REKLAMA

To nie miało prawa się udać - a jednak. „Twisters” to świetny letni blockbuster, który bije na łeb oryginał

„Twisters” to requel hitu z 1996 r., któremu udało się coś, co filmom z reguły udaje się bardzo rzadko. Kontynuacje - czy to bezpośrednie, czy duchowe - ikonicznych tytułów zazwyczaj zawodzą, a nawet jeśli nie, to i tak daleko im do oryginału. W ostatnich latach chyba jedynie „Top Gun: Maverick”, sequel kultowego obrazu sprzed niemal czterech dekad, okazał się nieoczekiwaną perełką, która przebija pierwowzór. Wygląda jednak na to, że Lee Isaacowi Chungowi również udała się ta sztuka.

twisters 2024 film recenzja opinie kino glen powell
REKLAMA

Zdaję sobie sprawę, że poprzednik „Twisters” - czyli film „Twister” z 1996 r. - to ceniony przez wielu film (powiedzmy) katastroficzny, do którego miłość współcześnie potęgują nostalgia i nazwisko Michaela Crichtona. A choć sam jako dzieciak znakomicie bawiłem się podczas seansu, dziś nie potrafię spojrzeć na ten twór z sympatią.

Nie pomagają ani relatywnie sprawna realizacja i niezłe zdjęcia, ani niedorzecznie gwiazdorska obsada (Helen Hunt, Bill Paxton, Cary Elwes, Philip Seymour Hoffman, Jeremy Davies, Alan Ruck i inni) - dziś ogląda się to jak niespecjalnie imponującego, skromnego wręcz kaseciaka, który nie ma szans prawdziwie porwać widza przyzwyczajonego już do bardziej wiarygodnych efektów oraz nieco lepiej przemyślanych (nawet w obrębie gatunku) lub chociaż bardziej oryginalnych narracji. Przypomnę, że „Twister” nie był katastroficznym thrillerem z krwi i kości, a raczej mdłym i nużącym romansem z katastrofą w tle. Nuda.

Na szczęście twórcy requela ewidentnie rozumieją, co w oryginale było najfajniejsze oraz czego w nim zabrakło. Dlatego właśnie „Twisters” - opowieść o walce z naturą, która pod wpływem globalnego ocieplenia atakuje gwałtowną serią tornad siejących spustoszenie w całej Oklahomie - to wzorowy letni blockbuster.

REKLAMA

Twisters: recenzja filmu

W związku z powyższym jedną z najlepszych cech „Twisters” jest fakt, że twórcy zrezygnowali z romansowania. Spokojnie: nie oznacza to, że wykastrowali bohaterki i bohaterów z emocji, a ekranowe relacje międzyludzkie z różnego rodzaju chemii; ze wzajemnego zainteresowania, niechęci, flirtu, sympatii. Nic z tych rzeczy: to wszystko tu jest, dzieje się, nie stanowi jednak centrum fabuły, a raczej komponenty uwiarygadniającego i uczłowieczającego bohaterów tła. Tu każdy jest jakiś, ma swoje pasje, traumy, żale, miłostki. Jest tu nawet szczypta amorów, będących jednak raczej formą naturalnej implikacji starcia danych charakterów w danych okolicznościach, nie zaś osią opowieści w filmie z założenia skupionym na czymś zupełnie innym. Dość rzec, że przez bite dwie godziny nie dochodzi do ani jednego zbliżenia fizycznego o podtekście erotycznym. I bardzo dobrze.

Twisters - zwiastun filmu
REKLAMA

Muszę jednak przyznać - „Twisters” to też nie jest kino katastroficzne pełną gębą. Nie brakuje tu ani dramatu, ani napięcia, ani posypki z dreszczowca, ale wszystko to równoważone jest wakacyjnym luzem, dowcipem i nieprawdopodobną charyzmą Glena Powella (facet chyba przynosi szczęście takim kontynuacjom po latach - mogliśmy go przecież oglądać również we wspomnianym „Mavericku”). Oto pełnoprawny arthouse’owy twórca, Lee Isac Chung („Minari”) udowodnił, że doskonale czuje również kino popcorniakowe i wie, jak rozerwać współczesnego widza.

Czuć tu zarówno włożoną w produkcję kasę (cyfrowe odtworzenie prawdziwych tornad na bazie nagrań sprawia, że całość prezentuje się niebywale autentycznie), jaki i fascynację i respekt dla żywiołu. Przede wszystkim jednak: umiejętność opowiadania historii tak, by zapewniły kupę frajdy szerszej publiczności, nie traktując jej przy tym jak bandy zupełnie niewymagających idiotów. To obraz oparty o naprawdę solidny skrypt, w którym wszystko jest na swoim miejscu - charaktery i motywacje bohaterów, szeroko pojęty background, stawka, emocje. Te ostatnie podkręca nie tylko fenomenalna warstwa audiowizualna, lecz także obsada - frajdę i ekscytację podbija przede wszystkim wspomniany Powell, ale Daisy Edgar-Jones i Anthony Ramos doskonale balansują tę euforyczną energię bardziej wycofanymi, acz zaangażowanymi, pełnokrwistymi kreacjami. 

Choć opowieść nie jest wolna od wspomnianych dramatów, całość pozostaje lekka - na tyle, by nie zmęczyć widza seansem, a pozwolić mu rozluźnić się w upalny letni dzień na przyjemnie chłodnej sali kinowej. Oto wzorowy popcorniak - blockbuster sezonu. Tak się to robi.

W kinach od 18 lipca.

Czytaj więcej o filmach w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA