Streamingowi giganci inaczej prowadzą swoje platformy. HBO Max, Amazon Prime Video i Netflix znacząco się od siebie różnią, bo marka każdego z tych serwisów budowana jest na swój oryginalny sposób. Jeden przypomina kino, a drugi jest jak wypożyczalnia VHS. Co zostaje dla trzeciego? Model zbudowany w oparciu o obie te tożsamości.
Największe platformy VOD kuszą potencjalnych użytkowników oryginalnym podejściem do swoich treści. Każda z nich odnalazła własną tożsamość, przez co subskrybenci wiedzą, czego spodziewać się po ich produkcjach. Poszczególne marki są wyraziste, a ich modele starannie wypracowane. Chociaż to Netflix jest najpopularniejszym serwisem streamingowym, rozrost rynku zepchnął go do niszy, w jakiej z pewnością nie chciał się znaleźć.
HBO Max kusi ofertą seriali premium i kinowych hitów. Produkcje Prime Video nie mają do tego startu, a mimo to Amazon zbudował dla swojej platformy markę, koło której trudno przejść obojętnie. Chociaż Netflix wygrywa z nimi ilościowo, to brakuje mu podobnej wyrazistości.
Serwisy VOD - jakie są Netflix, HBO Max i Amazon Prime Video?
HBO Max to kino
HBO to marka, która na całym świecie kojarzona jest z telewizją jakościową. To w końcu ta stacja dała nam "Rodzinę Soprano" czy "Prawo ulicy". Platforma HBO Max musi więc trzymać ten poziom. WarnerMedia zbudowało jej tożsamość, nie oddalając się nawet na krok od treści premium. W serwisie co chwilę pojawiają się nowe seriale, które kuszą realizacyjnym rozmachem i podejmowaniem ważkich tematów. Jakby tego było mało, to tam właśnie znajdziemy najnowsze kinowe hity.
HBO Max staje się streamingowym odpowiednikiem kina. WarnerMedia korzysta z marek, które posiada. Użytkownikom platformy nie pozwala długo czekać na swoje kolejne filmy. To jest najbardziej kuszące w ofercie serwisu. Znajdziemy w nim wysokobudżetowe adaptacje komiksów DC, czy megalomańskie science fiction pokroju "Diuny", a wszystkie podobne hity (zarówno te komercyjne jak i artystyczne) WB z wielkiego ekranu trafiają do usługi, w ciągu zaledwie 45 dni od ich premiery.
Amazon Prime Video to wypożyczalnia VHS
Zasada jest prosta. Jeśli masz ochotę na blockbuster albo filmy uznane przez krytyków, wykupujesz subskrypcję HBO Max. Jeśli zadowoli cię mniej wyszukana rozrywka, sięgasz po Amazon Prime Video. Tak, tam jeszcze w tym roku szumu narobi serialowy "Władca Pierścieni", ale platforma nie zbudowała swojej marki na poszukiwaniach (do tej pory nieudanych) własnej "Gry o tron". Jej urok tkwi w czymś zupełnie innym. Przeglądając ofertę serwisu łatwo poczuć się, jakbyśmy właśnie cofnęli się w czasie i trafili do osiedlowej wypożyczalni VHS.
Amazon Prime Video oferuje swoim użytkownikom kino gatunkowe, które na kasetach VHS znajdowałoby się na dolnych półkach wypożyczalni. "Bez skrupułów" to bowiem oldschoolowy sensacyjniak, "All the Old Knives" okazuje się staroszkolnym filmem szpiegowskim, a "Głęboka woda" przenosi nas kilka dekad wstecz do czasów świetności thrillerów erotycznych. Każdy, kto swego czasu za najlepszego przyjaciela miał wysłużony magnetowid, będzie przy tych produkcjach bawił się jak prosię.
Netflix to wytwórnia mockbusterów
Największy problem z określeniem tożsamości jest w przypadku Netfliksa. Jego marka została bowiem zbudowana w oparciu o dwa powyższe modele. Jeszcze na początku działalności streamingowej kojarzony był z serialami jakościowymi pokroju "House of Cards". To rozbudziło apetyt włodarzy platformy, aby po, przynajmniej we własnym mniemaniu, pokonaniu telewizji, zmierzyć się z wytwórniami filmowymi. Od lat serwis walczy, aby podnosić swój prestiż kolejnymi Oscarami, dlatego wręcz rzuca pieniędzmi w Martina Scorsesego czy Davida Finchera. Jednocześnie tworzy również produkcje pokroju "Bright" czy "Outsidera".
Mit jakości originalsów Netfliksa dawno już przestał być aktualny. Ich liczba wzrasta w zastraszającym tempie i obok produkcji dobrych, coraz częściej natykamy się na totalne niewypały. Platforma nie posiada praw do żadnych dużych franczyz, pokroju DC jak HBO Max, czy "Władcy Pierścieni" jak Amazon Prime Video. Próbuje je stworzyć od podstaw, ale na razie nie wychodzi to najlepiej. Widać to szczególnie na przykładzie filmów. Są to tytuły imitujące kinowe blockbustery. Ich podróbki.
Nawet jeśli filmy pokroju "6 Underground" czy "Czerwona nota" mogą pochwalić się przeszarżowanym budżetem, to wciąż daleko im do tego, co możemy oglądać w kinach. Dlatego produkcjom Netfliksa najbliżej jest do mockbusterów w stylu produkcji wytwórni The Asylum. To wątpliwej jakości tytuły, które mogą sprawić widzom mnóstwo frajdy, ale w przeciwieństwie do "Rekinado" mają w sobie nieznośne pokłady pretensji.
Każda z wymienionych platform oferuje swoim użytkownikom inne treści. Ich jakość, jak to jakość, bywa różna. HBO Max i Amazon Prime Video wie jednak, na czym ich marka stoi. Serwisy te konsekwentnie podążają raz wytyczoną ścieżką. Jeszcze do niedawna nie miałyby startu do Netfliksa. Streamingowemu gigantowi brakuje jednak dzisiaj ich wyrazistości. Chociaż ilościowo wciąż wygrywa, to jakościowo jest daleko w tyle za konkurencją.