Trwa spór o 2. sezon "Wiedźmina". Sprawdzamy argumenty obu stron
Premierze 2. sezonu "Wiedźmina" - podobnie zresztą jak debiutowi pierwszej odsłony - towarzyszy wiele emocji. Ktoś mógłby rzec: zadziwiająco wiele, ale nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że wielu polskich odbiorców do adaptacji rodzimej prozy i ukochanych powieści podchodzi emocjonalnie. Spór trwa, a my postanowiliśmy przyjrzeć się argumentom obu stron konfliktu.
Awantura o 2. sezon "Wiedźmina" trwa i wygląda na jeszcze bardziej zażartą, niż przy okazji premiery "jedynki" pod koniec 2019 roku (pojawiła się nawet kolejna z góry skazana na porażkę petycja internautów). Sytuacja jest dość abstrakcyjna: z jednej strony nowa odsłona zebrała znacznie lepsze recenzje zachodnich krytyków, a i polscy dziennikarze przeważnie wystawiają mu wyższe noty i twierdzą, że dostrzegają skok jakościowy. Z drugiej - pozostała część branży na przekór twierdzi, że poprawa dotyczy najmniej istotnych elementów, a całość wypada... znacznie gorzej. Widzowie-internauci kłócą się o wierność materiałowi źródłowemu, jakość efektów, aspekty wizualne, bohaterów, aktorstwo, casting, scenariusz i wiele, wiele innych. Właściwie każdy z komponentów 2. sezonu okazał się na tyle dyskusyjny, by stać się przedmiotem kolejnych sporów.
Szeroki wachlarz odmiennych opinii ma, rzecz jasna, więcej niż jedno podłoże, ale to nie nich zamierzam się skupić. Zaprezentuję natomiast najpowszechniejsze argumenty obu stron, unikając tych ocen, których argumentować właściwie się nie da, ponieważ są one ilustracją bardzo subiektywnych odczuć, takich jak poczucie estetyki.
I tak na przykład tak zwany "klimat", chemia między postaciami, muzyka (choć w tym wypadku wszyscy są raczej zgodni - nowy kompozytor zaproponował znacznie mniej ciekawy soundtrack) czy stylistyka kadrów to tematy wymykające się sensownej dyskusji i rzeczowej argumentacji (nie wspominając już o płaskich wycieczkach w stronę aparycji aktorek i aktorów - te najniższe przytyki klasycznie zbądźmy milczeniem). Skupimy się zatem na opiniach, które faktycznie można uzasadnić, zaprezentujemy je i pokusimy o kilka słów komentarza.
Niniejszy tekst nie ma na celu wskazywania "jedynych słusznych wniosków", a jedynie zestawienie kolejnych kontrargumentów obu stron w trwającej dyspucie. Na łamach Rozrywka.Blog szerzej o tym, co się w nowym "Wiedźminie" udało, a co nie, pisał Tomasz Gardziński.
Spór o 2. sezon "Wiedźmina": argumenty atakujących i obrońców
Zgodność z pierwowzorem
Na ten temat chyba wszystko już zostało powiedziane - również przy okazji pierwszej serii - a jednak powraca on jak bumerang. Rzecz w tym, że niektórzy odbiorcy i fani źródła najzwyczajniej w świecie nie tolerują modyfikacji w materiale, który cenią. Osobiście znam całkiem sporo takich osób, w większości przypadków są one jednak świadome tego, że wszelakie filmy i seriale oparte "na motywach powieści" najpewniej ich rozczarują; tak po prostu: adaptacje z założenia nie sprawiają im satysfakcji.
Zdają sobie jednak sprawę, że - co powtarzają obrońcy, a my, dla porządku, powtórzymy za nimi - przełożenie niektórych powieści (zwłaszcza takich, jak "Krew elfów") jeden do jednego jest niemożliwe, a każde medium rządzi się swoimi prawami.
Nie wszystko, co sprawdza się w książce (zwłaszcza takiej unikającej akcji, skupionej na dialogu i wyłożeniu gruntu pod resztę sagi), sprawdzi się na ekranie. Zresztą, film i serial ma prawo opowiedzieć swoją historię, jako autonomiczny twór kreowany przez osoby o innej wizji i wrażliwości. Oryginał mogą - i mają do tego pełne prawo - potraktować przecież jedynie jako inspirację. Tak już po prostu jest i ten aspekt sam w sobie nie powinien wpływać na ocenę dzieła - ten argument obrońców jest właściwie nie do podważenia.
Scenariusz "Wiedźmina" - temat największych sporów
Powinna za to wpłynąć na nie jakość tych zmian. W tej kwestii należy zmierzyć się z całością scenariusza - opowieści, która w swej nowej formie musi się bronić.
To właśnie scenariusz stanowi główną kość niezgody, co jest swoją drogą niezwykle interesujące - można odnieść wrażenie, że znaczne grono oceniających albo przymyka oko na liczne potknięcia twórców w tej materii, albo nie uważa ich za na tyle istotne, by wpłynęły na odbiór całości. A przecież lista zarzutów stawianych pracy scenarzystów jest naprawdę długa i nie wszystko da się tu zbyć machnięciem ręki.
