REKLAMA

Halle Berry z debiutu reżyserskiego wychodzi "Poobijana", ale nie przegrana. Oceniamy film dostępny na Netfliksie

Dziś premiera "Poobijanej" na Netfliksie. Z naszej recenzji dowiecie się, czy warto obejrzeć dramat sportowy z MMA w tle, który jest debiutem reżyserskim Halle Berry.

poobijana netflix mma halle berry recenzja
REKLAMA

"Poobijana" to bardzo adekwatny tytuł debiutu reżyserskiego Halle Berry. Twórczyni, która wciela się również w główną rolę, nie oszczędza swojej bohaterki. Jackie Justice poznajemy jako zawodniczkę MMA w chwili kryzysu w karierze zawodowej. Przeciwniczka spuszcza jej srogi łomot, a ta ucieka z oktagonu. Skompromitowana wojowniczka zacznie myć kible bogaczy, aby się utrzymać, ale i tę pracę straci. Jakby tego było mało, u jej drzwi stanie dawno temu porzucony kilkuletni syn. Kiedy Immaculate weźmie ją pod swe skrzydła i obieca wprowadzenie do nieco mniejszej niż UFC federacji, będzie trenować ciężej niż kiedykolwiek wcześniej. Aha. Widzieliśmy to już.

Główna bohaterka utyka w dobrze nam znanej narracji. Jedyna różnica jest taka, że powrotną drogę na szczyt, mierząc się z problemami osobistymi, musi wywalczyć sobie kobieta, a nie jak to zwykle bywa mężczyzna. Genderowa rewolucja w gatunku polega jedynie na zmianie płci. Cała reszta to klisze, klisze i jeszcze raz klisze. Dlatego kiedy poznajemy trenerkę Buddhakan sprawia ona wrażenie gotowej rzucać mądrościami o żabie i pstrym strumyku w stylu mistrzów z filmów kung-fu, aby zaraz przemawiać z emfazą Rocky'ego Balboy trenującego Adonisa Johnsona w "Creedzie". Opowieść budowana jest bowiem z powidoków innych dramatów sportowych osadzonych w środowisku zawodników sztuk walki. Berry potrafi jednak ścisnąć nas za gardło, gdyż nasącza je wściekłością, gniewem i bólem, godnymi pierwszych scen "Do utraty sił".

REKLAMA

Poobijana - recenzja debiutu reżyserskiego Halle Berry

W przeciwieństwie do Antoine'a Fuqua, reżyserka nie pozwala emocjom wyparować wraz z rozwojem akcji. To aż niesamowite, że udaje jej się utrzymać narzucone w pierwszych scenach tempo aż do końca. Berry z każdą sceną podbija stawkę, ujawniając traumatyczne wydarzenia z przeszłości bohaterki lub pokazując jakim przeciwnościom musi w danym momencie stawić czoła. Tu skupia się na jej toksycznym związku z partnerem, tam każe wyrzucić z siebie od dawna duszone żale, a jeszcze gdzie indziej pozwala odkryć ukryte intencje nowego menadżera. Jest tego tyle, że starczyłoby na kilka trzymających w napięciu filmów. Atmosferę można więc nożem ciąć.

Poobijana/Netflix/zwiastun

Nie zawsze jednak Berry potrafi zrobić dobry użytek ze scenariusza Michelle Rosenfarb. Wykorzystanie utworu Hallelujah kiedy Jackie postanawia skończyć z piciem to już lekka przesada. Takich potknięć jest w "Poobijanej" mnóstwo. Kiedy reżyserka nie chce powiedzieć czegoś w pompatyczny sposób, to milknie w pół zdania. Jeśli nie popada w łopatologię, rzuca nam co najwyżej ochłapy danego wątku. Napomknie więc tylko, że bohaterka była w dzieciństwie molestowana, a jej związek z trenerką Buddhakan zakończy, zanim go porządnie rozkręci. Nie pozwala wybrzmieć wszystkim ładunkom emocjonalnym, bo zaraz musi zaimplementować następne.

Poobijana - film, który nie ma prawa być dobrym

Prowadzona historia wymyka się twórcom z rąk. Reżyserka nie priorytetyzuje podejmowanych kwestii. Nie wiadomo nawet, o co tak naprawdę walczy protagonistka w finałowej walce - o syna? miłość? niezależność? Wszystko jest możliwe. Wybierzcie sobie sami, bo panuje tu chaos. O dramaturgii nie powinno być mowy. Berry nie ma nam nic nowego do powiedzenia, a to co mówi rzadko kiedy robi w sposób umiejętny. Dlaczego więc film nie nudzi i ogląda się go z większym zaangażowaniem niż polskie dramaty sportowe z MMA w tle, pokroju "Underdog" czy "Bartkowiak"?

REKLAMA

Być może ma to związek z metanarracyjnym wymiarem produkcji. Trudno bowiem nie zauważyć, że "Poobijana" to opowieść mająca w sobie coś z biografii aktorki, która na kilka lat zniknęła z życia publicznego. Jako pierwsza Afroamerykanka zdobyła Oscara dla najlepszej aktorki, ale nagroda Amerykańskiej Akademii nie wpłynęła na jej karierę (ani sytuację czarnoskórych kobiet w Hollywood) tak jakby sobie tego życzyła. Odmówiła więc grania ciągle tej samej roli i usunęła się w cień, aby teraz spróbować swoich sił również po drugiej stronie kamery. Być może nie wyszła z tego starcia zwycięsko, ale na pewno nie przegrała przez nokaut. W najgorszym razie zremisowała na punkty.

"Poobijaną" obejrzycie na Netfliksie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA