Każdy chce mieć swojego handhelda. Sony ma PlayStation Vitę, Nintendo 3DSa, Steamboy już szykuje się na pokaźną bibliotekę gier Valve, natomiast nVidia kusi swoim Shield. Pytanie – czy dla tych urządzeń jest jeszcze miejsce przy coraz lepiej radzących sobie z grami smartfonami oraz tabletami?
Pytanie naprawdę nie jest bezzasadne. Kto grał w nowego, mobilnego X-COM: Enemy Unknown na Androidzie, kto próbował swoich sił w kapitalnym Hitman: Go na Androidzie, kto wciskał gaz do dechy grając w Asphalt 8 na Windows Phone oraz kto śrubował rekordy w Angry Birds GO! na BlackBerry ten doskonale wie, o czym mówię. Rynek mobilnych gier się zmienił. Tytuły takie jak Baldur’s Gate, The Sims: FreePlay, Modern Combat 4, Machinarium, The Walking Dead, Deus Ex: The Fall czy Final Fantasy VI najlepiej o tym świadczą. Smartfony właśnie w tym momencie stają się odpowiednimi narzędziami do rozgrywki, zostawiając w tyle przenośne konsole do gier na przynajmniej kilku płaszczyznach – dostępne do hardware, usług, cen oraz pokaźnego katalogu gier.
Wciąż stoję na stanowisku, że PlayStation Vita to naprawdę świetna konsola do gier. Tyle tylko, że niemal bez gier. Po doskonałym otwarciu 2014 roku, z Final Fantasy X-HD, Borderlands 2, Championship Manager 2014 Classic oraz Soul Sacrifice Delta pojawiła się iskierka nadziei, że na moim przenośnym cacku w końcu będę miał w co grać. Niestety, nadzieje rozwiało same Sony. Japończycy zrobili to podczas swojej własnej konferencji na E3, gdzie PlayStation Vita została zepchnięta na margines. Handheld sprowadzono do roli torebki, która ma pasować do wieczorowej sukni. Za tę oczywiście już drugi rok uchodzi PlayStation 4. Po świetnym wejściu w 2014 rok samo Sony pokazało, że nie ma wobec swojego handhelda żadnych konkretnych planów. Wszystkie czołowe studia należące do Sony tworzą na PlayStation 4 i będą tworzyć przez najbliższe dwa-trzy lata.
Nvidia Shield? Powiedzmy sobie szczerze – ten produkt nie interesuje wielkiej ilości graczy
Co prawda posiada kapitalną kolekcję gier, za sprawą Androida, lecz to nieco zbyt mało, aby zainteresować się tym nietanim przecież gadżetem. Kusząca na pewno jest możliwość strumieniowania obrazu ze stacjonarnego komputera, ale tutaj również otoczeni jesteśmy haczykami. Do streamingu potrzebujemy odpowiednio „świeżej” karty graficznej od zielonego lidera, na którą wielu z nas po prostu wciąż nie stać. Bez potężnego układu GPU użycie Shield sprowadza się do grania w najlepsze tytuły z Google Play i TegraZone. To z kolei większość z nas może robić dzięki smartfonowi w kieszeni bądź tabletowi w torbie. No i po problemie, ogromna ilość pieniędzy zaoszczędzona. Że niby ekran dotykowy nie sprawdza się w grach? Po kilkunastu godzinach z przenośnym Hitmanem i X-COM jestem diametralnie innego zdania.
No dobrze, ale o co chodzi z tym Steamboy’em? Ano okazuje się, że zewnętrzna firma będzie produkować coś na kształt przenośnej wersji „Steam Machine”. Mobilne urządzenie zostanie wyposażone w pięciocalowy ekran, do tego 4 gigabajty pamięci RAM oraz 32 gigabajty pamięci flash. Dodajmy do tego integrację ze SteamOS i wychodzi nam… w zasadzie, nie wychodzi nic rewolucyjnego. Handheld zapewne uruchomi starsze gry oraz będzie strumieniował obraz z tych najnowszych i najbardziej wymagających. Czyli nic ponad to, co potrafi już teraz PlayStation Vita czy nVidia Shield. Oczywiście możliwość uruchomienia starszych, kultowych produkcji leżąc wygodnie na łóżku to wspaniała okazja, ale nie oszukujmy się – naprawdę nic odkrywczego.
