REKLAMA

Zaklejcie Burtonowi usta. Niech nie wypowiada imienia Beetlejuice'a po raz trzeci

Jeśli zamierzacie wypowiedzieć imię najsłynniejszego bioegzorcysty zaświatów, zróbcie to tylko jeden raz. "Beetlejuice Beetlejuice" osiąga efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast przywołać ducha "Soku z żuka", co najwyżej wypędzi fanów z kin.

beetlejuice 2 tim burton recenzja
REKLAMA

Timowi Burtonowi zawsze lepiej wychodziła budowa światów niż opowiadanie historii. W pierwszych latach jego kariery filmowej niezbyt to jednak przeszkadzała. Dlatego, mimo scenariuszowych wybojów, "Sok z żuka" nawet dzisiaj ogląda się bardzo dobrze. Nie da się tego samego powiedzieć o jego requelu, choć przecież teoretycznie wszystko jest tu na swoim miejscu. Problem w tym, że w "Beetlejuice Beetlejuice" cały urok oryginału zmienia się w pozę. Sam film okazuje się natomiast nieudolnym skokiem na nasze portfele.

Jak sama nazwa wskazuje, requele łączą w sobie cechy rebootów/remake'ów i sequeli. W przeciwieństwie do tych pierwszych nie odcinają się od oryginału, tylko płyną z falą nostalgii. Przy okazji wzorem kontynuacji jest w nich szybciej, więcej i bardziej. Burton zadanie domowe z ich formuły odrobił na piątkę. Dzięki temu w "Beetlejuice Beetlejuice" dostajemy "Sok z żuka" w nowym opakowaniu. Takim dostosowanym do wymogów współczesnego kina. Z tym że reżyser postrzega współczesne kino jako wydmuszkę, popis technologicznych i finansowych możliwości Hollywood. Nie twierdzę, że nie ma racji. Po prostu zbytnio się z tym obnosi, kiedy na każdym kroku próbuje przebić pierwowzór.

REKLAMA

Beetlejuice Beetlejuice - recenzja filmu

Z całym swoim wyznawaniem miłości do oryginałów, requele zazwyczaj stawiają ich logikę na głowie. Dlatego Lydia Deetz ze zbuntowanej gotki wyrosła na prowadzącą program telewizyjny, w którym wykorzystuje swoje paranormalne zdolności. Zdobyła w ten sposób sławę i pieniądza. Sama jest teraz matką, a córka daje jej się mocno we znaki. Nie przez swoją odmienność od ogólnie przyjętych norm społecznych, tylko właśnie przez dostosowywanie się do nich. Astrid jako jedyna z całej rodziny okazuje się normalna. Z tego względu pogrzeb dziadka staje się dla niej traumatycznym doświadczeniem. W wyniku splotu nadchodzących wydarzeń przyjdzie jej przekonać się o istnieniu nadprzyrodzonego świata. Wpadnie w takie tarapaty, że tylko Beetlejuice będzie mógł ją z nich wyciągnąć. Co prawda sam ma dużo na głowie, ale stara miłość nie rdzewieje i wciąż wzdycha do rodzicielki nastolatki.

Beetlejuice Beetlejuice - recenzja

Burton chętnie poszerza świat przedstawiony, a właściwie zaświaty przedstawione, pozwalając zwiedzać nam ich kolejne zakamarki. Daje w ten sposób wyraz wszystkim swoim obsesjom, za jakie pokochaliśmy jego kino. Dekoracje rodem z niemieckiego ekspresjonizmu idą więc w parze ze stylowymi efektami specjalnymi. Głównie praktycznymi, choć wygładzonymi nowoczesnym CGI. Tym samym "Beetlejuice Beetlejuice" jest bardzo efekciarski, ale jest też efektywny, gdy reżyser puszcza wodze swojej makabreskowej wyobraźni.

Styl i wdzięk - to wszystko, za co można produkcję pochwalić. Szczególnie cieszy oczy, gdy Burton składa hołd jednemu ze swoich ulubionych reżyserów. Nawiązując do gotyckich horrorów Mario Bavy, przedstawia bowiem historię związku Beetlejuice'a z Delores. Eksmałżonkę tytułowego bohatera wprowadza co prawda z pompą, ale potem nie potrafi jej wykorzystać. Wysysaczka dusz pląta się co jakiś po ekranie w poszukiwaniu dawnego kochanka, rozbudzając apetyt na widowiskowy finał. Ten okazuje się jednak zupełnie niesatysfakcjonujący. Powodów zaistnienia tej postaci próżno szukać w scenariuszu. Sprowadzają się raczej do nepotyzmu, bo przecież wciela się w nią Monica Bellucci - obecna partnerka twórcy.

"Beetlejuice Beetlejuice" to niekontrolowany chaos. Burton nie ma pomysłu na spójną opowieść, dlatego serwuje nam swoje the best of. Recyklinguje tu własną twórczość, łącznie z "Wednesday". Porównanie okazuje się na miejscu nie tylko dlatego, że Jenna Ortega wciela się w Astrid. Delores składa się z kolejnych części ciał i potem wygląda, jakby urwała się z "Rodziny Addamsów". Powiedzmy to wprost: reżyser się powtarza. On wręc otwarcie serwuje nam odgrzewany kotlet. Co najbardziej boli przy znanych z "Soku z żuka" żartów. Zdecydowanie lepiej działały one w oryginale. Tutaj sprawdzają się jedynie jako sposób na mizdrzenie się do widzów.

Produkcja bardzo chciałaby, żebyśmy ją polubili. Przez kolejne wpadki Burton dawno już utracił tytuł wizjonera kina, ale uparcie walczy, aby pozostać naczelnym dziwakiem Hollywood. Jego dziwactwa to w tym wypadku jedynie poza. Czarująca, ale wciąż poza, którą bardzo łatwo przejrzeć. Niewiele w filmie działa jak powinno. To zupełnie niepotrzebne drugie przywołanie Beetlejuice'a co najwyżej udowadnia, że miejsce "Soku z żuka" jest tam, gdzie znajdował się przez ostatnie 36 lat. W kinowych zaświatach.

Kinowa premiera filmu Beetlejuice Beetlejuice: 6 września 2024 r.

Więcej o nowych filmach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
  • Tytuł filmu: Beetlejuice Beetlejuice
  • Rok produkcji: 2024
  • Czas trwania: 104 min
  • Reżyser: Tim Burton
  • Aktorzy: Michael Keaton, Winona Ryder, Jenna Ortega
  • Nasza ocena: 4/10
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA