Widzowie pokochali Johnny'ego Deppa. Wygrana aktora to triumf czy kompromitacja wymiaru sprawiedliwości?
Johnny Depp dokonał czegoś, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się niemożliwe. Wytoczony Amber Heard proces o zniesławienie od samego początku do końca przebiegał pod jego dyktando, ale zwycięstwo wcale nie wydawało się pewne. I raczej nie byłoby go gdziekolwiek poza Stanami Zjednoczonymi. Co prowadzi do niezwykle interesującego pytania - czy mieliśmy do czynienia z kompromitacją czy może triumfem wymiaru sprawiedliwości?
Medialny proces dekady "Johnny Depp kontra Amber Heard"oficjalnie dobiegł końca w połowie poprzedniego tygodnia po prawie dwóch miesiącach zeznań i wzajemnych oskarżeń. Ława przysięgłych uznała, że po obu stronach doszło do zniesławienia, ale zwycięzca tego prawniczego pojedynku jest tylko jeden. To Johnny Depp, który nie tylko zrównał z ziemią karierę Amber Heard, ale zgodnie z wyrokiem jego była żona będzie musiała zapłacić 15 mln dolarów (z czego gwiazdorowi zostanie w kieszeni nieco ponad 8 mln). O ile Heard w ogóle będzie w stanie zdobyć takie środki pieniężne.
Przegrana i jej prawnicy zapowiadają złożenie apelacji, więc ten medialny karnawał nie zwija swoich masztów na zawsze. Mimo to warto jednak pokusić się o jakieś podsumowanie. W końcu mowa o sprawie, którą za pomocą telewizji, YouTube'a i innych mediów śledziły miliony osób z całego świata. Dziś wiemy już, że zdecydowana większość zainteresowanych od początku stała murem za Deppem, choć Amber Heard też nie pomogła sobie składaniem wielu fałszywych zeznań. Zwycięstwo aktora z początku wydawało się jednak bardzo mało prawdopodobne. To on przystępował do sądowej batalii z pozycji człowieka z szarganą reputacją i po wcześniejszej porażce w brytyjskim sądzie. Wyciągnął jednak z ostatnich lat bardzo solidne wnioski, które pomogły mu teraz wygrać.
Johnny Depp nie udowodnił, że Amber Heard go zniesławiła. Ale wcale nie musiał, bo lud chciał czego innego.
Wielu fanów Deppa na widok powyższych słów ogarnie wściekłość i może nawet ruszą do sekcji komentarzy, by wyrazić to niezadowolenie. Wolałbym jednak, żeby najpierw wysłuchali mnie do końca. Prawda jest taka, że gdyby Johnny Depp i Amber Heard stanęli np. przed polskim wymiarem sprawiedliwości, to gwiazdor miałby o niebo trudniejsze zadanie. W żaden sposób nie był bowiem w stanie wykazać powiązania stricte między artykułem byłej żony w "The Washington Post" i jego trudnościami zawodowymi.
Amber Heard nie wymieniła go z imienia i nazwiska oraz nie sugerowała w żaden wyraźny sposób, że chodzi o dawnego ukochanego. Na pewno skorzystała na panującej wówczas w przestrzeni publicznej atmosferze przeciwko Deppowi, by powiązać go z łatką agresora. Nie próbowała też w żaden sposób walczyć z sugestiami, że chodzi o byłego męża, co dodatkowo wzmacniało taki przekaz. Z drugiej strony nie miała jednak takiego obowiązku, a sam artykuł można było interpretować na różne sposoby. W mojej opinii w Polsce Heard miałaby więc zdecydowanie większe szanse na zwycięstwo.
Nie będę też ukrywać, że z punktu widzenia wolności mediów wyrok w sprawie Johnny Depp kontra Amber Heard jest trochę niepokojący. Jeżeli przyjmiemy, że tekst w "The Washington Post" faktycznie dotyczył amerykańskiego aktora, to padły w nim przeciwko Deppowi poważne zarzutu. Przemoc domowa to ważny temat z punktu widzenia społeczeństwa, oboje zainteresowanych to osoby rozpoznawalne, a w trakcie procesu mogliśmy usłyszeć o przypadkach agresji z obu stron. Czy taki wyrok nie będzie hamulcem dla mediów, które teraz dwa razy zastanowią się, zanim opublikują na swoich łamach artykuł przeciwko możnym i bogatym w obawie przed kolejnym procesem? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy dopiero w kolejnych miesiącach i latach, ale nawet fani gwiazdora powinni zastanowić się nad tym zagadnieniem.
