Nie tylko „Czarna wdowa” ma dwa końce. Alternatywne zakończenia tych filmów są lepsze niż kinowe
„Uciekaj!”, „Obcy - 8. pasażer Nostromo” i „Łowca androidów” - wspólną cechą tych filmów jest to, że ich alternatywne zakończenia są lepsze, niż te, które mogliśmy zobaczyć w kinie. W przeciwieństwie „Czarnej Wdowy” są jednak lepsze.
W sieci pojawiło się alternatywne zakończenie „Czarnej Wdowy”. I cóż, muszę przyznać rację mojemu redakcyjnemu koledze - jest okropne. Dobrze, że Disney zdecydował się wykorzystać inne, bo w przeciwnym razie oceny najnowszego filmu MCU mogłyby być o wiele gorsze. Czasami jednak bywa na odwrót i epilogi, które nie trafiły do danych produkcji są nieporównywalnie lepsze, do tego co oglądaliśmy w kinach.
Alternatywne zakończenia to jeden z ulubionych dodatków dystrybutorów nośników kina domowego. Często można je znaleźć na wydaniach DVD lub Blu-ray. Czasami żyją też jedynie w wyobraźni twórców, a dowiadujemy się o nich z wywiadów. Niezależnie od tego, czy dane nam było je w końcu zobaczyć, czy też nie, w pięciu poniższych przykładach zmieniają nasz pogląd na całą produkcję i gdyby trafiły do wymienionych filmów, zdecydowanie wyszłoby to im na plus.
Ok, nie było źle. Reżyserski debiut Jordana Peele'a przypadł do gustu zarówno widzom, jak i krytykom. Na koniec filmu widzimy, jak Chris ucieka z domu swoich oprawców, zabijając większość z nich. Duszenie swojej dziewczyny, przerywa mu przyjaciel Rod, który przybywa na miejsce w radiowozie. A co gdyby zamiast niego w samochodzie siedziało dwóch białych policjantów?
Tak właśnie dzieje się w alternatywnym zakończeniu, które trafiło na wydanie DVD. Policjanci aresztują w nim Chrisa, a potem widzimy, jak Rod odwiedza go w więzieniu. Protagonista przyznaje, że nie pamięta szczegółów, mogących pomóc mu udowodnić, iż działał w samoobronie. Zmienia to zupełnie wydźwięk filmu i zgodnie ze słowami reżysera padającymi w komentarzu, pokazuje, że rasizm nie został pokonany i ciągle drzemie w amerykańskim społeczeństwie.
Obcy - 8. pasażer Nostromo
Jak było? Wszyscy pamiętamy. Ripley pokonała ksenomorfa, zdała raport i mogła spokojnie w hibernacji oczekiwać, aż na potrzeby sequela odnajdzie ją James Cameron. Wyszło dobrze i nie wyobrażamy sobie innego zakończenia. W przeciwieństwie do Ridleya Scotta.
Studio nie zgodziło się na wizję reżysera, wedle której pierwszy „Obcy” miał skończyć się śmiercią Ripley. Zgodnie z oryginalnym pomysłem ksenomorf wygrywa bowiem finałową bitwę, odrywając przeciwniczce głowę. A jakby nie było to wystarczająco mroczne, chwilę potem przemawia głosem martwego kapitana statku. Myślę, że każdy fan kultowej serii oszalałby na widok takiej sceny.
Prawdziwy romans
Hollywood specjalizuje się w szczęśliwych zakończeniach. Nawet jeśli nie współgrają one z tonacją filmu i pozbawiają opowieść całego ciężaru emocjonalnego. To się zdarza. Na szczęście w „Prawdziwym romansie” nie mamy do czynienia z aż tak skrajnym przypadkiem. W końcu cieszymy się, kiedy Alabama ratuje Clarence'a i wspólnie wyjeżdżają do Meksyku. Mogło być jednak o wiele lepiej. Tarantino wyobrażał sobie bowiem finał zupełnie inaczej.
W oryginalnym scenariuszu autorstwa twórcy „Pulp Fiction” Clarence ginie (nic dziwnego, widzieliście jego rany?), a Alabama autostopem podróżuje do Meksyku i marzy o życiu, jakie mogłaby wieść z ukochanym.
„Jestem legendą” daleko do filmu idealnego. Jedną z wad produkcji z pewnością jest zakończenie, które..., co tu dużo mówić, zdaje się nazbyt hollywoodzko-heroiczne. Grany przez Willa Smitha bohater poświęca życie, aby Anna i Ethan mogli uratować ludzkość. Miło z jego strony, prawda? A mogło być bardziej ambiwalentnie i mniej cukierkowo.
W reżyserskiej wersji filmu Neville orientuje się, że przez swoje działania stał się dla wampirów kimś w rodzaju potwora. Porywał ich i przeprowadzał na nich eksperymenty. Nagle zyskujemy więc nową perspektywę na opowiadaną historię. Nabiera ona głębi, zamiast podążać ścieżką wydeptaną przez setki podobnych produkcji.
Łowca androidów
Na pewno pamiętacie ambiwalentne zakończenie „Łowcy androidów”, które sugeruje, że Deckard sam jest replikantem. Razem z Rachel wchodzą do windy, drzwi się zamykają, a reszta jest pozostawiona naszej wyobraźni. Super! Tak to wyglądało w wersji reżyserskiej i finałowej. Widzowie, którzy oglądali film w kinach w czasie jego pierwszej dystrybucji przeżyli coś zupełnie innego.
W zakończeniu narzuconym przez studio wyobraźni widzów nie zostaje zupełnie nic. Deckard i Rachel opuszczają mroczne Los Angeles, a dzięki narracji z offu dowiadujemy się, że, wbrew temu, co chwilę wcześniej powiedział Gaff, replikantka może żyć jeszcze bardzo długo. Z takim finałem film okazał się finansową klapą i nie przypadł do gustu krytykom. Czy dzisiaj, wiedząc, jak to miało wyglądać, kogoś to dziwi?