"Peryferia" to jeden z najciekawszych seriali Amazon Prime Video. Jest dobrze, ale mogło być lepiej
Finał "Peryferii" już za nami. Ten nowy serial Amazon Prime Video bardzo szybko chwyta widza za gardło. W miarę rozwoju akcji nieco zwalnia uścisk, ale i tak koniec końców otrzymujemy jeden z najbardziej intrygujących seriali roku. To nie przesada, bo (neo)western przenika się tu z science fiction o podróżach w czasie i... kosmitami?
W najprostszych słowach rzecz ujmując, "Peryferia" to serial z potencjałem, który wzrasta z każdym odcinkiem. Brian Watkins co chwilę podnosi poprzeczkę oczekiwań widzów. W pewnym momencie jest ona tak wysoko, że twórca nie daje rady jej przeskoczyć. Sygnowana jego nazwiskiem produkcja mogła więc być wybitna, a wyszła "zaledwie" bardzo dobrze. Nawet jeśli kilka obietnic zostało niespełnionych, to i tak już otrzymaliśmy jeden z najbardziej intrygujących tytułów roku. A przecież jego początek wygląda tak niepozornie.
"Peryferia" mogłyby być po prostu "Yellowstone" od Amazon Prime Video. Wszystko zaczyna się bowiem od walki o ranczo. O ziemię, która należy do Abbottów, nagle upomina się ich niezbyt sympatyczny sąsiad. Seniorowi rodu Tillersonów zależy tylko na jej skrawku, ale główny bohater nie zamierza go oddać. To tam bowiem znajduje się tajemnicza dziura. W ten właśnie sposób, z terenów zarezerwowanych dla (neo)westernów, wkraczamy w obszary należące do science fiction.
Peryferia - jeden z najciekawszych seriali Amazon Prime Video
W pierwszym odcinku serialu Royal Abbott wrzuca do dziury ciało zabitego syna Tillersona, tylko po to, aby za chwilę samemu zostać do niej wepchniętym. Niespodziewanie powraca na swoje ranczo. Gdzie był? Co się z nim działo? Za chwilę dowiemy się, że odbył podróż do przyszłości. Tajemniczy otwór umożliwia podróże w czasie. Skąd się wziął? Być może stworzyli go kosmici, na których w fabule zostanie potem zrzucona wina za zniknięcie góry. Ale to wszystko zamotane, co?
"Peryferia" nagle przekształcają się w coś na kształt "Znaków", a może nawet i "Z archiwum X". Tak właśnie mogłyby wyglądać te produkcje, gdyby odpowiadał za nie Taylor Sheridan. U Briana Watkinsa kosmici i podróże w czasie zdają się tylko wabikiem na uwagę widza, które mają zagęszczać atmosferę. Najpotężniejszą bronią w orężu twórcy jest bowiem ambiwalencja, bo nigdy nie mówi nam wszystkiego wprost, a motywy rodem z science fiction służą mu do utrzymania naszej uwagi.
W "Peryferiach" nic nie jest do końca jasne. Dlatego Brian Watkins może bez przerwy mylić tropy, co chwilę zmuszając widzów do snucia nowych teorii. Wabang w Wyoming jest u niego niczym "Twin Peaks" Davida Lyncha. Jedno wydarzenie zaburza zastany porządek i powoli na jaw wychodzą kolejne tajemnice członków małej społeczności. Wszystko to podszyte jest lekko surrealistycznym klimatem.
Peryferia - nowy serial Amazon Prime Video oszukuje widzów?
Chociaż bydło nie jest tu tym, czym się wydaje, "Peryferia" to w swej istocie całkiem prosty serial. Brian Watkins czaruje swoją pozą, przynajmniej do czasu, kiedy trzeba wyłożyć karty na stół. W finale twórca idzie po linii najmniejszego oporu. Chciałoby się, żeby rozwiązanie wyrwało nas z butów. Tak się nie dzieje, ale to chyba dobrze. W pierwszych odcinkach pomieszanie z poplątaniem sięgnęło takiego poziomu, że pójście za ciosem mogłoby się skończyć pseudofilozoficznym bełkotem.
Brian Watkins kusi nas najpierw zapowiedzią zanurzenia w strefie mroku, po czym pozwala zamoczyć w niej co najwyżej palec. Nie spełnia obietnicy danej widzom w pierwszych odcinkach. Mimo to (a może właśnie dzięki temu?), "Peryferia" trzymają w napięciu od początku do samego końca. Pozostawiają co prawda z poczuciem lekkiego niedosytu, ale jednocześnie wywołują mętlik w głowie widza. Po seansie szybko do siebie nie dojdziecie.
"Peryferia" obejrzycie na Amazon Prime Video.