REKLAMA

„Kobiety mafii 2” to współczesna wersja „Baśni z tysiąca i jednej nocy” dla osiedlowych gangsterów. Miałam rację!

ISIS, masakra piłą mechaniczną i cyrkowy niedźwiedź na rowerze - to wszystko znajdziesz w „Kobietach mafii 2” Patryka Vegi. Aż dziw bierze, że reżyserowi wystarczyły jakieś 2 godziny, by upchnąć te elementy w jednym filmie.

kobiety mafii 2 recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Wyobraźcie sobie... cokolwiek, a znajdziecie to w filmie „Kobiety mafii 2”. Co, pomyśleliście o locie w kosmos? Tego jeszcze u Patryka Vegi nie grali, ale gwarantuję wam, że w trakcie seansu 3. części serii wszyscy wylądujecie na orbicie. Jeśli ta bowiem będzie jeszcze bardziej przeładowana niż „dwójka”, to nie będzie się dało zobaczyć tego bez żadnych wspomagaczy.

Po obejrzeniu zapowiedzi „Kobiet mafii 2” stwierdziłam, że produkcja wygląda jak nowa wersja „Baśni z tysiąca i jednej nocy” dla osiedlowych gangsterów. Miałam rację, ale nie będę ukrywać, że i tak nie doceniłam Vegi i jego zamiłowania do przepychu. „Baśnie z tysiąca i jednej nocy” są, jak najbardziej. Ba, opowieści wystarczyłoby nie tylko na noce, ale i całe dnie. Osiedlowi gangsterzy tą historią, a właściwie historiami – ale o tym za chwilę – będą zachwyceni. Niejeden pewnie, taki co szmugluje papierosy za granicę, chciałby przygód, jakie przeżywają bohaterowie filmu.

A w ciągu ponad 2 godzin (!) dostajemy wszystko, czego tylko dusza zapragnie.

Wizyta w Maroko? Jest. Kolumbia? Tylko 17 godzin lotu i jesteśmy na miejscu. Strzelanie z karabinu? Tak. Karambol? Owszem. Pościgi? Szybciej i wścieklej niż gdziekolwiek indziej. Obcinanie głowy piłą mechaniczną? Jasne. Wiercenie kolan? Pestka. Boks tajski z Joanną Jędrzejczyk? Tak. Histeryczna scena z Katarzyną Warnke? Jest, ale bez Piotra Stramowskiego, jego postać już nie żyje. Wkładanie rozgrzanej lokówki w odbyt? No problem. Zabijanie ludzi w celu sprzedaży ich organów? Checked. Przemyt kokainy? Mamy to. Główna bohaterka telenoweli „Fiorella”? Tutaj także w jednej z głównych ról. Gwiazda „Domu z papieru”? Tak, ale nie pierwszoplanowa. Porachunki z kartelem narkotykowym? Jasne. Skorumpowani funkcjonariusze? Klasyka. Terroryści i ISIS? Pewnie. Niedźwiedź jadący na rowerze? Oczywiście!

Tak, to wszystko i wiele więcej w jednym filmie. Bez przerwy.

Kiedy ogląda się „Kobiety mafii” ma się wrażenie, że scenariusz powstawał w dość niekonwencjonalny sposób. A mianowicie ekipa filmowa zrobiła sobie zakrapianą imprezę z towarzyskimi grami. Ktoś w końcu rzucił hasło, że gramy w kalambury tu i teraz, pełen odjazd. Potem te hasła, co je goście na wpółżywi powymyślali, ktoś wrzucił do jednego wora, a następnie Patryk Vega losował karteczki i tak właśnie zrodziły się „Kobiety mafii 2”. Jeśli było inaczej, to proszę, może zjawi się ochotnik, który wytłumaczy mi, co ISIS, cyrkowy niedźwiedź i Joanna Jędrzejczyk robią w jednym filmie? Tak myślałam.

„Kobiety mafii 2” to powtórka z „jedynki”.

W gruncie rzeczy w filmie Vegi zmieniają się tylko twarze (Katarzyna Warnke zmienia nawet twarz, pozostając tą samą osobą). Wszystkie motywy przewijające się w „Kobietach mafii 2” są nam dobrze znane i już ograne przez polskiego reżysera. Konflikt ojca z dorastającą córką mieliśmy w pierwszej części. W rodzica, który nie umie poradzić sobie z nastolatką, wcielił się Bogusław Linda, a jego pociechę, chociaż słowa nie należy odczytywać zbyt dosłownie, zagrała Julia Wieniawa. Teraz z kolei dostaliśmy Adamczyka w wersji łysy mafioso z dziarami, który jest ojcem młodej Stelli (w tej roli Aleksandra Grabowska). Dziewczyna wchodzi na ścieżkę przestępstwa. Motyw przemiany i operacji widzieliśmy z kolei w „Botoksie”, a obcinanie różnych części ciała i Aleksandrę Popławską w scenach seksu w ubiegłorocznej produkcji. To już było!

REKLAMA

„Kobiety mafii” nie wnoszą niczego nowego. Jest tylko więcej tego samego - dachowania samochodów, strzelanin, krwi i sensacji. Klasyczne łubu-dubu w wykonaniu Vegi.

I ja rozumiem, że to się może podobać, ale znowu największym problemem filmu jest jego fragmentaryczność. To nie jest sensowna i spójna historia, a poszczególne sceny i wątki zmontowane w całość. Vega jak zwykle chciał mieć wszystko w jednym i przeszarżował. A wystarczyło zamiast trzech zapowiadanych części „Kobiet mafii” zrobić sześć. Jakoś byśmy to wytrzymali. W końcu reżyser i jego kino nas zahartowały.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA