REKLAMA

Postępowy feminista czy seksista-boomer – kim jest Patryk Vega? Reżyser zapętlił się w promowaniu „Pętli”

Promocja nowego filmu Patryka Vegi trwa w najlepsze. Reżyser właśnie udostępnił kolejną zapowiedź „Pętli” i wygląda na to, że tak się w tym zapętlił, że właściwie nie wiadomo, o co mu do końca chodzi. A jak nie wiadomo o chodzi, to zwykle chodzi o kasę. Czy w tym przypadku również?

patryk vega petla zwiastun promocja seksizm feminizm boomer
REKLAMA
REKLAMA

Od miesiąca w mediach społecznościowych Patryka Vegi trwa intensywna kampania promująca jego najnowszy film pt. „Pętla”. Do tej pory reżyser uraczył nas nie tylko autorskim zwiastunem i jego „ocenzurowaną” wersją, ale również wykonał ukłon w kierunku żeńskiej części widowni, publikując trailer skierowany do kobiet. W tzw. międzyczasie pojawiły się też nagrania dokumentujące pracę nad filmem, który ma opowiedzieć o kulisach afery podkarpackiej (jej bohaterami mają być znani politycy, celebryci i ludzie biznesu korzystający z seksualnych usług nieletnich).

Dziś na Facebooku Vegi wylądował filmik, w którym jeden z aktorów „Pętli”, Rafał Cieszyński, dzieli się z widzami „najlepszymi” tekstami na podryw: 

Tylko co to ma wspólnego z tematem, którego podjął się reżyser „Pitbulla”…? I czy przypadkiem reżyser nie zapętlił się w nachalnej (lub wręcz agresywnej) promocji „Pętli”?

Patryk feminista

Patrykowi Vedze można zarzucić bardzo wiele, ale nie to, że tworzy stereotypowo „męskie” kino sensacji. Silne damskie postaci pojawiły się już m.in. w  filmach „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” i „Botoks”, a ukoronowaniem „feministycznej” narracji były obie części „Kobiet mafii”. 

Odchodząc od schematu, w którym krwawa kryminalna jatka jest zarezerwowana dla twardzieli w papierosem w zębach, Vega czyni ze swoich bohaterek prawdziwe heroiny. I udowadnia przy tym, że dwunastocentymetrowe szpilki mogą być równie skutecznym narzędziem zbrodni, co ciężki karabin maszynowy. 

Patryk seksista

Ale jest i druga strona tego medalu: mimo zasługującej na pochwałę kontry względem stereotypu słabszej płci, kino Vegi nie jest wolne od seksistowskich uprzedzeń — widać to nie tylko w uprzedmiotowionym wizerunku kobiet w filmach Vegi (zwłaszcza w scenach pokazujących seks), ale również w udostępnionym niedawno zwiastunie „Pętli”, skierowanym rzekomo do kobiet:

Już sam pomysł, aby postrzegać trailer w kategoriach płci, trąci seksizmem na kilometr. Jeszcze gorzej jest z jego treścią — w zwiastunie pada sformułowanie „kobiety uzależniają się od emocji” (WTF?!), a jego „kobiecość” sprowadza się zbombardowania widza (czy w tym przypadku widzki) serduszkami, świeczkami i płatkami róż (ok, boomer).

No nie, Patryku, tak nie wygląda feminizm, pod który tak chętnie swego czasu podpinałeś się w wywiadach. To albo seksizm w czystej postaci (i wyjątkowo ciężkostrawnej formie), albo w najlepszym razie skrajna ignorancja względem feministycznych postulatów i bazowanie na starych utartych schematach. 

I jeszcze jedno — to, że reżyser daje swojej bohaterce do ręki kałacha, wcale nie oznacza, że właśnie wspiął się na wyżyny feminizmu. Takie podejście może i sprawdziłoby się w Polsce lat 90., ale nie dzisiaj. 

50 twarzy Patryka Vegi

Pomijając kwestie płci i powielania szkodliwych schematów w kinie Vegi, a także licznych zarzutów co do artystycznej jakości jego filmów, jest pewien fakt, który sprawia, że mimo wszystko darzę reżysera pewnym szacunkiem. Jest nim jego totalny dystans do tematów, które porusza. 

