Najlepsza scena z nowego odcinka "Rodu Smoka" powstała przypadkiem. Takie improwizacje uwielbiam
"Ród Smoka" od HBO okazał się znacznie lepszym serialem, niż sądziłem. Co przy tym ciekawe, najlepsza scena z nowego odcinka spin-offa "Gry o tron", który zatytułowano "Lord przypływów", była po części improwizowana. Efekt końcowy wyszedł jednak znakomicie. Dobrze, że ekipa nie trzymała się kurczowo scenariusza, a wpadka na planie okazała się strzałem w dziesiątkę.
"Gra o tron" zostawiła po sobie gorzki posmak. Ósmy sezon serialu fantasy od HBO o perypetiach rodu Starków i dziedzictwie Targaryenów, z którymi widzowie spędzili blisko dekadę, zakończył się kuriozalnie. Z tego powodu dość chłodno podchodziłem do "Rodu Smoka", czyli opowieści osadzonej fabularnej wiele pokoleń wcześniej. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie! Spin-off wyszedł super, a chociaż twórcy zaliczyli kilka wpadek, to ostatnią z nich przekuli w atut.
Czytaj też:
"Gra o tron" i "Ród Smoka" - wpadki na planie
Wpadki na planach filmowych zdarzają się co chwilę. W przypadku "Gry o tron", pomijając już zbyt ciemny obraz, najgłośniejszą pomyłką filmowców było pozostawienie w kadrze... kubka ze Starbucksa. "Ród Smoka", czyli spin-off o historii Targaryenów, również zaliczył podobne blamaże. A to znowu było zbyt ciemno, a to spece od efektów specjalnych zapomnieli cyfrowo wymazać w postprodukcji trzeciego odcinka pomalowane na zielono palce jednego z bohaterów, które ten wcześniej stracił.
Wpadka w "Rodzie Smoka" - zielone palce króla Viserysa
Co prawda HBO obiecywało, że w "Rodzie Smoka" takich wpadek już nie będzie, ale tyle dobrego, że w dobie streamingu wszystko da się naprawić - wystarczy podmienić pliki na serwerze i potem udawać, że nic się nie stało. Czasem jednak podczas kręcenia filmu lub serialu zdarzy się coś niespodziewanego, co zaskakuje samych filmowców. Tego typu wpadki na planie potrafią okazać się istną wisienką na torcie i tak świetnej sceny - i właśnie tak było w przypadku "Lorda Przypływów".
Najnowszy odcinek "Rodu Smoka", był zarazem najbardziej emocjonującym - przynajmniej z tych wypuszczonych do tej pory. Od rozpoczęcia serialu w Westeros minęło już około 15 lat; zdążyło pojawić się już całe nowe pokolenie Targaryenów i Strongów Valeryonów. Po tym, jak Corlys został ranny, księżniczki i książęta zebrali się w Czerwonej Twierdzy, w której dogorywa panujący król Viserys Targaryen (pierwszy tego imienia).
Upadająca korona w nowym odcinku "Rodu Smoka" to dzieło przypadku.
W jednej ze scen odcinka o tytule "Lord Przypływów" starzejący się król Viserys, który odstawił uśmierzające ból makowe mleko, pojawił się niespodziewanie na zgromadzeniu możnowładców Westeros. Zasiadł wtedy o własnych siłach, po raz ostatni, na Żelaznym Tronie. Wiązało się to jednak z heroicznym wysiłkiem bohatera granego przez Paddy'ego Considine'a. W pewnym momencie z jego skroni spada zaś korona, którą podnosi jego brat.
Reżyserka odcinka, Geeta Patel, już po emisji "Lorda Przypływów" zdradziła w rozmowie z Entertainment Weekly, że ta scena nie została w ten sposób napisana. Korona upadła jedynie przypadkiem, ale gdy Matt Smith, czyli aktor wcielający się w Daemona Targaryena, podniósł ją podczas próby, ekipa uznała, że warto to nakręcić. Okazało się to świetnym pomysłem, bo ten drobny gest dodaje głębi relacji pomiędzy tymi braćmi.
Ten moment jest niezwykle istotny dla "Rodu Smoka", gdyż pokazuje drogę, jaką przebył Daemon. Chociaż z początku pożądał tej korony, to z czasem zrozumiał, że nie jest ona mu przeznaczona. Oddał ją Viserysowi, a otwarta rana na ich dotychczasowej relacji mogła się wreszcie zacząć zabliźniać. Nie oznacza to jednak, że młodszy z braci całkowicie stracił gorącą krew, co udowodnił ledwie chwilę później...