Obrońcy twierdzą, że nowy "Wiedźmin" to kiepska adaptacja, ale fajny serial fantasy. Że, mimo jego wad, stanowi też przyzwoitą rozrywkę. To kolejna część sporu, której nie da się rozstrzygnąć - gdy jedni narzekają na dojmującą nudę, drudzy twierdzą, że obejrzeli kontynuację za jednym posiedzeniem. Osobiście nie odbierałbym "Wiedźminowi" walorów rozrywkowych, bo wygenerowany z myślą o szerokiej widowni serial zawiera wiele elementów, które mogą przykuć uwagę subskrybentów, tak jak miało to zresztą miejsce w 1. serii. Bywa zabawnie, bywa nieco strasznie, jest trochę przekleństw, dowcipu, ładnych ludzi, paru fajnych bohaterów, kilka imponujących walk. Z pewnością się na "Wiedźminie" rozerwać, co nie czyni z niego jeszcze dobrze opowiedzianej historii. To, rzecz jasna, moje zdanie - do "rozrywki" wrócimy jednak później.
Omijając wady skryptu, osoby oceniające nową serię lepiej wskazują zalety nowej opowieści, ale w istocie rzadko ją argumentują. Oczywiście, wiąże się to z jednej strony z chęcią uniknięcia spoilerów, przede wszystkim jednak z tendencją do krótszych pochwał, a bardziej rozbudowanej krytyki - w gruncie rzeczy to od krytyki najczęściej oczekuje się uzasadnienia. I tak oto w kolejnych tekstach czytamy o udanym zarysowaniu politycznych intryg, podstaw marionetkowego państwa elfiego, nietolerancji. Że bohaterowie nabrali charakteru. Że całość ewidentnie służy podbudowie pod przyszłe wydarzenia, rozstawieniu pionków i zawiązaniu właściwej akcji większej opowieści (czyli właściwie robi to, co oryginalna "Krew elfów"), dorzucając do tego więcej potworów i walk po to, by przy tym wszystkim coś się na ekranie działo.
Podkreślają, że nie zawsze jest to ekscytujące, ale konieczne. Chwali się lepiej "wyjaśnione" postacie i ich motywy, które są bardziej dopracowane. W wielu tekstach można natrafić na spostrzeżenie, że tym razem obchodzą nas losy bohaterów. Wskazuje się też na bardziej jednolity ton (ta kwestia wcale nie jest bezsporna - o tym też za moment), podziwia się kreację motywu rodzicielstwa.
Wrogowie scenariusza wytykają: błyskawiczne przemierzanie świata, co ogranicza jego rozmiar i wiarygodność w oczach widzów (coś na kształt finałowych sezonów "Gry o tron", choć tu można to usprawiedliwić teleportami, skądinąd nadużywanymi); politykę (twórcy unikają budowania ciekawszych intryg, skupiają się na ekspozycji, streszczaniu poglądów stron konfliktu i kłótni), która w żaden sposób nie sprawia wrażenia, że stawką są losy Kontynentu, a raczej niewielkiego, pozbawionego znaczenia skrawka świata; nadmiar skrótów i uproszczeń (a te niektórzy uważają za zaletę); banalne dialogi bez polotu (tu właściwie wszyscy pozostają zgodni - po prostu niektórym to nie przeszkadza); niewiarygodne postacie (brak profesjonalizmu wiedźminów i ich głuchota, gdy w Kaer Morhen rozpętywało się piekło czy Yennefer, która dopuszcza się wielu okrutnych czynów na przestrzeni obu serii i jedynie od czasu do czasu postąpi moralnie, a my mamy ją za to lubić, choć tak naprawdę Ciri czy Geralt też nie powinni mieć ku temu powodu); a zatem dalej - niewiarygodne relacje między postaciami.
Przeciwnicy czasem chwalą tę między Geraltem i Jaskrem czy Geraltem i Vesemirem (choć w drugim przypadku rzadziej), tymczasem w innych przypadkach wskazują, że o uczuciach postacie wyłącznie mówią, ale widz nie może w nie uwierzyć, ponieważ brakuje pod nie fabularnej podbudowy i scen, które je w istocie poświadczają.
Tu spory często schodzą na temat ekspozycji, w tym sezonie ewidentnie nadmiernej (twórcy usłyszeli narzekania na niedostateczne wyjaśnianie zasad rządzących tym światem w pierwszej serii i wzięli je sobie do serca… odrobinę za bardzo) - bohaterowie rozmawiają o uczuciach, o historii, o wojnie, o uprzedzeniach, całość ma jednak charakter wykładu, a nie naturalnej wymiany spostrzeżeń. Wyłożenie informacji pod kolejne sezony i spin offy ("Rodowód krwi") zdaje się - według krytyków - być głównym celem scenarzystów.
