wiedziałem, że robią świetne seriale i dbają o każdą zatrudnioną przy nich osobą. To było tak naprawdę pierwszy impuls, aby wziąć w tym udział. Potem dostałem rolę Marka Nadera – gościa, co ciągle mówi "nie", takiego typowego sztywniaka. Też poczułem tu wyzwanie, żeby go, jak to aktorzy zwykle mówią w takich sytuacjach, uczłowieczyć. Pokazać jego intencje i ludzkie uczucia. Peter [Craig] bardzo pomógł mi w wyciąganiu z niego tego, czego nie widać w scenariuszu. Współpracował ze mną na każdym etapie tworzenia postaci, dzięki czemu całkiem nieźle się przy tej roli bawiłem. To młodszy agent DEA, nagle postawiony na czele zespołu. Musi mierzyć się z wielką odpowiedzialnością i oczekiwaniami, a jednocześnie zachowuje cieplejsze oblicze. Balansuje po prostu na granicy kilku wizerunków. Odkrywając jego wnętrze, nawet go polubiłem i myślę, że widzowie też go polubią.

Marin, wspomniałaś pracę z elektrolaryngiem. Mogłabyś powiedzieć coś więcej o tym doświadczeniu?

M.I.: Było to na pewno ciekawe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie grałam kogoś z takimi problemami i obawiałam się, że nie będę mogła oddać silniejszych emocji swojej bohaterki. Wiesz, głos jest jednym z narzędzi aktorskim, a tutaj zostaje mi odebrany, jedna z dróg do wyrażania postaci jest zablokowana. Bałam się przez to nadmiernego wykorzystywania ciała, napinania mięśni szyi, kurczenia ramion. Pracowałam więc z logopedą, żeby znaleźć sposób na wyrażanie uczuć bez tego. Skupiliśmy się na problemach z oddychaniem. Ustaliliśmy, że brak powietrza będzie tym, z czym Kristy musi się mierzyć, na przykład szukając momentów na kaszel, czy napicie się wody. To było jedno z największych wyzwań, ale w trakcie prac zauważyłam też, że kiedy nie mogę wyrażać siebie głosem, w sposób, w jaki jestem przyzwyczajona, kumuluję w sobie całą tę energię, która szuka ujścia. Staję się bardziej agresywna – chcę mocniej uderzać, bić, rzucać. Coś mnie po prostu rozpierało i również postanowiłam to wykorzystać.

 class="wp-image-2699551"

Marin Ireland jako Kristy Lynne w Złodzieju dragów

Amir, ty już temat po części podjąłeś, ale zastanawia mnie, czy miałeś jeszcze jakieś założenia, co do gry Marka? Był jakiś klucz interpretacyjny?

A.A.: Pamiętam, że kiedy dostałem sceny do odegrania na castingu, Mark wydawał mi się prostym człowiekiem – typowym przedstawicielem służb mundurowych, takim funkcjonariuszem bez charakteru, który miał przekazywać informacje sucho, jasno, co najwyżej się przy tym denerwując. Tuż przed wejściem na casting dostałem informację, że postać ma być zabawna. Może i bym to lepiej przemyślał, gdybym miał czas, ale w sumie nie wyszło źle, bo postanowiłem rzucić jakimś żartem w trakcie przesłuchania. Kiedy dostałem już rolę i zbliżał się okres zdjęciowy, obejrzałem nagranie, żeby sobie przypomnieć, co takiego zrobiłem, że to się spodobało. A byłem po prostu sarkastyczny. Więc to na pewno chciałem w Marku uchwycić, ale poza tym… Nie warto niczego sobie zakładać.

Wyciąganie czegoś z postaci zawsze wychodzi w praniu. Pamiętam jak nasza kostiumografka, Jenny Gering zaczęła zadawać mi pytania: ile twój bohater zarabia? Jak chce się prezentować swojej rodzinie? Wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiałem, a nagle zacząłem myśleć o tym, jak Mark się porusza, jak się ubiera… Chciałem, żeby wszystko było jak najbardziej spójne. U mnie to zawsze jest tak, że gdy zakładam kostium, od razu zmienia się moja postawa. Potem przychodzą dialogi, reżyseria i dopiero wtedy wszystkie te elementy zaczynają ze sobą współgrać. Potem dochodzą kolejne elementy i wszystko może się rozsypać nawet przez taki mały rekwizyt jak długopis. Nie warto sobie niczego wcześniej zakładać. Nawet gdy ćwiczysz tekst z przyjaciółmi, oni odczytają go inaczej niż twój partner czy partnerka podczas zdjęć. Zawsze trzeba reagować adekwatnie do sytuacji – na tym przecież polega ta robota, na słuchaniu i reagowaniu najlepiej jak potrafisz.

 class="wp-image-2699552"

Amir Arison jako Mark Nader w Złodzieju dragów

A u ciebie Marin? Co chciałaś, żeby widzowie wyciągnęli z twojej bohaterki?

