REKLAMA

Co się udało, a co załamuje w 2. sezonie "Wiedźmina"? Spoiler - negatywów jest znacznie więcej

"Wiedźmin" jest marką niezwykle istotną dla wielu Polaków i dlatego każda dyskusja o 2. sezonie serialu Netfliksa budzi olbrzymie emocje. Czasem bardzo niezdrowe emocje. Od premiery nowych odcinków minęło już jednak kilka dni i powoli nadchodzi czas na nieco spokojniejsze podsumowanie tego, co się udało, a co kompletnie nie wypaliło w nowym "Wiedźminie".

wiedźmin sezon 2 podsumowanie ocena co się udało
REKLAMA

Uwaga na spoilery w tekście.

REKLAMA

W ostatni piątek na mały i duży ekran powróciło dwóch niezwykle popularnych w naszym kraju bohaterów. O ile jednak Spider-Man przybył w glorii chwały i od kilku dni cieszy się pochwałami płynącymi z każdej strony, o tyle 2. sezon "Wiedźmina" spotkał się z chłodniejszym odbiorem. Chociaż w sumie słowo "chłodny" nie jest tutaj chyba najlepszym wyborem. Emocje wokół produkcji Netfliksa chyba nigdy wcześniej nie były tak gorące, a spór między zwolennikami i przeciwnikami tej wersji osiągnął rozmiary wcześniej niespotykane.

Nie ma sensu udawać, że osobiście nie znajduję się po jeden ze stron tej dyskusji. Swoje uczucia na temat 2. sezonu wyraziłem dosyć jasno w tekście, gdzie porównuję "Wiedźmina" do finałowych sezonów "Gry o tron". Dostępna od kilku dni na VOD adaptacji "Krwi elfów" Andrzeja Sapkowskiego ma naprawdę liczne słabości. Jednocześnie nawet najwięksi krytycy serialu są w stanie dostrzec kilka rzeczy, które się udały. Warto w tym miejscu pochylić się nad oboma zagadnieniami i podsumować 2. sezon w sposób nieco mniej emocjonalny a bardziej analityczny.

Wiedźmin: Sezon 2 - ocena i podsumowanie:

Ojcowskie zapędy Geralta - Udało się

Stworzony na potrzeby serialu portret Geralta z Rivii nie wszystkim widzom od razu przypadł do gustu, ale nawet krytycy Henry'ego Cavilla czują do niego olbrzymią sympatię. Brytyjski aktor jest po prostu jak jeden z nas. Naprawdę zależy mu na sukcesie i jakości "Wiedźmina". Widać, że naprawdę się stara i głównie dzięki niemu w 2. sezonie kilka rzeczy się udało. Cavill nie bardzo potrafi oddać spryt i wygadanie Geralta, ale jego ojcowskie uczucia względem Ciri prezentuje z dużą gracją. Osobiście chciałbym trochę więcej scen dialogowych między tą dwójką, bo scenarzyści strasznie często przerywali je walkami. Natomiast i tak nie widzę powodów do wielkich narzekań.

Zbudowanie relacji między Ciri i Yennefer - Nie udało się

Zupełnie inaczej prezentuje się druga z istotnym relacji zbudowanych w "Krwi elfów". Od dawna stoję na stanowisku, że twórcy "Wiedźmina" popełnili ogromny błąd castingowy przez zatrudnienie do ról Ciri i Yennefer dwóch aktorek w bardzo podobnym wieku. Całkowicie wyklucza to możliwość zbudowania między tą dwójką relacji jak między matką i córką. Między Freyą Allan i Anyą Chalotrą nie właściwej chemii, ale scenarzyści 2. sezonu też aktorkom nie pomagają. Bo Ciri i Yennefer spędzają ze sobą zdecydowanie za mało czasu. Mimo to serial próbuje nas w ostatnim odcinku przekonać, że obie kobiety łączy jakaś głębsza więź. Naprawdę trudno w to uwierzyć.