Johnny Depp zrobił show i zagrał rolę życia. Sprawiedliwości stało się zadość?
Wszystko to, co napisałem powyżej, nie świadczy o mojej niechęci do Johnny'ego Deppa. Jestem fanem jego talentu i uważam, iż został potraktowany niesprawiedliwie. Żaden sąd nie zdecydował o jego winie w sprawie dotyczącej przemocy domowej. Przecież nawet wcześniejszy proces w Wielkiej Brytanii dotyczył bardziej prawa "The Sun" do użycia określenia "żonobijca". Gdyby przeciętny człowiek ustawił obok siebie te dwa wyroki, to mógłby dostać schizofrenii. Jakim cudem pisanie o kimś "żonobijca" bez twardych dowodów nie jest oszczerstwem, a nie wymienienie go z imienia i nazwiska w tekście o byciu ofiarą przemocy domowej jest zniesławieniem? Na chłopski rozum to zwyczajnie nie ma sensu.
Od czego zależy więc ta wyraźna różnica w wyrokach? W dużym skrócie od dwóch głównych czynników: odmienności obu systemów prawnych i zmianie w społecznym nastroju. Na pierwszy rzut oka Depp w Wielkiej Brytanii miał łatwiejszą do wygrania sprawę. To "The Sun" musiało bowiem udowodnić, że nie popełniło oszczerstwa. W USA udowodnienie, że doszło do zniesławienia leżało w gestii Deppa i jego adwokatów. W obu przypadkach rzeczywistość rozminęła się jednak z oczekiwaniami.
Świetnie wyszkoleni prawnicy największego brytyjskiego tabloidu doskonale wiedzieli, jak rozgrywać tamtejszego sędziego i jak przedstawić aktora w złym świetle. Amber Heard nie potrafiła dokonać tego samego. Jej adwokaci popełnili kilka żenujących wpadek, a ekipa od PR-u była tak fatalna, że celebrytka ich w trakcie procesu zwolniła. Tymczasem Johnny Depp nauczony poprzednimi doświadczeniami w trakcie posiedzeń w Wirginii był niczym odmieniony człowiek. Wesoły, inteligentny, pełen dystansu do absurdalności tego procesu, ale też poważny i autentyczny, gdy należało się tak zachować. Wiatr społecznych nastrojów zdążył odmienić się jeszcze przed procesem (czego wszyscy komentujący chyba nie docenili), ale Johnny Depp po drodze zdążył rozkochać w sobie kolejne miliony. I przy okazji wszystkich ławników.
Johnny Depp i Amber Heard dali ludziom chleba i igrzysk. Co nastąpi teraz?
Najnowsza odsłona sądowej batalii eksmałżonków dobiegła końca, ale z pewnością do obojga jeszcze wrócimy. Najbliższe miesiące będą niezwykle ciekawe i pokażą, w jaki sposób obecny wyrok wpłynie na kariery obojga. Czy Hollywood powita Johnny'ego Deppa jakby nic się nie stało? A może bardziej jak syna marnotrawnego? I czy aktor w ogóle będzie takim powrotem zainteresowany? Wciąż mam bardzo poważne wątpliwości, że kiedykolwiek wróci do swojego statusu z poprzedniej dekady. Wiele będzie jednak zależeć od reakcji innych celebrytów.
Z kolei Amber Heard znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji niż Depp w ostatnich latach. Gdy od niego odwróciło się środowisko i wielkie korporacje, to mógł przynajmniej liczyć na wsparcie pokaźnej grupy fanów. Heard nie miała nigdy podobnego statusu, a w dodatku jej reputacja dziś wydaje się zupełnie zszargana.
Nawet osoby dostrzegające, że Johnny Depp nie jest postacią krystalicznie czystą, nie chcą mieć z nią nic wspólnego. Coś w tej kwestii być może zmieni ewentualna apelacja, ale jeśli celebrytka i jej ekipa nie sprostali obecnemu wyzwaniu, to czy dadzą radę w znacznie trudniejszych warunkach? Nie wierzę w to. Triumf Johnny'ego Deppa wydaje się dziś niemal pełny. I choć cała sprawa zostawiła po sobie pewien niesmak, to akurat tego można było się spodziewać od samego początku. Bez względu na to, kto ostatecznie zdobyłby sympatię ławy przysięgłych.