Ostatni odcinek "Rodu smoka" był niesamowity. Jestem zdania, że to najlepszy epizod z dotychczasowych, a przy okazji dowód na to, że produkcja HBO, to jeden z najlepszych aktualnie emitowanych seriali. Choć momentami tego nie widać, kluczową postacią w tym 1. sezonie był król Viserys, który przez ostatnie tygodnie zbierał straszne baty od widzów. Moim niesłusznie.
Uwaga, w poniższym tekście znajdziecie spoilery z "Rodu smoka".
Najnowszy odcinek przyniósł nam spore zmiany w świecie "Rodu smoka". Choć widzowie wiedzą mniej więcej, co stanie się dalej, to i symbolicznie, i faktycznie rozpoczyna się nowa era. Przy okazji jednak warto docenić Viserysa, najlepszą jak dotąd postać, jaką udało się stworzyć twórcom seriali od HBO.
Króla Viserysa (pierwszego tego imienia) poznajemy w czasie obrad jego rady. Trwa dyskusja o wojnie, która zbliża się do Stopni, archipelagu małych wysepek sąsiadujących z Westeros. Doradcy pytają króla również o jego kłopotliwego brata, który wziął kasę na przeszkolenie straży miejskiej Królewskiej Przystani, ale nie spieszy się z zaraportowaniem, co z tym złotem zrobił. Viserys wygląda na cokolwiek znudzonego. Z letargu na chwilę wyrwa go córka pełniąca funkcję podczaszego, a rozpromienia się dopiero wtedy, gdy ktoś wspomina o nadchodzącym turnieju.
Nie jest to jednak władca pokroju Roberta Baratheona, który lubi zjeść, wypić i zapolować. Turniej ma być świętem jego rodziny, a konkretnie nowego jej członka – chłopca, który będzie jego następcą.
Król Viserys – najlepszy bohater Rodu smoka
W ostatnim odcinku król wreszcie odszedł. Przez lata jego ciało trawiła nieznana choroba, która pod koniec życia spustoszyła ciało. Jego żona i namiestnik poili go środkami odurzającymi, aby uśmierzyć jego ból, ale ceną był brak świadomości i ciężki, narkotyczny sen. Wielu fanów i widzów, których komentarze czytam w sieci, pisze, iż król był słaby, bezradny i to nie on powinien nosić koronę Siedmiu Królestw.
Dopiero ostatnie chwile jego życia trochę go zrehabilitowały. Mimo potwornej choroby trapiącej ciało, wstał z łoża (dosłownie łoża boleści) i zatrzymał spiskowców, którzy chcieli odebrać spadkobiercom prawo do dziedziczenia. Będę jednak bronił stanowiska, że Viserys był nie tylko świetnym królem, ale przede wszystkim najciekawszym bohaterem "Rodu smoka" i "Gry o tron" razem wziętych.
Martin pisze o nim, że dosiadał Baleriona, smoka tak ogromnego i potężnego, że nazywano go Czarnym Strachem. Gdy bestia umarła ze starości Viserys nie wziął kolejnego smoka. "Utył i popadł w bezczynność (…). Nie przepadał też zbytnio za turniejami, polowaniami i szermierką". Jego brat Daemon był całkowitym przeciwieństwem – kochał adrenalinę i miał gorącą krew, wszyscy mówili, że jest zbyt porywczy, aby zostać królem. Czy to jednak oznacza, że Viserys był zbyt słaby? Wcale nie.
Jasne jest, że konsekwencją jego rządów będzie wojna domowa, która potem zostanie nazwana Tańcem Smoków. Była ona jednak nieunikniona, a jej nadejście czuł już dziadek Viserysa, Jaehaerys I. W młodej jeszcze dynastii nie było tradycji związanej z dziedziczeniem tronu, a precedensy dopiero się tworzyły. Jedno było jednak pewne: rodzina Targaryenów jest tak wielka, że prędzej czy później musi dojść między nimi do konfliktu.
Viserys doskonale o tym wiedział.
Dlatego właśnie tak ważne było dla niego spłodzenie syna. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli nie pojawi się męski potomek, to Siedem Królestw pogrąży się w chaosie. Gdy stracił nadzieję, postanowił za życia, podobnie jak jego dziadek, namaścić swojego następcę, a konkretnie następczynię. Oczywiście było to zagranie bardzo ryzykowne i podyktowane miłością do córki, a także nieżyjącej już żony. Trudno jednak wyobrazić sobie, gdyby król całkiem zignorował obecność córki i jej dzieci, w pobliżu której przecież też budowało się stronnictwo. Wojna była nieunikniona.
Żeby uświadomić sobie przenikliwość Viserysa, wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy do wojny domowej by doszło, gdyby jego doradcy, dwór, a także córka i żona, posłuchali jego rad i testamentu? Odpowiedź jest wyjątkowo jasna.
Co jednak najbardziej fascynuje w Viserysie to fakt, że jest tak bardzo zniuansowany i tak cholernie ludzki.
Bohaterowie "Gry o tron" i "Rodu smoka" mają swoje słabostki, ale jednocześnie kierują się dość prostymi motywacjami: władza, pieniądze, ziemia, honor, hedonizm. Viserysa nie interesuje żadna z tych rzeczy. Chce być królem zapamiętanym przez podręczniki historii, chce zapobiec wojnie, ale jednocześnie jest tylko człowiekiem.
Czytaj także: Najlepsza scena z nowego odcinka "Rodu Smoka" powstała przypadkiem. Takie improwizacje uwielbiam
Trawi go potworna choroba, która niszczy i osłabia jego ciało. On jednak się nie poddaje i mimo własnej słabości raz po raz zdobywa się na kolejny, władczy zryw. Zauważcie, że w serialu jest ich w gruncie rzeczy dość dużo. Choć wydaje się, że król nie rozumie lub nie panuje nad tym, co dzieje się dookoła, to nie do końca prawda. On świetnie wie, ale sam nie jest skory do konfliktów. Musi bowiem łączyć, zamiast antagonizować. Z jednej strony kocha swojego brata Daemona, a z drugiej wie, że jeśli nie zawsze będzie przymykał oko na to, co on robi, może dojść do czegoś poważniejszego niż tylko drobna niesubordynacja.
Król jest jeden. To Paddy Considine
Ten doskonale zniuansowany portret nie byłby możliwy, gdyby nie aktor, który wcielił się w Viserysa. Paddy Considine doskonale rozumiał sytuację, w której znalazł się Viserys. Potrafił stworzyć postać jednocześnie trochę neurotyczną i wycofaną, która gdy chce, potrafi być prawdziwie władcza. Przede wszystkim sportretował go jako człowieka umęczonego przez ciało, przygniecionego ciężarem korony i poranionego przez stopiony z mieczy Żelazny Tron. Dawno nie widziałem serialowej kreacji tak żywej, tak prawdziwej i wieloznacznej.
Brytyjczyk z drugoplanowego bohatera Martina stworzył kreację, która – naprawdę w to wierzę – przejdzie do historii seriali, jako jedna z najwspanialszych. To bohater o mocy Waltera White’a czy Tony’ego Soprano. Gdy wczoraj Considine szedł przez salę tronową, aby ostatni raz pokazać, jakim był królem, przyznaję, wzruszyłem się.
Podobne zdanie na temat tej kreacji ma George R. R. Martin. Brytyjski aktor przyznał, że dostał wiadomość od pisarza. Mówi, że brzmiała ona: "Twój Viserys jest lepszy niż mój Viserys". I lepszego dowodu na wielkość tej kreacji i postaci nie ma.