REKLAMA

Glik ostro pojechał po Królikowskim. Było to chamskie, ale nie potrafię go skrytykować

W miniony weekend aktor Antoni Królikowski wywołał słuszne oburzenie opinii publicznej - żenująca akcja promocyjna gali Royal Division ściągnęła na niego głosy krytyki anonimowych internautów i znanych person. Jednym z najpopularniejszych, a zarazem najbardziej dosadnych komentarzy, okazał ten autorstwa Kamila Glika. Emocjonalny wpis, zdaniem niektórych, nie przystoi reprezentantowi Polski.

antek królikowski kamil glik royal division komentarz mma
REKLAMA

Kilka dni temu ogłoszono, że włodarzem nowej freak fightowej gali będzie Antoni Królikowski. Promocję rozpoczęto od zapowiedzi walki sobowtórów Wołodymyra Zełenskiego i Władimira Putina. Materiał podniósł ciśnienie odbiorcom, którzy masowo zaczęli krytykować pomysł. I choć nie mam pewności, jakiego rodzaju ograniczenia wrażliwości i empatii sprawiły, że ktoś uznał żerowanie na obfitującej w krwawe zbrodnie wojnie w Ukrainie za dobry pomysł na wypromowanie swojej federacji, wnet dołączyłem do nie kryjącego obrzydzenia grona.

Ten pomysł na zapewnienie rozgłosu kolejnej gali mordobicia jest odrażający na wielu poziomach - i to nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że dochód zostanie przekazany na pomoc Ukrainie. Królikowski podkreślił, że taki jest właśnie cel, ale wiadomo przecież, że chciał po prostu wypromować swój projekt z przytupem, by zmaksymalizować przyszłe zyski - a gale freak fight, jak wiemy, są w stanie wygenerować absurdalne kwoty.

Za granicę już poszło - brytyjskie media zdążyły już ubrać swoje zażenowanie w słowa. Jak będzie u nas? Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, zjawisko cancel culture do Polski jeszcze nie dotarło - lada moment temat ucichnie. Królikowski, po żenujących przeprosinach, które nie odniosły oczekiwanego skutku, przyjął strategię "zniknięcia z sieci", zrezygnował też z prowadzenia Royal Division. To najprostsze, unikowe zagranie - wkrótce wróci do mediów, a my z pewnością zobaczymy jego twarz na projektowanym przez sześciolatka plakacie nowego filmu Vegi.

Tymczasem tematem ciekawszym niż sam Królikowski, którego zachowania w przeszłości już niejednokrotnie mogły sugerować pewnego rodzaju oderwanie od rzeczywistości, wydaje mi się kwestia granic językowych - kultury wypowiedzi, dopuszczalności (lub niedopuszczalności) słów obelżywych w sferze publicznej, gdy jedna z osób publicznych używa w dyskusji wulgarnych inwektyw. Nawiązuję tu, rzecz jasna, do komentarza Kamila Glika. Komentarza dosadnego, mocnego i niecenzuralnego. Wręcz - powinno się rzec - niewłaściwego. Pod którym podpisałbym się nogami i rękami.

REKLAMA
antek królikowski kamil glik royal division komentarz mma class="wp-image-1931956"
Glik vs Królikowski

Glik wulgarnie do Królikowskiego

W mojej bańce tylko nieliczni stwierdzili, że Glik przesadził - w sieci jest takich osób więcej, choć wciąż znajdują się raczej w mniejszości. To te głosy, które przekonują, że choć Królikowski zasługuje na potępienie, to nie tego rodzaju; że słownictwem rynsztokowym to niech piłkarz operuje na boisku, ale w publicznej dyskusji reprezentantowi Polski nie przystoi. I w końcu - że nie przystoi nikomu, bo językowa agresja wywołuje kontragresje, wyklucza zrozumienie, chęć skruchy, pojednania. Że nie tędy droga. I trudno się z tym nie zgodzić.

Odwołują się do przypadku Barbary Kurdej-Szatan (której kariera, owszem, na moment zwolniła, ale do żadnego cancelu nie doszło) - aktorka obrzuciła mięsem Straż Graniczną w instagramowym wpisie. Abstrahując od tego, że oba przypadki - jej i Glika - nie są do siebie analogiczne, część społeczeństwa ewidentnie doszła do wspomnianego wyżej konsensusu: "nie tędy droga", "to nie przystoi", "to niewłaściwe".

Zdecydowaną większość swojego życia byłem zdania, że są sytuacje, które potępienia wręcz wymagają, które potępiać mamy obowiązek, ale wyłącznie w adekwatny sposób i przy użyciu należytego języka.

Jestem też zdania, że są przypadki skrajne, które sprawiają, że obelgi same cisną się na usta. Wówczas, owszem, powinniśmy starać się nad sobą panować. Może się jednak okazać, że jesteś zawodowym piłkarzem, poświęciłeś życie dla sportu - facet z murawy, piłka i dwie bramki to twoje życie. I może nie jesteś specjalistą w innych dziedzinach życia, ale potrafisz rozpoznać, kiedy ktoś zachowa się paskudnie. Gdy wybucha wojna, robisz kilka świetnych rzeczy, pomagasz, kupujesz nawet specjalnie przystosowany do transportu ciężko chorych ukraińskich dzieci do szpitali ambulans. Zapytany o ból w nodze mówisz, że dajcie spokój, bo ból to jest u naszych sąsiadów. Przejmujesz się jak umiesz, działasz po swojemu. Pewnego dnia przeglądasz sieć, widzisz ohydny wykwit promowany twarzą znanego aktora. I w krótkim komentarzu wyrażasz to, co ci w sercu tańczy - a jest to wściekłość.

Nie wiem, czy powinieneś to robić, ale całkowicie to rozumiem.

REKLAMA

Myślę, że istnieją konteksty, które usprawiedliwiają mocne słowa. Mam wrażenie, że wpis Królikowskiego (oba - ten z przeprosinami również - już zniknęły z Instagrama) jest właśnie takim kontekstem.

To nie tak, że nie zgodzę się z komentarzem jednej z popularnych osób osób: "Można było wyrazić to językiem, który przyswoi reprezentantowi". Dodam jednak, że postulat merytorycznej rozmowy, a nie emocji (swoją drogą - stary chwyt i pułapka władzy), zazwyczaj rozbija się o beton cynicznych, pazernych umysłów. Upada w chwilach, gdy najzwyczajniej w świecie nie ma o czym dyskutować. Gdy gniew jest słuszny. To niezwykle rzadkie sytuacje, ale gdy już do nich dochodzi, skupmy się na tym, kto naprawdę zawinił.

Królikowski postanawia się schować
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA