Za nami 9. odcinek "Rodu smoka", czyli przedostatni epizod pierwszego sezonu serialu HBO. Seans zaliczyłbym do udanych, gdyby nie ostatnie minuty. Twórcy produkcji dali się ponieść i wykreowali scenę z Rhaenys Targaryen, której próżno szukać w "Ogniu i krwi" George'a R.R. Martina. I nic dziwnego. Co tu się wydarzyło?!
Uwaga: poniżej znajdują się spoilery do serialu "Ród smoka", odc. 9.
To był kolejny solidny odcinek "Rodu smoka" - produkcji, która z każdym nowym epizodem zachwyca mnie coraz bardziej. Nowa adaptacja prozy George'a R.R. Martina stała się moim osobistym numerem jeden w kategorii "seriale jesieni 2022". Tym trudniej jest mi przełknąć to, co wydarzyło się w ostatnich minutach najnowszego rozdziału opowieści o rządach Targaryenów i wojnie domowej. Twórcy serialu "wzbogacili" materiał źródłowy o scenę nie tylko zupełnie niepotrzebną, lecz przede wszystkim pozbawioną sensu - nielogiczną i rujnującą wiarygodność świata przedstawionego. Tylko po to, by dorzucić odrobinę akcji i zaskoczyć widzów. Niestety, zaskoczenie nie należy do przyjemnych.
Ród smoka, odcinek 9. Co tu się wydarzyło? Rhaenys w akcji
Stało się: Hightowerowie rozpoczęli czystkę, pozbywając się tych, którzy pozostali wierni Rhaenyrze. W tajemnicy przed córką Viserysa postanowili koronować Aegona, ogłaszając wszem i wobec to, w co Alicent naprawdę uwierzyła - że jej mąż tuż przed śmiercią poprosił ją, by posadziła na tronie ich syna.
Nad ranem Erryk wyprowadza księżniczkę Rhaenys Targaryen, Niedoszłą Królową, z Czerwonej Twierdzy. Kobieta chce uciec na smoku, ale gwardzista wyjaśnia jej, że to wykluczone i zbyt niebezpieczne. W końcu parę rozdziela tłum podążający o świcie do Smoczej Jamy, gdzie kolejny Targaryen ma zostać koronowany.
Umarł król, niech żyje król. Młody Aegon zostaje niemal zmuszony do przejęcia władzy. Gdy jednak zgromadzeni w Jamie mieszkańcy zaczynają wiwatować, wydaje się zadowolony. Być może polubi swą nową rolę?
Nagle do pomieszczenia przedziera się bestia. Rhaenys jakimś cudem przedostała się do swojego smoka (choć przecież Erryk uprzedził ją, że potwór będzie strzeżony) i teraz postanowiła wpaść wraz z nim do Jamy, przy okazji mordując grupę cywili. Grozi Alicent i Aegonowi, ale hasło "Dracarys!" ostatecznie nie pada - po chwili księżniczka podrywa smoczycę Meleys do lotu i znika, by złożyć wizytę Rhaenyrze i opowiedzieć, że Zieloni dopuścili się zdrady i przejęli władzę.
Co wyniknęło z tej sceny? Co wniosła do opowieści? Zupełnie nic. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że jej celem było wyłącznie tanie efekciarstwo - wzbogacenie tego raczej niespiesznego odcinka o efekt zaskoczenia i odrobinę akcji. Szkoda, że ostatecznie cała ta sekwencja rujnuje logikę i spójność nie tylko epizodu, ale całego serialu. Rhaenys wpadła tam wyłącznie po to, by tupnąć nóżką - zabijając niewinne osoby (w ten sposób chce przysporzyć Rhaenyrze zwolenników?) i darując życie niebezpiecznym przewrotowcom.
Chyba żaden moment w Rodzie smoka nie był tak out of universe.
Smok przedzierający się przez podłogę Smoczej Jamy (z czego ona była wykonana? Ze styropianu?) był głupotką, którą można byłoby zaakceptować w "Pierścieniach Władzy", ale z budowanym przez Martina światem zdecydowanie zbyt bardzo się gryzie. Po absolutnie wybitnym 8. odcinku otrzymaliśmy coś przywodzącego na myśl ostatni sezon "Gry o tron", który z twórczością amerykańskiego pisarza wydawał się nie mieć zbyt wiele wspólnego. Miejmy nadzieję, że to tylko jeden z niewielu wyskoków showrunnerów i przyszłotygodniowy finał oszczędzi nam podobnych niespodzianek. Bolało.