W "Rodzie smoka" popełnili ten sam błąd, co w "Grze o tron". Fani: przecież tam nic nie widać
Byłem bardzo zaskoczony, że twórcy "Rodu smoka" zdecydowali się zastosować to samo rozwiązanie wizualne, przez które "Gra o tron" była obiektem ostrej, ale słusznej krytyki. Miguel Sapochnik znowu obrywa i choć HBO stara się wytłumaczyć swoje decyzje artystyczne. Mówiąc dyplomatycznie: nie jestem przekonany do tej argumentacji.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Aż trudno uwierzyć, że twórcy "Rodu smoka" zdecydowali się na zabieg, którego efekt w "Grze o tron" był powszechnie i jednogłośnie krytykowany. Zgadza się: chodzi o fatalne oświetlenie dość długiego fragmenty odcinka. Miguel Sapochnik znów zbiera baty, HBO się tłumaczy, a ja próbuję prześwietlić wzrokiem tę fasadę absurdu, by zrozumieć, jak to się, do cholery, stało.
Reżyser Miguel Sapochnik był swego czasu krytykowany za realizację niesławnego 3. odcinka finałowego sezonu "Gry o tron", kiedy to trzeba było potężnie wysilać wzrok, by prześledzić bitwę (swoją drogą - strategicznie niedorzeczną) z armią Nocnego Króla. Twórca tłumaczył wówczas, że chciał osiągnąć naturalistyczny efekt nocy, nie przekonało to jednak widzów, którzy woleliby mimo wszystko widzieć, co właśnie robią bohaterowie. Tym większym zaskoczeniem okazał się dla mnie świetny skądinąd 7. epizod "Rodu smoka", gdzie przez pewien czas mamy do czynienia z jeszcze gorszym oświetleniem.
Ród smoka: widzowie krytykują reżysera za powtórzenie błędu z czasów Gry o tron
Mniej więcej od 13 minuty, gdy w serialu zapada zmierzch, kolejne sekwencje oglądamy przez przyciemniający filtr (zgadza się - te sceny kręcono za dnia, ciemność spreparowano w postprodukcji). W efekcie schadzkę księżniczki ze stryjem i spotkanie Aemonda z Vhagar ogląda się z wysiłkiem - w przypadku niektórych ekranów jedynym ratunkiem jest regulacja jasności i kontrastu. Nic dziwnego, że widzowie tak narzekają. Gdyby jeszcze była to pierwsza tego rodzaju wpadka, łatwiej byłoby ją przełknąć - tymczasem dokładnie ten sam zabieg spotkał się już raz z bezwzględną krytyką.
Doszło do tego, że dziennikarze próbowali ostrzec fanów przed odcinkiem. Joanna Robinson sugerowała widzom zwiększenie jasności na telewizorze i oglądanie odcinka w ciemnym pokoju. Niektórzy podtrzymują jednak, że nawet to nie pomaga.
Rozumiem wizję artystyczną, upór i wolę postawienia na swoim. Ba, rozumiem nawet bawienie się oczekiwaniami fanów, drażnienie ich, wywodzenie w pole. Szanuję kreatywne zabawy i oryginalne pomysły - nawet jeśli nie trafiają w moją wrażliwość i nie przypadają mi do gustu. Potrafię docenić odwagę i próbę zrobienia czegoś świeżego.
A jednak w tym konkretnym przypadku trudno mówić o upodobaniach czy wrażliwości - niezrozumiała decyzja Sapochnika sprawiła, że długi fragment produkcji jest niemal nieoglądalny. Zamiast budować atmosferę i uwiarygodnić zmierzch, najzwyczajniej w świecie utrudnia seans - to zaprzeczenie swobodnego odbioru serialu i pokazanie środkowego palca widzom, którzy kiedyś już wystawili temu zabiegowi ocenę.
Oficjalna odpowiedź HBO Max na zarzuty brzmi dla mnie zatem jak zawoalowane prychnięcie - ugrzeczniona forma "pieprzcie się, widzowie". Serio, HBO?
Tekst został zaktualizowany.