REKLAMA

Afera wokół tytułu z pewnością pomogła marketingowi, ale czy "Chupa" to dobry film?

"Chupa" to familijny film przygodowy w reżyserii Jonás Cuaróna, czyli syna nagrodzonego pięcioma Oscarami Alfonsa. Zapowiedzi sugerowały, że ten czerpiący z latynoamerykańskiej legendy obraz będzie lekką, przyjemną, ale i nieoryginalną rozrywką dla całej rodziny. Uczciwie.

chupa netflix film recenzja opinie
REKLAMA

O filmie "Chupa" Netfliksa było głośno już kilka tygodni temu. Tytuł produkcji był masowo krytykowany i wyśmiewany przez hiszpańskojęzycznych internautów, którzy zwrócili uwagę na jego wulgarne znaczenie. Zapomnijmy jednak o dwuznacznościach: tytułowy Chupa to, rzecz jasna, la chupacabra, czyli mityczne stworzenie - obiekt badań kryptozoologii, którego istnienia nikt nigdy nie dowiódł. "Wysysacz kóz", jak dosłownie można przetłumaczyć jego nazwę, rzekomo napada na domowe zwierzęta i wysysa z nich krew. Legenda chupacabry przeniknęła do popkultury lata temu, a wiele osób wciąż uparcie podtrzymuje, że stwór istnieje naprawdę. Ot, case Wielkiej Stopy, znanego również jako Yeti.

W filmie Cuaróna na chupacabrę natknie się trzynastoletni Alex. Nieśmiały chłopak opuszcza Kansas City i leci do Meksyku, by tam po raz pierwszy spotkać się z dalszą rodziną. Gdy już zaczyna przyzwyczajać się do nowego miejsca, pod podłogą szopy swojego dziadka znajduje właśnie tytułowe mityczne stworzenie - a dokładniej jego młodą wersję. Wkrótce Alex orientuje się, że Chupa jest w pewien sposób związany z jego rodziną. Rzecz w tym, że na zwierzę poluje pewien niebezpieczny naukowiec, który chce kontrolować jego moce. Jak można się domyślać, główny bohater zdecyduje się chronić Chupę, z którym połączą go więzy przyjaźni.

REKLAMA

Czytaj także:

Chupa: recenzja filmu Netfliksa

Wizerunek chupacabry - uroczy, nieśmiały - jest dosłownie jedynym relatywnie oryginalnym elementem filmu. Brak ambicji młodego Cuarona, który przecież napisał „Grawitację” wraz z ojcem, z pewnością rozczaruje wielu widzów. "Chupa" jest bowiem stereotypową do bólu familijną opowieścią, która czerpie z klasyków i puszcza oko do fanów przygodówek sprzed lat („Jurassic Park” się kłania), ale od siebie nie daje zupełnie nic. 

Łatwiej byłoby przymknąć oko na klisze (wiem, że dla wielu widzów są one czymś w rodzaju bezpiecznej przystani), gdyby scenariusz lepiej radził sobie z budową charakterów i, przede wszystkim, relacji chupacabry z Aleksem. Dwaj poszukujący swojego miejsca samotnicy z czasem, rzecz jasna, uczą się dbać o siebie nawzajem i bardzo się do siebie zbliżają. Rzecz w tym, że ta bardzo uproszczona (względem innych podobnych opowieści) historia nie pozwala widzom poczuć tej więzi - obraz nie poświęca wystarczająco wiele czasu ich unikalnemu połączeniu i wiarygodnej podbudowie całej relacji.

REKLAMA
Chupa

"Chupa" może się poszczycić świetną operatorką, świetnymi aktorskimi kreacjami (wyjąwszy może - niestety - Christiana Slatera) i przystępnym czasem trwania. Młodsi widzowie, do których film jest zresztą głównie adresowany, nie powinni narzekać - tym bardziej, jeśli nie są przesadnie obyci z podobnymi scenariuszami. Cała reszta najpewniej poczuje się znudzona przewidywalnością, która nie pozostawiła nawet odrobiny przestrzeni na delikatny powiew świeżości.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA