"Nocne kły" pojawiły się już na Netfliksie. Z naszej recenzji dowiecie się czy warto obejrzeć nowy horror o wampirach platformy.
OCENA
"Nocne kły" zaczynają się od pokazania potencjału na dobry film. W końcu, gdy spoza kadru dobiega nas głos jednej z bohaterek, mówiącej, że ludzie mają z wampirami sojusz i tworzą o nich opowieści myląc podstawowe fakty, spodziewamy się zabawy mitologią krwiopijców. Czegoś świeżego w stylu masakry z "Krwawego nieba". Nic z tych rzeczy. Adam Randall szybko wykłada karty na stół, udowadniając, że nie ma nam nic ciekawego do powiedzenia, a próbuje co najwyżej czarować pozą. Pod wysmakowanymi kadrami, w tym skrzętnie wystylizowanym światem przedstawiony, kryje się bowiem pustka.
Randall atakuje nas neonową estetyką. Próbuje zahipnotyzować nią widzów, aby ci nie chcieli zrezygnować z seansu. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Nie jest to neo(n) noir w stylu "Drive". "Nocnym kłom" sporo brakuje do ambientowych zabaw w stylu Nicolasa Windinga Refna i żadnych śladów charakteru w tej opowieści nie zobaczymy. A przecież mogła to być wampiryczna wariacja na temat "Zakładnika". Bo w zawiązaniu akcji do samochodu niczego nieświadomego Benny’ego wsiadają wampirzyce Blaire i Zoe. Chłopak zastępuje swojego brata pracującego jako szofer. Pasażerki każą mu się wozić po całej dzielnicy, a twórcy zamiast coraz bardziej skręcać w stronę trzymającego w napięciu thrillera, zaczynają bezpłciowo wykorzystywać young adultowe tropy narracyjne rodem ze "Zmierzchu". Serio.
Nocne kły - recenzja horroru Netfliksa o wampirach
Między protagonistą a jedną z wampirzyc - Blaire - zaczyna coś iskrzyć. Ewidentnie czują do siebie miętę. Dlatego chłopak będzie narażał się na śmiertelne niebezpieczeństwo, próbując pomóc swoim pasażerkom wyjść cało z opresji. A tych będzie całkiem sporo, bo na zlecenie Victora kobiety mają zerwać sojusz z ludźmi, łamiąc jego zasady i zabijając swoich pobratymców. A ostatnią przeszkodą do osiągnięcia tego celu okaże się przyrodni brat Benny’ego - Jay. Akcja zagęszcza się więc z każdą sceną, ale zaskoczeń tu nie będzie. Nawet jeśli coś nie zostaje na samym początku powiedziane wprost, to łatwo domyśleć się, w którym kierunku zmierza narracja.
Reżyser próbuje być transgresyjny. Wampirzyce chętnie wypijają krew ludzkich ofiar, mówiąc o tym niczym o felatio, Victor ma kanibalistyczne zapędy i wszystkich ściga grupa osób uzbrojonych w nowoczesne kusze. Są bójki, zabijanie i one-linery. Randall nie pozwala nam się jednak nimi nacieszyć. To co najciekawsze ginie w niekończących się dialogach. Bohaterowie gadają, gadają i nie mogą przestać. Rozmemłanie fabuły zabiera całą przyjemność z seansu. W "Nocnych kłach" zabrakło więc przede wszystkim pomysłu na poprowadzenie opowieści.
Ambicje twórców pozostają w sferze pretensji, bo nie ma tu mowy o emocjonalnym zaangażowaniu.
To klisza na kliszy, kliszą pogania. Zamiast psychologicznej prawdy, dostajemy dialogi wyjęte żywcem z „Pamiętników wampirów”, a aktorzy wypowiadają swe kwestie jakby od niechcenia. Dlatego gdy pojawia się Megan "Zabójcze ciało" Fox i Sydney "Biały Lotos" Sweeney film nagle ożywa. Między ich postaciami jest zdecydowanie więcej chemii niż między Zoe i Blaire (o relacji Blaire i Benny’ego nie wspominając). Ta jedna krótka scena z ich udziałem pozwala nam na chwilę obudzić się z letargu, tylko po to, żeby zaraz do niego powrócić. To jedyny moment, w którym pojawia się cień charakteru, a my dochodzimy do wniosku, że świat przedstawiony ma nam o wiele więcej do zaoferowania, niż ujawnia reżyser.
Mamy do czynienia z filmem straconych szans, który ciągle tylko szczerzy tytułowe kły, a nigdy nie jest na tyle odważny, aby nas ugryźć. Ciągle tylko kusi obietnicą bezpardonowej rozrywki, aby na koniec srogo rozczarować. Randall nie potrafi wycisnąć z opowieści nawet krzty jej potencjału, pozwalając nam co najwyżej lizać cukierek przez szybę. Najlepszą puentą będzie więc stwierdzenie, że "Nocne kły", cóż…
SSĄ.
"Nocne kły" obejrzycie na Netfliksie.