M.I.: W moim przypadku ważne były warstwy. Nie chcę niczego zdradzać, ale Kristy ma ich wiele, nie zawsze jest tym, kim się wydaje. Już podczas rozmów ze wspomnianą kostiumografką Jenny Gering i Peterem Craigiem zastanawialiśmy się, jak do tego podejść. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ona jest kimś, kto się zagubił w kreowanych przez siebie wizerunkach. Nie potrafi już odróżnić tych wszystkich ról i masek, które próbuje utrzymać. To się dzieje już, kiedy po raz pierwszy pojawia się na ekranie. W jej interpretacji pomogło mi doświadczenie zdobyte przy okazji pracy nad innym projektem. W ramach researchu poznałam działającą pod przykrywką detektywkę i dużo rozmawiałyśmy o jej pracy i o tym jak to jest, gdy spotyka się kogoś znajomego z prywatnego życia. "W pewnym momencie to przestaje być udawane. Przestajesz grać kogoś innego, jesteś kimś innymi i musisz się z tym pogodzić" – powiedziała mi. Postanowiłam to wykorzystać, wychodząc właśnie od tego, że moja bohaterka przekroczyła ten punkt bez powrotu.

To brzmi tak poważnie, a przecież "Złodziej dragów" jest strasznie zabawny…

M.I.: Szczerze mówiąc, to właśnie moja ulubiona rzecz w tym serialu, czy nawet ogólniej: w pisarstwie Petera [Craiga]. Bo ten lekki ton był już zawarty w scenariuszu. Tylko on bezpośrednio wynika z dramatu. To zawsze się ze sobą łączy. Mówi się przecież, że aktor powinien w dramacie odnajdywać humor, a w komedii – dramat. A tutaj mieliśmy to podane na talerzu. Kolejne sceny nawet na papierze były zabawne, choć przecież każdy z bohaterów znajduje się w jakimś kryzysie. Nie gramy komedii jako takiej, ale komizm tkwi w przedstawianych okolicznościach, w sposobie, w jaki się wyrażamy, w naszych wzajemnych interakcjach. Musieliśmy tak naprawdę grać stawką naszych bohaterów, dać widzom do zrozumienia, jak poważna jest dla nas dana sytuacja, a humor wynikał już z całego kontekstu.

A.A.: Nieraz bywa to utrapieniem, bo przecież jako aktorzy zdajemy sobie sprawę, że jakaś kwestia jest żartem, ale musimy ją zagrać na poważnie – pozwolić, żeby tekst sam z siebie zrobił robotę. Takie, jak to się mówi, oddawanie kwestii, czyli wypowiadanie ich naturalnie, bez podkreślania, często przynosi najlepszy efekt. Czy coś działa zauważa się od razu, bo kamerzysta na przykład się uśmiecha. On przecież jest twoim pierwszym widzem, więc dzięki jego reakcji wiesz, że to co zrobiłeś działa. Kiedy indziej trzeba zaufać instynktowi, a nieraz i reżyserowi. Tutaj akurat nie było z tym problemu, przez co myślę, że zapewniamy widzom wybuchową mieszankę dramatu i komedii.

Więcej o ofercie Apple TV+ poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
"ZŁODZIEJA DRAGÓW" OBEJRZYSZ NA:
Apple TV+
ZŁODZIEJ DRAGÓW
Apple TV+
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-27T14:33:31+01:00
Aktualizacja: 2025-03-27T13:30:28+01:00
Aktualizacja: 2025-03-27T12:55:24+01:00
Aktualizacja: 2025-03-27T10:04:38+01:00
Aktualizacja: 2025-03-26T13:22:58+01:00
Aktualizacja: 2025-03-26T08:43:57+01:00
Aktualizacja: 2025-03-25T17:34:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-25T08:57:47+01:00
Aktualizacja: 2025-03-24T14:06:53+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA