"Sprzątaczka" to niepoważny serial na poważne tematy. U Netflixa nawet kibel ładnie pachnie
Nie są pokojówkami. Nie chodzą w ładnych mundurkach. Myją kible zamożniejszej części społeczeństwa, chociaż same ledwo wiążą koniec z końcem. Tego dowiemy się o sprzątaczkach z książki Stephanie Land. No bo na pewno nie z serialu Netfliksa.
OCENA
Jean Baudrillard lubił porównywać Stany Zjednoczone do Disneylandu, bo stały się hiperrealistyczne. Fantazje na ich temat są bardziej realne niż rzeczywistość. Mieszkańcy USA żyją w symulacji stworzonej przez Hollywood. Społeczne mity i nowoczesne wieżowce mają za zadanie ukrywać prawdę - wielkie możliwości i dobrobyt to mrzonki. Pod forsowanym wizerunkiem państwa mlekiem i miodem płynącego, znajdują się ofiary systemu gospodarczego z "Nomadland". To istny, opisany przez Charlie'ego LeDuffa, "Shitshow!". "Sprzątaczka" eksploruje właśnie tę Amerykę klasy B. Przynajmniej w teorii.
Sprzątaczka – recenzja. Opinie o serialu Netflixa
Co z tego, że główna bohaterka jest bezdomna i wykonuje tytułowy zawód, skoro ma aparycję gwiazdy filmowej. Wygląda czysto i schludnie kiedy czyści kible i kiedy ludzie się od niej odsuwają, bo śmierdzi amoniakiem. Co z tego, że wchodzimy do świata white trashów, skoro przyczepy są totalnym przeciwieństwem kawalerek w Warszawie za 2,5 tys. zł (+media) - przestronne i nowocześnie urządzone. Nie ma tu brudu. Jest lekko i przyjemnie. "Sprzątaczka" to Disneyland. Serial opowiada o ludziach, dla których nie ma miejsca w oficjalnym wizerunku Ameryki, ale nakłada na ich życie hiperrealistyczne filtry.
Twórcy inspirowali się "Sprzątaczką" Stephanie Land.
Lard opisała swoje doświadczenia, jako samotna matka utrzymująca się tylko dzięki ciężkiej pracy i nędznym programom pomocy najbiedniejszym. W serialu nie usłyszycie jednak słowa o chorobach, jakie wtedy załapała. Nie zobaczycie szczegółowo opisanych brudnych kibli, ani nie poczujecie ciężaru jej kolejnych problemów. Tutaj to fraszka. Kiedy Alex popada w kłopoty, zawsze znajdzie się ktoś chętny, aby natychmiast jej pomóc. Ba, będzie ją nachalnie namawiać, aby pomoc przyjęła i gdy straci samochód, wepchnie jej do ręki kluczyki do swojego nieużywanego od dawna auta.
Molly Smith Metzler gruntownie przemeblowuje opowieść Land, zmieniając, co tylko się da. Nie ma tutaj tego ciężaru, który pojawiał się na kolejnych stronach książki. Matka nie mieszka na innym kontynencie i zawsze można się do niej zgłosić z prośbą o opiekę nad córką, nawet jeśli raz za razem źle się to kończy. Znane z pierwowzoru wątki zostają scalone, a jeśli jakiś uznano za zbyt dramatyczny, to nie znalazło się dla niego miejsce w scenariuszu. W serialu ciągle pojawiają się reminiscencje oryginału, ale tak, żeby nie przytłoczyć widza negatywnymi komentarzami o amerykańskim podziale klasowym czy mentalności Amerykanów.
Co prawda książka została napisana z perspektywy osoby, której udało się wyjść ze skrajnego ubóstwa i nawet natkniemy się w niej na nieironicznie przytoczony cytat z Paulo Coelho, ale twórcy nieco za bardzo wzięli sobie do serca ten optymizm i naiwność. Nie pozwalają swojej bohaterce zbyt długo cierpieć. Pod tym względem "Sprzątaczka" przywodzi na myśl kino Hirokazu Koreedy. Na każdy dramat Metzler ma gotowy plaster pod postacią komicznego gagu. Rozprawa o opiekę nad dzieckiem przeradza się więc w festiwal żartów z prawniczego bełkotu, a liczenie się z każdym groszem zostaje sprowadzone do zabawnego zabiegu formalnego pokazującego stan konta Alex po kolejnych zakupach. Ktoś prychnie na nią, kiedy będzie korzystać z bonów żywnościowych w sklepie, ale nieznajoma ofiaruje jej kilka dolców, kiedy zatankuje za dużo benzyny.
Jest tu ogrom potencjału na dramat z mocnym komentarzem socjopolitycznym.
Metzler konsekwentnie go jednak ignoruje. W książce Land zafascynowało ją bowiem coś zupełnie innego. Ona prowadzi opowieść o kobiecie, która wyzwala się spod jarzma przemocy ekonomicznej i toksycznych relacji - tak z ojcem córki jak i rodzicami. Ta ciągła walka o niezależność jest dla niej najważniejsza. Poruszane są tu ważkie tematy. Twórcy stają po stronie ofiar znęcania się psychicznego. Głośno i wprost mówią, że nie tylko siniaki są dowodem cierpienia danej osoby. Dlatego pozwalają nam wejść w psychikę głównej bohaterki, posiłkując się surrealistycznymi zabiegami.
"Sprzątaczka" staje się w ten sposób czymś na kształt feel-good movie na poważne tematy. Brakuje tu realizmu, ale ta gatunkowa lekkość okazuje się największą siłą serialu. Przydałyby się jakieś mocniejsze sceny do refleksji, bo Metzler zaklina rzeczywistość, z uporem maniaka powtarzając "wszystko będzie dobrze" i szpikując opowieść skocznymi piosenkami. Ma to jednak w sobie tyle uroku, że razem z główną bohaterką zaczniecie tańczyć w rytm Don't Stop Me Now Queenów.