Pokazanie rozmachu i tragedii Kaer Morhen - Udało się

Lauren S. Hissrich i Tomasz Bagiński na każdym kroku podkreślają, że zależy im na sensownym połączeniu głównego serialu z powstającymi w międzyczasie spin-offami. Testem dla tych deklaracji miały być sceny w Kaer Morhen i ich związek z animowanym filmem "Wiedźmin: Zmora Wilka". Ostatecznie można powiedzieć, że udało się połowicznie. Od strony wizualnej Kaer Morhen wygląda naprawdę zjawiskowo. Na każdym kroku czuć tu tragiczną przeszłość Szkoły Wilka i dawny rozmach murów zamieszkiwanych przez jej członków. Wiedźmińskie siedlisko można spokojnie porównywać z Czarnym Zamkiem z "Gry o tron", jeżeli chodzi o jakość wykonania.

Wyróżnienie innych wiedźminów niż Geralt - Nie udało się

Niestety, wątek Kaer Morhen w 2. sezonie wypada dobrze tylko od strony wizualnej. Cała reszta to zbiorowisko nonsensów i dziwacznych decyzji scenariuszowych. Żaden z wiedźminów nie jest wiernym odwzorowaniem swojej wersji z książek. Najgorzej wypada oczywiście Vesemir, który nie przypomina siebie ani z "Krwi elfów", ani "Zmory Wilka". Wielu widzów otwarcie twierdzi, że Netflix zrujnował tego bohatera, gdy decyduje się on na przeprowadzenie Próby Traw na Ciri. A to przecież nie koniec, bo kilka odcinków później wbija opętanej dziewczynce nóż w brzuch, co literalnie czyni go mordercą.

Pozostali wiedźmini nie wypadają wcale dużo lepiej. Eskel pojawia się tylko na moment i zupełnie nie przypomina najlepszego przyjaciela Geralta. Lambert jest złośliwy jak w książkach Sapkowskiego, ale brakuje mu sprytu. Z kolei Coen całkowicie traci niezwykle istotną i wyjątkową w skali całej sagi relację z Ciri. Pozostali łowcy potworów stworzeni na potrzeby serialu błyskawicznie wtapiają się zaś w tło i są bardziej elementami scenografii niż realnymi ludźmi.

Stworzenie drugiego Toss A Coin To Your Witcher - Nie udało się

Premierowy sezon "Wiedźmina" bynajmniej nie wzbudził powszechnego entuzjazmu, ale jeden element produkcji stał się prawdziwym hitem. Chodzi oczywiście o utwór Toss a Coin To Your Witcher. Wielu fanów czuło podekscytowanie, gdy dowiedzieli się o planowanych dwóch piosenkach śpiewanych przez Joeya Bateya w 2. części. Z nich dwóch większe pochwały należą się Burn Butcher Burn, głównie za sprawą jednocześnie epickiego i dramatycznego wykonania.

Niestety, Toss A Coin To Your Witcher to nie jest. Z kilku powodów. Nowy utwór jest zdecydowanie krótszy, o wiele mniej singlowy i słabo wypada od strony fabularnej. Konflikt między Jaskrem i Geraltem jest jednym z najbardziej wymuszonych wątków 2. sezonu i zostaje błyskawicznie wyrzucony do kosza, gdy obaj przyjaciele spotykają się na żywo. Co siłą rzeczy sprawia, że Burn Butcher Burn od razu traci swoją wymowę i emocjonalną podbudowę.

Zarysowanie historii elfów pod "Wiedźmin: Rodowód krwi" - Udało się

Nowa odsłona "Wiedźmina" budzi burzliwe dyskusje, ale akurat w kontekście wątku elfów słychać dosyć powszechne narzekania na nudę. Bynajmniej nie mam zamiaru bronić historii Franceski i Filavandrela. Ma ona bardzo niewiele wspólnego z pomysłem Andrzeja Sapkowskiego na tę rasę i jej przymierze z Nilfgaardem. Z punktu widzenia scenarzystów jak najbardziej logiczne wydaje się przedstawienie w głównej serii pewnych elementów spin-offa, zanim wypuści się go na antenę. Opowieść o początkach relacji między elfami i ludźmi w "Wiedźmin: Rodowód krwi" będzie dzięki temu mieć pewien fundament w postaci 2. sezonu.

Polityczne intrygi na miarę "Gry o tron" - Nie udały się

Andrzej Sapkowski to nie George R.R. Martin, ale polityczne machinacje i międzynarodowe spiski interesują go nie mniej niż autora "Gry o tron". Widać to przede wszystkim w kultowej trylogii husyckiej, ale wiedźmińska saga też nie jest wolna od podobnych wątków. Niestety, twórcy serialowego "Wiedźmina" zabierają się do tego tematu z gracją i wyczuciem godnymi słonia w składzie porcelany. Bardzo różnorodni w książkach władcy Północy zostają tutaj sprowadzeni do roli jakiegoś dziwnego gremium pojawiającego się w epizodach i zupełnie niedbającego o bezpieczeństwo.