No i dochodzimy do Nintendo 3DS. Tym razem, nawet gdybym chciał, po prostu nie mogę narzekać
Handheld Japończyków już teraz jest przestarzały technologicznie. Gry obdarte są z wizualnych fajerwerków, natomiast brak drugiego analoga dla wielu daje się ostro we znaki. Mimo tego 3DS sprzedaje się jak świeże bułeczki i sam jestem jego dumnym posiadaczem. Ba, swojego modelu XL nie zamieniłbym na żadną inną konsolę, chociaż gram na nim w zaledwie trzy gry – Pokemony, Mario Golf: World Tour oraz Fire Emblem: Awakening. Niestety, gry Nintendo zdają się nigdy nie tanieć, nawet w wiele miesięcy od swojej premiery. Boli portfel, serce krwawi, a mimo to… mimo to pozostaję przy Nintendo. Dlaczego tak jest?
Magia, magia po prostu. Magia produktów Wielkiego N. Tej wyjątkowej magii nie posiadają ani produkcje na smartfona ani na PlayStation Vite. Oczywiście zdarzają się perełki, w postaci rewelacyjnego Tearaway na mobilkę Sony czy piękne Monument Valley dla posiadaczy Androida oraz iOS, ale to wciąż garstka tytułów. Z kolei urządzenie Nintendo ma ich na pęczki. Mario, Zelda, Pokemony, Phoenix Wright, Professor Layton, Fire Emblem… Wszystko to niesamowite produkcje i marki, których nie uświadczy się na jakiekolwiek innej platformie. Jeżeli mówimy o mobilnych urządzeniach dedykowanych rozgrywce, Nintendo posiada najlepszy katalog gier. Koniec i kropka. PlayStation, Android, iOS, Windows Phone, TegraZone… na tym polu nic nie jest w stanie pokonać Ninny. 3DS, pomimo fatalnej premiery, wymyka się z objęć smartfonów i tabletów jako jedyny współczesny handheld. Jedyny, ale również jedyny pozostały.
Nie okłamujmy się, dzisiaj alternatywą dla Nintendo 3DS nie jest PlayStation Vita
Pomimo świetnego debiutu, ta konsola nigdy nią nie była i już najprawdopodobniej nigdy nie będzie. PSV wypadło z wyścigu, podobnie jak Shield oraz najprawdopodobniej SteamBoy, jeszcze przed swoim debiutem. Szarańcza w postaci zielonych androidów i „elitarnych” jabłek zżera mobilne studio po mobilnym studiu, pokazując, gdzie warto tworzyć gry. Electronic Arts, Activision, Ubisoft, Square Enix… wszyscy giganci spoglądają w kierunku smartfonów, nie handhledów. Aplikacje towarzyszące, reedycje starszych gier czy produkcje od początku dedykowane dotykowym ekranom – to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że zasoby studiów przerzucane są do pracy nad produkcjami dla smartfonów i tabletów. Te same zasoby wcześniej tworzyły na PlayStation Vitę, a jeszcze wcześniej na PlayStation Portable.
Smartfony i tablety zmiatają wszystko na swojej drodze. Są bezkonkurencyjne, jeżeli chodzi o cenę gier, dominację na rynku, funkcjonalność oraz siłę pożądania przez samych odbiorców. Strażnikiem tradycyjnych wartości pozostaje już tylko i wyłącznie Nintendo. Nawet to nie byłoby jednak możliwe, gdyby Japończycy odpowiednio wcześnie nie zainwestowali w wyjątkowe marki na wyłączność. Dzięki zapobiegliwości tylko oni wciąż opierają się smartfonom. Jak długo? Tak długo, jak ludzie będą chcieli zagrać w Poki, Mario, Zeldę i całą resztę. Co z alternatywą? Alternatywy, tak całkiem serio, po prostu nie ma. Albo Mario, albo smartfony i cała reszta. Inni po prostu nie istnieją. Albo niebawem przestaną istnieć.