Malkontenci atakują też bohaterów, o których nie zdążyliśmy pomyśleć właściwie nic, bo odarto ich z emocji, poglądów, animozji, uczuć - po prostu są, wykonują wyznaczone przez scenarzystów czynności, ale pozostają enigmą (Istredd, Nenneke i wielu innych). Trudno mówić tu zatem o szerokiej gamie "jakichś" postaci, bo niemal cały dalszy plan pozostał bezosobowy. Tu znowu wraca się do kwestii dialogów - u Sapkowskiego wystarczyła czasem krótka wymiana zdań, byśmy dowiedzieli się czegoś o postaci, "poczuli" ją. W serialu nie ma o tym mowy, a jakąkolwiek charyzmę mają wyłącznie pierwszoplanowcy.
Co ciekawe, najrzadziej wydaje się podejmowany temat... nielogiczności, czyli zwykłych wpadek scenarzystów. Chodzi tu, rzecz jasna, o logikę wewnątrz świata przedstawionego i podtrzymanie elementarnego sensu. To właśnie sens sprawia, że możemy uwierzyć w ten świat, niezależnie od wszystkich czarów, wywern i innych elfów. Niestety, wiara często wyparowuje, na przykład wtedy, gdy podejrzewana o szpiegostwo czarodziejka i generał wrogiej armii z łatwością uciekają z wiecu najpotężniejszych osób Kontynentu (magów i królów) - dwa ogniska wystarczą, by umknąć, porwać konia i uciec z miejsca, które powinno być chyba pilnie strzeżone przez strażników czy żołnierzy. O tym i innych niedorzecznościach pokroju teleportującego się do Kaer Morhen Rience'a, który kradnie z niego pierwszą lepszą fiolkę (i jest to akurat TA fiolka) jeszcze napiszemy.
Rozrywka
Wróćmy do bardzo istotnej kwestii walorów rozrywkowych nowego "Wiedźmina". Krytycy nowego sezonu często piszą o nudzie, którą zrzucają na karb: braku możliwości zawieszenia niewiary, pustego świat, słabych efektów specjalnych, pozbawionych osobowości bohaterów, kiepskich dialogów i dziur w scenariuszu. Tym, którzy twierdzą, że dobrze bawili się podczas seansu, zarzucają nieznajomość pierwowzoru i - przede wszystkim - obniżone oczekiwania wobec produkcji z gatunku fantasy, która mogłaby przecież (jak książka) być czymś więcej, niż zwykłą frajdą, festiwalem machania mieczem, fucków i potworów.
Tymczasem wielu recenzentów - w tym krytyków pisujących dla prestiżowych pism branżowych - sugeruje, że druga seria oferuje naprawdę solidną rozrywkę, która niesie ze sobą odrobinę głębi (z naciskiem na "odrobinę"). Złośliwie wskazywane podobieństwa do "Xeny" dla wielu okazują się zaletą - czytamy o fajnej, nieco chaotycznej energii starszych produkcji, przyjemnych skojarzeniach, pociesznych efektach, kontrolowanym bałaganie, sympatycznych postaciach i aktorach, fantastycznych scenach akcji, odrobinie świadomego, dodającego kolorytu kiczu. Trochę nostalgii, a trochę dystansu - fani tej formy słyszą w odpowiedzi, że wychowali się na starych, niewymagających produkcjach fantasy, a sam "Wiedźmin" jest im na tyle obojętny, że nie irytuje ich bezlitosne spłaszczenie opowieści.
Obrońców warstwy rozrywkowej - według komentarzy i recenzji - często fascynują zmiany tonalne (w kontraście do tych, którzy widzą tu spójniejszy ton): slapstickowa kiczowatość połączona z romantycznym dramatem kostiumowym i elementami horroru.
Problem wyzucia z głębi obrońcy zbywają tą właśnie satysfakcją z rozrywki. Rzecz w tym, że "Wiedźmin" ich zdaniem nie traktuje się tak poważnie, jak książka - bo postawił na lekkie przymrużenie oka i w efekcie po prostu bawi. Przy tym wszystkim wcale nie unika tych bardziej poruszających i ludzkich aspektów - tu wskazuje się opiekuńczość Geralta, dzieciaka, który go podziwia, egzystencjalny kryzys Yennefer po poważnym ciosie w jej tożsamość czy walkę elfów o przyszłość we wrogim im świecie.
A Jaskra właściwie lubią wszyscy.
Tak czy owak serialowy "Wiedźmin" ewidentnie znalazł swoją widownię. Nie znamy jeszcze wyników oglądalności 2. serii, najpewniej jednak będą one imponujące.
W chwili pisania tego tekstu nowy sezon serialu Netfliksa ma 93% pozytywnych recenzji w serwisie Rotten Tomatoes przy 45 tekstach (średnia: 7,9). Produkcję pozytywnie oceniło 71% użytkowników.
2. sezon "Wiedźmina" obejrzycie w serwisie Netflix.