Krzysztof Gonciarz jest jednym z najmocniej poturbowanych przez trzęsienie ziemi, jakim było Pandora Gate. Po niezbyt udanych próbach naprawienia swojego wizerunku dawny ulubieniec widzów znowu próbuje wrócić na szczyt. I choć warto docenić determinację, to te nowe filmy raczej mu nie pomogą.
Pandora Gate, czyli afera, która zrzuciła z piedestału kilku wielkich (zasięgowo) twórców, już dawno za nami. Początkowo wyglądała ona na rewolucję na polskim YouTubie i zapowiadała większą kontrolę społeczną nad treściami i twórcami. Nic takiego się jednak nie wydarzało. Ci, na których ciążyły najpoważniejsze zarzuty, rzeczywiście zniknęli z przestrzeni publicznej, ale część skompromitowanych twórców dalej robi co może, aby wrócić do łask internautów i na nowo odkręcić kurek z płynącą gotówką.
Krzyszof Gonciarz też chce wrócić
Już od jakiegoś czasu twórca znany cyklu „Zapytaj beczkę” i równie brawurowych, co przereklamowanych vlogów podróżniczych, próbuje odwrócić złą kartę. Przypomnijmy, że pod koniec września 2023 roku Daria Dąbrowska, influencerka i modelka w imieniu swoim i innych, anonimowych kobiet, zarzuciła Gonciarzowi manipulowanie i wykorzystywanie kilku pełnoletnich dziewczyn. Youtuber zniknął na chwilę, ale dość szybko ruszył z kontrofensywą w trakcie której twierdził, że sam jest ofiarą kłamstw, manipulacji i stalkingu. Jego materiał spotkał się z umiarkowaną przychylnością widzów i komentatorów.
W święta wielkanocne Gonciarz opublikował dwa materiały wideo, w których ewidentnie próbuje powiedzieć coś zabawnego, kontrowersyjnego, a jednocześnie bardzo chce grać na tej samej (grafomańskiej) nutce, co zwykle. W pierwszym materiale, zatytułowanym „Moja spowiedź”, przez dwie minuty Gonciarz zwodzi, że ma coś ważnego do powiedzenia swoim widzom. Zapowiada, kluczy, aby na końcu powiedzieć: „pierdo^%$# się”. Z tego wybornego żartu tłumaczy się w kolejnym materiale – „Z martwych wstawanie”.
Zrealizowanemu w stylu Q&A filmowi Gonciarza towarzyszy muzyka, którą znają widzowie „Zapytaj beczkę”.
Twórca odpowiada tu na komentarze, które znalazły się pod poprzednim filmem i, cóż, bardzo przykro się to ogląda. Gonciarz ewidentnie próbuje nawiązywać do afery, która pokiereszowała jego wizerune, ale jednocześnie nie mówi nic wprost. Rzuca półsłówkami, roztacza metafory, próbuje żartować, ale brzmi to co najmniej bełkotliwie.
Zawsze tak było, że oglądamy różne filmy na tym samym ekranie. Ja mówię jedną rzecz, a wy rozumiecie 500 różnych rzeczy (…). Moje słowa przestają być moje, kiedy trafiają na wasze traumy z dzieciństwa
– mówi Gonciarz
Odkrycie różnych perspektywy interpretacyjnych, to niejedyna błyskotliwa myśl, którą Gonciarz próbuje rozmydlić krytykę. Na dość hejterski komentarz, że jest raczej śmieszny, a nie zabawny, odpowiada tak:
Ty ewidentnie słyszysz coś innego niż ja mówię, ale to w ogóle nie ma znaczenia. Czuję, że zastanawialiśmy się wszyscy nad tym w 2016 roku, jak to jest możliwe, że Donald Trump ma połowę poparcia w Stanach Zjednoczonych, nie. I okazuje się, że tak działa rzeczywistość po prostu. To teraz mówię do tych z was (…), która dokładnie wie, o czym mówię i ściska ją ze śmiechu na to wszystko. I tak jak ja rozglądasz się, patrzysz, co ludzie mówią, myślą i myślisz sobie ja pier&)$#, co tu się dzieje
- mówi
Gonciarzowi wydaje się, że ma coś ważnego do powiedzenia
Niestety wizerunek śmieszka-intelektualisty nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością, a nawet z własnymi założeniami. Gonciarz nie bez powodu dodał film w Wielkanoc, jego zdaniem do nagrania tego filmu zainspirował go… Jezus. Twórca mówi, że gdy Jezus powrócił „zmartwychwstany, to nie udawał, że nic się nie stało”. Jeśli dobrze rozumiem ten wywód, to Gonciarzowi chodzi o to, że po ukrzyżowaniu, Jezus nie powtarzał tych samych błędów (znaczy się: nie zakumplował się znowu z Judaszem). I twórca, podobnie jak Jezus, wraca, ale odcina się od tych, którzy go zdradzili i to właśnie do tych ludzi skierował soczyste „pierdo^%$# się”.
Mam jednak dla Gonciarza złą wiadomość. Ani ta metafora, ani jego obecna sytuacja nie ma nic wspólnego z biblijnym zmartwychwstaniem. Po pierwsze śmierć Jezusa była częścią (jeśli wierzyć zapisom Biblii) większego planu, po drugie Judasz sam odebrał sobie życie, zanim zdążył skonfrontować się z konsekwencjami swoich czynów, po trzecie i najważniejsze – Jezus sam, dobrowolnie poddał się karze, nawet mimo tego, że była ona niesprawiedliwa. Nie groził pozwami, nie rzucił Piłatowi soczystego wyzwiska, nie obrażał tłumu, który jakąś tam winę w nim widział.
Gonciarzowi radzę w gruncie rzeczy to samo – więcej ciszy i więcej namysłu nad kolejnymi materiałami przeplatanymi brawurowymi metaforami. Nie dość, że jasno pokazują one ewidentne braki w tematach, o których mówi, to w dodatku oba te filmy brzmią tak, jakby tylko autor wiedział, o co mu tak naprawdę chodzi. A to, bez względu na to perspektywę, jaką może przyjąć widz, nazywa się bełkot.