REKLAMA

Teasery "Sandmana" i "One Piece" rozbudziły nadzieje. Netflix uratuje się po klęsce?

"Cowboy Bebop" to jeden z tych seriali, które wciąż odbijają się czkawką Netfliksowi. Miał być wielki hit i wstęp do całego cyklu aktorskich produkcji bazujących na popularnych anime, komiksach i animacjach. Projekt okazał się jednak porażką i został skasowany po 1. sezonie. W ramach Netflix Geeked firma pokazała teasery kolejnych dwóch produkcji bazujących na tym samym pomyśle. Czy "Sandman" i "One Piece" przezwyciężą nieufność fanów?

sandman one piece netflix geeked pierwsze reakcje
REKLAMA

Wczorajsza odsłona Netflix Geeked przyniosła prawdziwy wysyp nowych informacji, zwiastunów, zdjęć i materiałów zza kulis. Polscy fani tym razem nie mogli liczyć na żadne nowe informacje dotyczące "Wiedźmina", ale to nie znaczy, że mieli na co czekać. Spośród najważniejszych materiałów opublikowanych przez platformę warto wyróżnić zwiastun nowego serialu od twórców "Dark", teaser "Sandmana" i wideo pokazujące postęp prac na planie "One Piece". Szczególnie gorące i niejednoznaczne emocje wywołują dwie ostatnie produkcje.

Nie jest żadną tajemnicą, że Netflix tworzy wyjątkowo dużo adaptacji. Czasem sięga po książki, kiedy indziej po komiksy i mangi, ale nie ma też oporów przed bardziej ryzykownymi eksperymentami. Największe kontrowersje od dawna budzą próby przeniesienia animacji na grunt seriali live action. Serwis swego czasu podjął tę rękawicę za sprawą filmu "Notatnik śmierci", a w zeszłym roku wypuścił wyczekiwaną adaptację "Kowboja Bebopa". Nowy "Cowboy Bebop" niestety okazał się absolutną katastrofą i wielką porażką platformy. A przy okazji zniechęcił też wielu widzów do kolejnych projektów takich jak właśnie "Sandman" i "One Piece", czy zapowiedziany na później "Avatar: The Last Airbender".

REKLAMA

Netflix walczy o odzyskanie zaufania fanów. "Sandman" i "One Piece" zbierają niezłe pierwsze reakcje.

Nie miejcie żadnych wątpliwości - widmo aktorskiego "Kowboja Bebopa" unosi się nad obiema produkcjami. Nie oznacza to natomiast, że wszystkie trzy przypadki są identyczne. Występują między nimi pewne zauważalne podobieństwa, ale też wyraźne różnice. Każdy z omawianych seriali Netfliksa bazuje na kultowej i wciąż niezwykle popularnej marce. Poprzeczka od początku była więc zawieszona niezwykle wysoko, bo spełnienie wszystkich oczekiwań fanów musiało wiązać się ze sporymi kosztami.

"Cowboy Bebop" pod pewnymi względami znajdował się w najgorszej sytuacji. Oryginalny serial to produkcja bardzo mocno zanurzona w estetyce anime, ale jednocześnie niezwykle oryginalna i mająca swój własny, niepodrabiany styl. Mało kto był w stanie uwierzyć, że Netflix podoła zadaniu. Część fandomu czuła tak naprawdę, że "Cowboy Bebop" nie potrzebuje aktorskiego remake'u. Późniejsze kontrowersje m.in. związane z nastawieniem aktorki Danielli Pinedy tylko wzmocniły negatywne nastawienie wielu wielbicieli oryginału.

Fani biją się z Neilem Gaimanem o "Sandmana".

"Sandman" jest jedną z najważniejszych komiksowych serii w historii i w przeciwieństwie do fanów "Kowboja Bebopa" jego wielbiciele od dawna marzyli o aktorskim filmie lub serialu. Rzecz w tym, że wyobrażali go sobie jako bardzo wierne odzwierciedlenie wyglądu i historii znanej z komiksów. Netflix jest zaś znany z dosyć luźnego podejścia do tego typu elementów. Każdy powstający dla platformy serial w gruncie rzeczy musi wyglądać podobnie do pozostałych.

Odejście od stylu "Sandmana" w połączeniu z poszerzeniem obsady o osoby należące do mniejszości etnicznych sprawiły, że atmosfera wokół serialu stała się wyjątkowo toksyczna. Mocno zareagował na to Neil Gaiman, który za pomocą mediów społecznościowych ruszył na krucjatę przeciwko swojemu własnemu fandomowi. Doprowadziło to do sytuacji, że wielu przeciwników produkcji całkowicie się od niej odwróciło. Zostali tylko ci, którzy mieli nadzieję na coś dobrego. I sądząc po ich reakcjach na pierwszy teaser, dostali dokładnie taki serial, jakiego oczekiwali.

Z "One Piece" jest jeden poważny problem - nikt nie wierzy, że to może się udać.

Brzmi to o tyle paradoksalnie, że tylko wokół tej adaptacji nie kręcą się żadne kontrowersje czy konfliktowe sytuacje. Jest przecież jeszcze "Avatar: The Last Airbender", w trakcie prac nad którym Netflix zwolnił twórców oryginalnej animacji. Co ze zrozumiałych powodów obróciło fandom przeciwko nowej produkcji. "One Piece" powstaje zaś bez większych zawirowań, a mimo to niemal wszystkie komentarze pod poniższym wideo zawierają w sobie sentyment: "Wygląda dobrze, ale to się prawie nigdy nie udaje".

REKLAMA

Miłośnicy anime po prostu nie wierzą w to, że niepowtarzalny styl japońskich seriali animowanych da się w jakikolwiek sposób odtworzyć w bardziej realistycznym otoczeniu. Mają w tym zresztą sporo racji. Wystarczy obejrzeć sobie kilka minut z dowolnego odcinka "One Piece", by zrozumieć, jak ekstremalnie trudne zadanie twórcy otrzymali od Netfliksa. Scenografię można odtworzyć, historię rozpisać na nowo, ale jak stworzyć równie imponujące i szalone walki? Jak pokazać ten niezwykły fantastyczny świat?

Nie brak fanów, w których tli się jeszcze nadzieja, że to może wypalić. Ewentualna porażka "One Piece" (a wcześniej też jakiekolwiek problemy z zapowiedzianym na sierpień "Sandmanem") mogą jednak bardzo skutecznie zagasić ten płomyk. I tym samym zakończyć epokę, w której Netflix na siłę próbował przerabiać komiksową czy animowaną estetykę na "zwyczajne" seriale aktorskie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA