Agnieszka Holland jedzie po serwisach VOD i nazywa je „czarną dziurą”. Porażka „1983” wciąż boli?
Serwisy streamingowe zdobyły istotną pozycję na rynku rozrywki, ale wciąż znajdują się sarkający na nie wielbiciele „starych dobrych czasów”. Agnieszka Holland podczas festiwalu w Cannes nazwała VOD „czarną dziurą rządzoną przez algorytm”. Czyżby odezwały się stare demony z premiery „1983”?
Tegoroczny festiwal w Cannes rozpoczął się od dużego zamieszania z przymusowym pluciem do próbówek, ale od kilku dni koronawirusowe kontrowersje ustąpiły pola głównym atrakcjom wieczoru – oglądaniu filmów, zachwytom nad kreacjami gwiazd i dyskusjom o stanie przemysłu filmowego. Jest o czym rozmawiać, bo po trudnym okresie pandemii kina wciąż znajdują się w sytuacji dalekiej od optymalnej (więcej o sytuacji branży kinowej w Polsce przeczytacie w naszym artykule). Nie wszyscy zainteresowani największe zagrożenie widzą jednak w wirusie.
Jak podaje portal Deadline, Agnieszka Holland jako szefowa Europejskiej Akademii Filmowej wzięła udział w jednym z paneli dyskusyjnych. Za cel obrała sobie zaś platformy streamingowe, które w jej ocenie poddały się władzy algorytmów. To sprawia, że wszelkie ambitne produkcje gubią się tam w potoku przeciętności skrojonej pod masowego odbiorcę, co gorsza grozi to też dalszemu przejmowaniu widzów od kin.
Agnieszka Holland nazywa serwisy VOD „czarną dziurą” i ma trochę racji. Jednocześnie bardzo się myląc.
Platformy streamingowe stały się nienadzorowanymi czarnymi dziurami, gdzie nasze delikatne i osobiste produkcje znikają bez śladu. Serwisy są świetne, ale nikt nimi nie zarządza. Tylko algorytmy. Potrzebujemy prawdziwych kustoszów, festiwali, akademii, krytyków. Potrzebujemy producentów walczących za unikalnymi głosami, które są ambitne, rzadkie i wymagające. Musimy zadać sobie pytanie, jak bardzo nasi widzowie, społeczeństwa, państwa i my sami potrzebujemy kin z mocną tożsamością. Jestem pewna, że są nam potrzebne. Nie możemy zastąpić doświadczenia wspólnego siedzenia w ciemnym kinie przez znajdowanie filmów w telewizji czy w streamingu
– zaznaczyła Agnieszka Holland.
Krytyka platform VOD nie jest niczym specjalnie kontrowersyjnym, bo to usługi bardzo dalekie od ideału, dlatego w ustach innej osoby podobne porównanie do czarnej dziury brzmiałoby do pewnego stopnia sensownie. To prawda, że w tak olbrzymim natłoku nowości niektóre słabiej promowane produkcje potrafią się zagubić. Nie ma natomiast reguły, że zawsze są to bardziej ambitne tytuły. Czasem ostra promocja nie przekłada się na późniejszy sukces, a użytkownicy z całego świata sięgają po dzieła bardzo niszowe. Nie trzeba wcale desperacko przeszukiwać naszego tygodniowego rankingu Netflix TOP 10, żeby znaleźć wiele takich przypadków.
Przedstawianie VOD jako zagorzałego wroga kin to z kolei mocno przestrzelona teza. Serwisy streamingowe działają już od wielu lat, a jakoś do kin nie trafia wcale mniej tytułów (okres pandemii oczywiście nie wchodzi tu w grę). Wręcz przeciwnie, cała branża zyskuje okazje do bardziej wytężonej pracy, a koniec końców to producenci decydują o strategii dystrybucyjnej. Niektóre filmy bardziej pasują do kin, inne na VOD. Jest też olbrzymia liczba tytułów, dla których Netflix, HBO GO, Amazon Prime Video czy Disney+ to po prostu drugi dom już po wizycie na dużym ekranie. Z Agnieszką Holland nie zgodził się też biorący również udział w panelu Martin Moszkowicz z Constantin Films, dla niego serwisy streamingowe są partnerem, a nie wrogiem. Prawdziwe zagrożenie dla kin kryje się zaś wciąż w koronawirusie.
Trudno nie powiązać gniewu Agnieszki Holland, z tym że Netflix nie dał 2. sezonu „1983”.
Bądźmy szczerzy, pierwszy polski serial oryginalny tej platformy okazał się kompromitującą porażką. Agnieszka Holland określiła krytykę współtworzonego przez nią dzieła jako „brandzlowanie się hejtem”, ale po prostu zabrakło jej w tamtym momencie pokory, bo gdy cały kraj kwituje twój polityczny serial obojętnym wzruszeniem ramion, to chyba coś poszło nie tak. Netflix też najwyraźniej nie był zachwycony wynikiem osiągniętym przez „1983”, bo nigdy nie zdecydował o jego przedłużeniu. Teoretycznie też go nie skasował (może ktoś zapomniał wysłać odpowiednie memo do mediów?), więc produkcja tkwi od trzech lat w specyficznym limbo. Ale nawet jeśli 2. sezon kiedykolwiek powstanie, to na pewno bez udziału Holland.
Rzecz w tym, że „1983” dostało szeroko zakrojoną kampanię promocyjną w Polsce. Nie pomogło to w osiągnięciu sukcesu, bo po prostu sam serial nie zasługiwał na zaangażowanie widzów. Ewentualna teza jakoby poniósł porażkę, ponieważ był zbyt ambitny, nijak nie współgra z rzeczywistością. Netflix to nie jest idealny serwis streamingowy. Nie od dzisiaj wiadomo, że algorytmy pełnią tam bardzo istotną rolę, a do biblioteki dostaje się też całe mnóstwo „śmiecia” pełniącego rolę tylko i wyłącznie zapychacza.
Rzecz w tym, że nikt nie powołał tej platformy jako idealnego miejsca dla art house'owego kina. To usługa masowa skierowana do setek milionów ludzi na całym świecie i mająca na celu zadowolenie ich wszystkich. Służą do tego i filmy akcji, i oscarowe hity, ale też ambitne serialowe tytuły pokroju „Gambitu królowej” czy głupiutkie programy reality show jak „Too Hot to Handle”. Oczekiwanie, że filmy indie będą królować na VOD jest okropnie naiwne, skoro nie zdominowały nawet kin, gdzie konkurencja liczy znacznie mniej tytułów. Zejdźmy na ziemię. Czasem naprawdę lepiej wyjść z własnego poletka i rzucić okiem na szeroki świat. Co osobiście Agnieszce Holland szczerze polecam, choć wiem, że z pewnością nigdy tego nie zrobi. Przecież ja gram w gry komputerowe, moja opinia automatycznie traci przez to na znaczeniu.
- Czytaj także: Polska reżyserka nie pierwszy raz budzi kontrowersje. W jednym ze swoich najsłynniejszych wywiadów Agnieszka Holland postulowała o odebranie mężczyznom praw wyborczych.