W połączeniu z tendencją do wsadzania kija w mrowisko, Vega jawi się jako twórca „niepokorny”. Finansowy sukces zapewnił mu niezależność, na jaką stać niewielu polskich twórców, którzy na co dzień muszą lawirować między artystyczną wolnością a łaską lub niełaską rządowych dotacji (np. tych płynących z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej).

Po „Botoksie” Patryk Vega został uznany za przeciwnika aborcji i brylował na łamach prawicowej prasy jako niestrudzony obrońca życia (otrzymał nawet nagrodę od „Gazety Polskiej”). Z kolei medialna burza wokół pełnej odniesień do obecnie rządzących „Polityki” wywindowała go do poziomu antysystemowego buntownika, który swoim filmem obali rząd Prawa i Sprawiedliwości i powiedzie sfrustrowany lud na barykady. Jak ostatecznie skończyły się te oczekiwania, wszyscy wiemy.

Niezależnie od tego, jak byśmy oceniali kino Vegi i jego wizerunek (również będący po części pewną kreacją), szanuję go za to, z jaką łatwością rozgrywa skrajne środowiska i napuszcza jednych na drugich, ostatecznie nie dając się zaszufladkować do żadnej ze światopoglądowych opcji. 

Self-made man rozdaje karty

Na swoich filmach Patryk Vega dorobił się pokaźnego majątku (którym zresztą lubi się chwalić) szacowanego w milionach złotych. Wszystko dzięki temu, że twórca jest self-made manem, który często nie tylko reżyseruje, ale również odpowiada za scenariusz i produkcję. Do tego dochodzą działania marketingowe z powodzeniem prowadzone przez reżysera na jego kanałach społecznościowych.

Vega potrafi budować napięcie i atmosferę oczekiwania wokół swoich produkcji jak mało kto. Największe kontrowersje dotyczyły wspomnianego filmu „Polityka”: Vega sprzedawał w social mediach narrację, jakoby przed premierą tytułu mieli drżeć z przerażenia najważniejsi politycy w państwie, a w filmie upatrywano niemal szansy na obalenie rządu Mateusza Morawieckiego. 

Ten przykład dobrze pokazuje, że zbyt mocno napompowany balonik grozi finalnym rozczarowaniem. Ostatecznie przecież „Polityka” zamiast bomby okazała się niewypałem i w przypadku tej produkcji nachalna promocja przyniosła więcej strat, niż korzyści (oczywiście wizerunkowych, bo hajs na koncie Vegi nadal się zgadza).

„Kasa, misiu, kasa”. Czy na pewno?

Wydaje się, że przy poziomie zarobków Vegi, pieniądze odgrywają tu rolę drugoplanową (choć na pewno apetyt rośnie w miarę jedzenia). Na moje oko bardziej chodzi o fun, jaki reżyser czerpie wokół promocji filmów i nabijania w butelkę widzów żądnych kolejnych skandali i sensacji. 

Każdy kto obserwuje kino Vegi i jego wykreowany w mediach wizerunek, powinien już dawno zorientować się, że żaden z niego zaangażowany reportażysta, tylko zwykły śmieszek-troll, czerpiący radochę z igrania z widownią. 

Męczące staje się tylko to, w jaki sposób twórca promuje swoje dzieła. Nie ma tygodnia, by na Facebooku Vegi nie pojawiły się kolejne „szokujące” materiały dotyczące „Pętli”. Obawiam się, że jeśli tak dalej pójdzie, to zwyczajnie nie będę miała po co pójść 4 września do kina, bo poznam fabułę nowego filmu we fragmentach udostępnianych w social mediach. 

Z drugiej strony, przekonaliśmy się już, że niezależnie od tego jak agresywna jest kampania poprzedzająca premiery filmów Patryka Vegi, jego tytuły i tak przyciągają rekordowe liczby widzów do kin. Może w tym szaleństwie jest metoda?

REKLAMA

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA