Chciałam zobaczyć, jak to jest być „piratem” w 2019 roku. Nie wiem, jak wy dajecie radę oglądać seriale bez Netfliksa czy HBO GO
Jest rok 2019, kochasz seriale, ale nie chcesz płacić za Netfliksa albo HBO GO? Chyba nie masz pojęcia, co czynisz. Podpowiem ci: śpisz na karimacie, kiedy mógłbyś rozłożyć się wygodnie na wielkim łóżku.
Co prawda moja praca nie pozwala mi na poleganie na serwisach, które wspierają piratów, ale i tak nie jestem w stanie zrozumieć, jak w 2019 roku można konsumować rozrywkę, nie chcąc za nią w ogóle płacić. Przecież skakanie po tych wszystkich stronach z nielegalnie pozyskanymi treściami może człowieka zabić. No dobra, przesadzam, ale na pewno w jakiś sposób wykończyć, doprowadzić do frustracji. Oglądanie tak każdej nowości? Nie ma mowy.
W ramach #10yearschallenge sprawdziłam, jak ogląda się seriale w internecie po tej „ciemnej stronie mocy”, gdzie dostępne są – a jakże – za darmo! I wiecie co? To istny koszmar.
Jakiś czas temu doszło do głośnego zamknięcia paru serwisów, które oferowały nielegalnie pozyskane treści. O ile jeszcze dekadę temu wiedziałam, gdzie co można obejrzeć, o tyle od dobrych kilku lat nie zaglądam na takie platformy i po cichu śmieję się z „profesjonalizacji” CDA. Dostęp do Netfliksa, HBO GO, nc+ GO, VOD.pl czy Player.pl w zupełności mi wystarcza. A z racji mojej pracy otrzymuję też nierzadko kopie recenzenckie produkcji od różnych nadawców. Jak jednak radzą sobie ci, którzy za Netfliksa nie chcą płacić? Nic się nie zmieniło na przestrzeni ostatnich lat.
Oni wciąż godzą się na zawrotne ilości reklam stron pornograficznych, „pustych” klików, konieczność ciągłego odświeżania strony, zacinanie się serialu itp., które przyprawiają o ból głowy.
To takie miejsca, po odwiedzeniu których, masz ochotę powiedzieć: dość internetu na dziś. Odtworzenie jednego odcinka serialu trwa dobre klika minut, a każda pauza daje nam dodatkowe minuty przed ekranem komputera. W połowie odcinka zdarza się, że trzeba podstronę z uruchomionym epizodem odświeżyć, włączyć go od początku, a potem obserwować, jak w rytmie robot dance poruszają się bohaterowie.
Dlaczego sobie to robicie? Wyjaśnijmy kilka kwestii.
Jestem świadoma faktu, że to denerwujące, iż nie da się zobaczyć wszystkich dostępnych tytułów ze świata filmu i seriali w Polsce. Ba, nie chodzi nawet o to, że nie da się ich zobaczyć już, teraz, natychmiast i zaraz. Część produkcji w ogóle na nasz rynek nie trafia albo po naprawdę długim czasie od pierwszej emisji, czasie – dodajmy – mierzonym w miesiącach czy latach. Mimo to nie sposób jednak nie zauważyć, jak wiele w ostatnich latach w Polsce się zmieniło. Rynek VOD stał się w końcu przyjazny dla widza. Mamy Netfliksa, HBO GO, mieliśmy Showmaksa, Player.pl poszerzył swoją ofertę, na TVP VOD trafia sporo dobrych seriali, VOD.pl stanowi naprawdę bardzo interesującą bazę filmów. Słowem: jest z czego wybierać.
To już nie są te czasy, co 10 lat temu, kiedy trzeba było czatować, aż coś wyemitują w telewizji. Skończyły się też smutne lata, kiedy nie było alternatywy dla „szybkiego dzielenia” i „zatoki piratów”.
Dostaliśmy możliwość konsumowania treści w „cywilizowany” sposób. Bazy wspomnianych platform, oferta kin, także studyjnych, w których można kupić bilety taniej niż w multipleksach (te z kolei też oferują często promocje) są na tyle bogate, że trudno wręcz mieć czas, aby to wszystko pochłonąć. To już nie chodzi tylko o to, że kogoś oszukujecie. To zwyczajnie jest męczarnia.
Bo oglądanie seriali i filmów to nie tylko sama treść.
Nie zamierzam oczywiście wymyślać, że to, co oglądamy, nie ma znaczenia, bo nie chcę bawić się w bajkopisarstwo. Chcę natomiast zwrócić uwagę na jeden aspekt tego przyswajania dóbr kultury. Dla mnie i zresztą nie tylko – co wnioskuję po licznych zgłoszeniach na różnych forach i komentarzach pod artykułami, mówiących, że „coś nie działa” – niebagatelne znaczenie ma to, jak oglądamy. Dlatego właśnie Netflix jest tak przyjazny, a HBO GO często obrywa za to, że coś się nie ładuje lub serial nie wyświetla się wszystkim użytkownikom.
Netflix jest transparentny, możemy po prostu chłonąć daną produkcję, nie przejmując się technicznymi aspektami platformy. I to jest ważne. To też jest warte swojej ceny.
Oczywiście, nie tylko ten serwis oferuje różne udogodnienia. Ale to naprawdę istotne, by to platforma zapamiętywała, w którym momencie skończyłam oglądać dany film czy odcinek serialu, który epizod powinnam włączyć jako następny. Możliwość pominięcia intro to już w ogóle luksus. I – nie zapominajmy – brak reklam.
No dobra, ale co jeśli chcę obejrzeć kolejny sezon, a jest on dostępny tylko na jakiejś podejrzanej stronie? To kusi. Ale o ile jestem w stanie zrozumieć, że coś takiego zdarza się incydentalnie, bo ktoś rzeczywiście prędzej dostanie pypcia, niż wytrzyma czekanie na konkretny tytuł, o tyle nie wyobrażam sobie, aby to miał być sposób na oglądanie seriali i filmów w ogóle. Chociaż tak naprawdę trudno to też usprawiedliwiać, bo bez seriali da się żyć.
A co jeśli problemem jest cena? Choć nigdy nie szukałam znajomych i nieznajomych osób do dzielenia się kontem na Netfliksie (i z braku potrzeby, i wygody), to jest to jakaś metoda.
Zminimalizować koszty i cieszyć się oglądaniem bez wyskakujących okienek - tak trzeba żyć. Dzisiaj za relatywnie niewielkie pieniądze, 25-50 zł miesięcznie, można mieć dostęp do olbrzymiej bazy tytułów w kilku serwisach. To naprawdę niesamowite i świetne, zwłaszcza kiedy cofniemy się o te dziesięć lat i przypomnimy tamtą serialową partyzantkę. Korzystajmy z tego, powiadam, bo będzie jak z Showmaksem.
A na tym stracilibyśmy wszyscy, nawet piraci. Tylko oni jeszcze o tym nie wiedzą.