Djikstra nijak nie przypomina bezlitosnego i diabelnie inteligentnego mężczyzny z książek, który nigdy nie pozwoliłby szpiegowi zdezerterować i ujść z życiem. Polityczne wątki w Nilfgaardzie zostają z kolei przeprowadzone w sposób tak łopatologiczny, że zabija to całkowicie grozę oraz tajemniczość Białego Płomienia Tańczącego na Kurhanach Wrogów. Najbardziej absurdalny moment całego sezonu kryje się jednak gdzie indziej. Chodzi o ultimatum postawione Yennefer. Czarodziejka ma udowodnić, że nie jest szpiegiem Cesarstwa poprzez zabicie uwięzionego i posiadającego cenne informacje nilfgaardzkiego jeńca. Sensu w tym wątku za grosz. bo takie morderstwo prędzej potwierdziło by jej winę, bo byłoby na rękę Nilfgaardowi. Twórcy wolą być jednak na bakier ze wszelką logiką, by jakoś uwolnić Cahira i połączyć jego historię z Yen.

Nowe designy potworów - Udały się

Efekty specjalne w 1. sezonie "Wiedźmina" nie były szczególnie zachwycające i w wielu momentach wyglądały po prostu tanio. Na plus wyróżniała się właściwie tylko strzyga, a z kolei wielki minus (zgodnie z tradycją wyznaczoną przez polski serial) przypadł złotemu smokowi. Tegoroczna część wypada pod tym względem dużo lepiej. Tworzone w CGI potwory nadal wypadają tu o niebo lepiej, gdy kryją się w ciemności i cieniach, bo te maskują pewne braki w detalach oraz koślawą animację. Warto natomiast pochwalić ekipę amerykańskiego "Wiedźmina" za ciekawe designy leszego, wija czy bazyliszków.

Powiększenie świata serialu - Nie udało się

Jednym z największych problemów "Wiedźmina" od początku była niezwykle mała skala. Większość scen była zamknięta w wąskich i pozbawionych rozmachu planach, a ciągłe przeskoki z wątku na wątek (i po osi czasu) sprawiały, że nie sposób było rozeznać się w wielkości tego świata. Wiele osób liczyło, że w 2. sezonie będzie lepiej. Niestety, być może z powodu utrudnień wywołanych przez pandemie koronawirusa nie widać pod tym względem prawie żadnej poprawy.

Twórcy decydują się na więcej szerokich planów i częściej kręcą zdjęcia w zewnętrznych lokacjach, ale Kontynent nadal wydaje się jakby zamknięty w pudełku po zapałkach. Postaci notorycznie teleportują się z miejsca na miejsce, spotykają się nawzajem na pustkowiach i pokonują wielkie odległości w mgnieniu oka. Przeciętny widz "Wiedźmina" nadal nie ma pojęcia, jak wygląda Kontynent i jakie blisko od siebie leżą kraje takie jak Cintra, Kaedwen czy Redania.

REKLAMA

Pokazanie głębi rasizmu na Kontynencie - Nie udało się

Tematyka rasizmu stanowi centralny punkt całej historii o Geralcie z Rivii. Sapkowskiego wyraźnie interesują źródła nienawiści i skomplikowana hitoria sporów między różnymi grupami etnicznymi. Polski pisarz w żaden sposób nigdy nie usprawiedliwia rasistów, ale rozumie też skomplikowaną naturę relacji między ludźmi, elfami, krasnoludami i gnomami. Dlatego pokazuje różne punkty widzenia i często konfrontuje ze sobą poglądy nawet bliskich przyjaciół (w "Krwi elfów" chodzi m.in. o spór Geralta z Yarpenem Zigrinem). W "Wiedźminie" Netfliksa rasizm nadal jest istotnym elementem historii, ale zostaje pokazany w sposób przeraźliwie łopatologiczny i jednowymiarowy. Elfowie są niewinnymi ofiarami, ludzie zaślepionymi oprawcami (lub w najlepszym przypadku oportunistami próbującymi wykorzystać sytuację), a głos pozostały ras zostaje w ogóle wycięty z równania.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA