"Diunę" znienawidzili tak recenzenci jak i widzowie. To była jedna z największych box offisowych porażek w historii kina science fiction. Do dzisiaj jej największym krytykiem pozostaje sam reżyser. Właściwie David Lynch gardzi swoim filmem tak bardzo, że nawet nie ma zamiaru oglądać nowej adaptacji prozy Franka Herberta.
Denis Villeneuve nie jest pierwszym reżyserem, który postanowił zmierzyć się z epicką space operą Franka Herberta. Na długo przed nim wyzwania podjął Alejandro Jodorowsky. Jego ambicje rozciągały się od wykorzystania muzyki Pink Floydów do zatrudnienia Orsona Wellesa w roli Barona Harkonnena. Nie interesowała go wierna adaptacja oryginału. On chciał zrobić własną "Diunę". Wizja rozbiła się jednak o rzeczywistość. Projekt nigdy więc nie doszedł do skutku. To, co jemu się nie udało, zrobił David Lynch.
W dokumencie "Diuna Jodorowskiego" Alejandro Jodorowsky zdradza, że nie chciał oglądać "Diuny" Davida Lyncha. W końcu jednak wybrał się na nią do kina i bardzo się ucieszył. "Była okropna" - skomentował ją. Miał 100 proc. racji. Do jego opinii wielokrotnie już przychylał się sam reżyser. On do dzisiaj nie chce się przyznawać do swojego filmu.
Więcej o filmach science fiction poczytasz na Spider's Web:
Diuna - dlaczego David Lynch nienawidzi swojego filmu?
Przypominając dlaczego David Lynch nienawidzi swojej "Diuny", Liam Gaughan z portalu Collider słusznie zauważa, że postawienie reżysera "Blue Velvet" za sterami adaptacji prozy Franka Herberta było absurdalnym pomysłem. Jego styl, fascynacje, obsesje, zamiłowanie do surrealizmu nie koresponduje bowiem z gustami masowej publiczności, od widowisk science fiction oczekującej przede wszystkim rozrywki. W latach 80. miał jednak w Hollywood bardzo silną pozycję, którą ugruntował sukces nominowanego w ośmiu kategoriach do Oscara "Człowieka słonia". Duże wytwórnie zaczęły się więc zastanawiać, czy udałoby mu się zrealizować komercyjny hit.
David Lynch nie przepadał za popularnymi space operami w stylu "Gwiezdnych wojen", ale proza Franka Herberta do niego przemówiła. Przystał więc na propozycję Universal Pictures aby "Diunę" wyreżyserować. Zarówno on jak i wytwórnia widziała film jako pierwszą część serii. Po drodze jednak ich wizje się rozjechały. Twórca chciał zrealizować produkcję po swojemu. Kiedy jednak pokazał wytwórni jej trzygodzinną wersję, studio postanowiło mu ją odebrać - zmienić tak, aby faktycznie miała szansę stać się komercyjnym hitem. Okazała się jednak klapą.
Jak wyznał potem sam reżyser, podpisując kontrakt z Universal Pictures, wiedział on, że się sprzedaje. Jego umowa nie dawała mu bowiem kontroli nad ostatecznym kształtem swojej "Diuny". "Prawdopodobnie nie powinienem robić tego filmu" - przyznał w jednym z wywiadów. Świadczy to o jego poczuciu porażki, do którego zresztą otwarcie się przyznaje.
Diuna - David Lynch nie chce oglądać nowej adaptacji
"Diuna" Franka Herberta powaliła Alejandro Jodorowskiego i Davida Lyncha. Obronną ręką ze starcia z nią wyszedł jednak Denis Villeneuve. Pierwsza część jego dyptyku przypadła krytykom do gustu, a widzowie tłumnie popędzili na nią do kin. Na całym świecie zarobiła bowiem prawie 434 mln dol. (gdyby nie strach przed koronawirusem pewnie byłoby więcej). Tylko dzięki temu sukcesowi reżyser mógł stanąć za kamerą dwójki, która właśnie trafiła na ekrany. W dodatku okazuje się dziełem bardziej spełnionym. Recenzenci nazywają ją "arcydziełem" i "najlepszą adaptacją od czasów "Władcy Pierścieni"".
Więcej o nowej "Diunie" poczytasz na Spider's Web:
David Lynch nie ma jednak zamiaru oglądać filmów Denisa Villeneuve'a. Wyznał to jeszcze przed premierą pierwszej części. W rozmowie z The Hollywood Reporter dwukrotnie nawet podkreślił, że nie interesuje go oglądanie czyjejkolwiek adaptacji "Diuny", bo wciąż boli go porażka jego filmu.