Uma Thurman o zakazie aborcji w Teksasie i łowcach nagród. Aktorka wyznała, że jako 15-latka przerwała ciążę
Stan Teksas zaostrzył prawo aborcyjne. Kolejne gwiazdy protestują przeciw wprowadzonym na początku września przepisom. Jedną z nich jest Uma Thurman, która zdecydowała się opowiedzieć o własnej aborcji.
1 września w Teksasie przestało obowiązywać konstytucyjne prawo Amerykanek do aborcji. Nowe przepisy zakazują aborcji po sześciu tygodniach od poczęcia (czy też: „po wykryciu bicia serca płodu”), a każdy obywatel USA może pozwać osobę próbującą przerwać ciążę w tym stanie. Jeśli wygra w sądzie, otrzyma co najmniej 10 tys. dolarów. To odstępstwo od legalizacji z 1973 roku, kiedy to Sąd Najwyższy zakazał władzom stanowym wprowadzania ograniczeń w wykonywaniu aborcji w pierwszym trymestrze ciąży.
Nowe przepisy zostały zalane falą krytyki. Wiele osób przewidywały, że sprowokują one też bojkot ze strony Hollwood i serwisów streamingowych (w 2019 roku Netflix i Disney zareagowały na próbę przeprowadzenia identycznych zmian w prawie w Georgii usunięciem ze swojej oferty części hitów). Póki co giganci jednak milczą.
Prezydent Joe Biden skrytykował nowe prawo, a kilka gorzkich słów powiedziały też o nim gwiazdy Hollywood. Informowaliśmy już, że głos zabrały m.in. Margeret Cho, Rita Moreno, Kat Dennings, Julianne Nicholson, Eva Longoria, Cunthia Nixon, Amy Schumer, Alan Cumming, Kerry Washington, Pink, Dua Lipa, Bradley Withford czy Reese Witherspoon. Teraz twórca seriali „Prawo ulicy” i „Kroniki Times Square”, David Simon, ogłosił na swoim twitterowym profilu, że nie zamierza kręcić swojego najnowszego projektu w Teksasie (nie znamy szczegółów, ale produkcja powstaje dla HBO).
Głos zabrała również Uma Thurman, która w emocjonalnym felietonie dla „The Washington Post” opowiedziała o tym, jak sama przerwała ciążę w wieku 15 lat.
Aktorka napisała, że jest przerażona nowym prawem, które najbardziej dotkliwe będzie dla najmniej uprzywilejowanych społecznie i ekonomicznie kobiet. Wyznała, że czuje się w obowiązku zabrać głos w tej sprawie – jest bowiem kobietą, która sama kiedyś dokonała aborcji. Była wówczas nastolatką. Zaznaczyła, że zabieg był ostatecznością, a sama decyzja nie była dla niej łatwa. Chciała zatrzymać dziecko, ale jako żyjąca na walizkach nieletnia, która nie posiadała wystarczających środków do życia, nie była w stanie zapewnić sobie ani dziecku odpowiednich warunków i stabilnego domu. Thruman podkreśliła, że nowe regulacje łamią prawo człowieka i są kolejnym narzędziem dyskryminacji kobiet – nie tylko narażonych na traumę, ale i prześladowanych przez „łowców głów”, czyli osoby, które będą tropić i zgłaszać kolejne sprawy, by zdobyć wysoką nagrodę w sądzie:
To prawo jest kolejnym narzędziem dyskryminacji najbiedniejszych. Kobiety i dzieci z majętnych rodzin będą miały wybór. Jestem przerażona, że prawo stawia obywatela przeciwko obywatelowi i tworzy łowców, którzy będą żerować na krzywdzie kobiet.(...)
W wieku kilkunastu lat zostałam zapłodniona przez dużo starszego mężczyznę. Żyłam na walizkach w Europie, z dala od rodziny i miałam rozpocząć pracę. Zmagałam się z tym, co robić. (…)
Aborcja, której dokonałam jako nastolatka, była najtrudniejszą decyzją w moim życiu i do dziś sprawia mi wiele bólu. Była to jednak decyzja, która pozwoliła mi dorosnąć i stać się taką matką, jaką zawsze chciałam być. To była droga do życia pełnego szczęścia i radości. (…)
Do wszystkich kobiet i dziewcząt z Teksasu, obawiających się traumy i ściganych przez drapieżnych łowców nagród; do wszystkich kobiet oburzonych odebraniem przez państwo praw do naszych ciał i do wszystkich z was, które stały się bezbronne i zawstydzone z powodu posiadania macicy, mówię: widzę was. Miejcie odwagę. Jesteście piękne.
Tymczasem w Polsce do Sejmu trafił kolejny projekt, który ma całkowicie zakazać przeprowadzania aborcji w naszym kraju. Zdaniem autorów projektu z fundacji Pro-Prawo do Życia prawna ochrona dzieci poczętych w Polsce to fikcja. Nowy projekt zakłada wprowadzenie do kodeksu karnego definicji „dziecka poczętego”; z kodeksu zniknęłaby kara za aborcję, bo – w świetle nowej definicji – zabieg byłby traktowany jak zabójstwo. Za umyślne spowodowanie śmierci grozi w Polsce od 5 do 25 lat pozbawienia wolności, a nawet dożywocie. Pod projektem podpisało się 130 tys. osób.