REKLAMA

Netflix właśnie zaorał swoją najlepszą serię horrorów. Opinia

W zeszłym tygodniu na Netfliksie pojawiła się "Ulica Strachu: Królowa balu". To najnowsza odsłona serii horrorów platformy, w której parę lat temu zakochali się użytkownicy. Czy trzyma poziom swoich poprzedników?

Netflix właśnie zaorał swoją najlepszą serię horrorów. Opinia
REKLAMA

Strasznie kibicowałem nowej "Ulicy Strachu". Oryginalna trylogia to przecież nostalgiczne horrory młodzieżowe, które - rozsmakowując się w retroestetyce - wzbogacają formułę slasherów nowoczesnym twistem i perspektywą. Nie przesadzałbym z zachwytami nad ich oryginalnością, ale na pewno w zgrabny sposób przetwarzają ograne tropy i motywy fabularne. Łącząc je w rytmie totalnie zabójczych soundtracków, dają efekt wyjątkowo przyjemny tak dla oka jak i ucho.

Za sterami "Ulicy Strachu: Królowej balu" nie stanęła już Leigh Janiak - twórczyni całej oryginalnej trylogii - tylko Matt Palmer, który chyba postanowił zaufać algorytmowi Netfliksa. Dostaliśmy bowiem film pozbawiony duszy i charakteru, choć na pierwszy rzut oka wszystko jest w nim na swoim miejscu. Aczkolwiek działa jedynie zabójczy soundtrack. Miło posłuchać składanki hitów lat 80. - od przebojów Billy'ego Idola po Ricka Astleya - ale do właściwego oddania klimatu ejtisów potrzeba znacznie więcej.

Ulica Strachu: Królowa balu - recenzja horroru Netfliksa

REKLAMA

Już na samym początku słychać syntezatory, a potem wchodzi neonowa estetyka i z czasem pojawia się jeszcze dyskotekowa kula. Palmer korzysta z prostych skojarzeń z latami 80., ale rzuca nimi całkowicie na oślep - byleby tylko były. Prowadzi w ten sposób do przesytu bodźców. Aż przykro się robi, patrząc, jak bardzo reżyser stara się, żebyśmy polubili jego horror. I jak bardzo jest w tych działaniach nieskuteczny. Bo "Ulica Strachu: Królowa balu" to już nieudany remiks ejtisowej stylistyki i slasherowych motywów, nagrany na zjechaną kasetę magnetofonową.

Ulica Strachu: Królowa balu - horror - Netflix - co obejrzeć?

Co prawda powtarzalność jest wpisana w naturę konwencji slashera, ale w "Ulicy Strachu: Królowej balu" kreatywność ginie brutalniej niż kolejni nastolatkowie. Postać w czerwonym płaszczu i metalowej masce za cel obiera sobie uczniów i uczennice Shadyside Highs, starających się o tytuł króla i królowej balu maturalnego. Robi się całkiem krwawo, gdy ucina im kolejne ręce i nogi, czy rozcina brzuch, żeby mogli stanąć przed kamerą z jelitami w rękach. Mamy wtedy do czynienia z przemocą nie tylko do przesady przeestetyzowaną, ale przy okazji niedopracowaną - całe to CGI kłuje w oczy bardziej niż widelec. Nie jest więc w stanie wynagrodzić przewidywalnej fabuły.

Bo nie ma w nowej "Ulicy Strachu" elementu, którego slashery i ich późniejsze wariacje by do tej pory nie przemieliły. Mamy niepopularną bohaterkę, niczym "Carrie" marzącą o tytule królowej balu. Mamy znęcające się nad nią rówieśniczki. Mamy nawet tajemnicę z przeszłości, bo wszyscy podejrzewają, że matka Lori Granger zabiła niegdyś jej ojca. Ta historyjka jest wielokrotnie teasowana, a gdy już wiemy wszystko, co potrzebujemy, zostaje wreszcie opowiedziana w całości. Jakby Palmer próbował wbić ją nam młotkiem do głowy. On nie ma do nas zaufania, przez co nie panuje nad scenariuszem składającym się z powidoków innych - lepszych - horrorów. Na ekranie rządzi więc chaos.

Palmer błądzi niczym nastolatkowie w lesie, cały czas krążąc wokół tego, co w jego opowieści najciekawsze, ale nigdy tego nie dotykając. Dobrze rozpoznaje elementy konwencji slashera (i jej późniejsze przetworzenia), ale nie do końca wie, dlaczego stały się kliszami i do czego mają służyć. Co prawda nowa "Ulica Strachu" składa hołd ejtisowym horrorom młodzieżowym (akcja rozgrywa się w 1988 roku), ale przy okazji spotkamy w niej Megan Rogers - miłośniczkę kina grozy z talentem Toma Saviniego. Toż to figura spopularyzowana dopiero w latach 90. przez "Krzyk", która dodaje kolejnym filmom samoświadomości - obnaża formułę, na głos wypowiadając jej zasady. Ale nie tutaj. W "Królowej balu" jest chyba tylko dlatego że wypada, żeby była. Bo zdarza jej się straszyć rówieśników krwawymi prankami, ale poza tym twórcy w żaden sposób nie wykorzystują jej fioła na punkcie horrorów.

Palmer potrafi co najwyżej naśladować. W dodatku nieudolnie, bo zdarza mu się wypaczyć nawet najprostsze motywy i zabiegi fabularne. Z tego właśnie względu ma problem ze złożeniem ich w spójną całość, która mogłaby dostarczyć chociaż odrobiny rozrywki fanom kina grozy. Dużo nam przecież nie trzeba. Wystarczyłoby trochę serca, a tego "Ulicy Strachu: Królowej balu" zdecydowanie brakuje. Ogląda się ją z zażenowaniem, bo tylko sprawia wrażenie prawdziwego horroru.

Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web:

FILM "ULICA STRACHU: KRÓLOWA BALU" OBEJRZYSZ NA:
Netflix
ULICA STRACHU: KRÓLOWA BALU
Netflix
REKLAMA
  • Tytuł filmu: Ulica Strachu: Królowa balu
  • Rok produkcji: 2025
  • Czas trwania: 90 minut
  • Reżyser: Matt Palmer
  • Aktorzy: India Fowler, Suzanna Son, Fina Strazza
  • Nasza ocena: 3/10
  • Ocena IMDB: 5,2/10
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-26T15:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-05-24T14:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-05-23T13:00:48+02:00
Aktualizacja: 2025-05-23T09:36:30+02:00
Aktualizacja: 2025-05-23T08:07:37+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA