REKLAMA

Jennifer Lopez bierze ślub na scenie i wszyscy oglądają to na Netfliksie. To dziwnie przyjemne widowisko

Jennifer Lopez jest ostatnio gwiazdą bardzo rozchwytywaną. W samym 2024 roku swoją premierę miały (lub za chwilę będą miały) dwa filmy, z czego jeden został w pełni zrealizowany przez samą artystkę. Widzowie najprawdopodobniej uwielbiają oglądać jej aktorskie kreacje, ponieważ tytuł „Wyjdź za mnie” z 2022 roku cieszy się obecnie bardzo dużą popularnością na platformie Netflix. Nic dziwnego, odbiorcy uwielbiają historie miłosne.

Wyjdź za mnie, film, Netflix, nowość, Jennifer Lopez, komedia, romantyczna, recenzja
REKLAMA

Życie uczuciowe Jennifer Lopez już od dawna niezwykle interesuje szeroką publikę. Artystka nie bez powodu podjęła decyzję o stworzeniu filmu „This Is Me... Now: A Love Story”, który to jest muzyczną przeprawą przez wiele związków J.Lo. Niektórzy odebrali tę produkcję jako opowieść o odnajdywaniu miłości, w szczególności tej do samej siebie. Inni widzieli obraz kobiety skrzywdzonej, ale silnej, zdeterminowanej i zwyczajnie szukającej szczęścia. Dla mnie z kolei był to najdłuższy teledysk do piosenki, której nie chciałam słuchać, jaki widziałam w życiu. Jednak dzisiaj nie o tym. Najwyższy czas skupić się na tytule „Wyjdź za mnie”, bo to właśnie tę historię chcą poznać użytkownicy platformy Netflix. Oczywiście tutaj też nie zabrakło muzycznych uniesień i o dziwo, są one o wiele lepsze niż te obecne w filmie „This Is Me... Now: A Love Story”. Sama jestem dość mocno zdziwiona, ale w tym pozytywnym sensie.

REKLAMA

Wyjdź za mnie: o czym opowiada film na Netfliksie?

Produkcja „Wyjdź za mnie” przedstawia niezwykle niespodziewaną, wspólną historię dwóch osób, które pod presją tłumu… biorą ślub. Lepiej zacząć od początku. Światowej sławy wokalistka Kat Valdez (Jennifer Lopez) przygotowuje się na jeden z najszczęśliwszych momentów w jej życiu. Niedługo ma wyjść za mąż, jednak nie będzie to tradycyjna i skromna ceremonia. Wraz ze swoim (równie znanym) partnerem Bastianem (Maluma) zamierzają pobrać się na oczach milionów fanów. Tę radosną nowinę ogłosili poprzez piosenkę „Marry me”, która w bardzo krótkim czasie stała się wielkim hitem. Fani zrobią wszystko, aby zobaczyć piękne zwieńczenie tej historii miłosnej. Nic nie idzie jednak zgodnie z planem. Tuż przed tym ważnym wydarzeniem, a konkretnie w trakcie koncertu, Kat dowiaduje się, że jej narzeczony ją zdradził. Znajduje się więc w sytuacji patowej. Publika z niecierpliwością czeka na głośne „Tak!”, ale wokalistka wie, że nie jest już w stanie tego powiedzieć. Nie chce zrobić z siebie pośmiewiska, dlatego też decyduje się na dość desperacki krok.

Wychodzi na scenę i rozpoczyna swoją przemowę. W tłumie dostrzega mężczyznę o blond włosach, który trzyma w rękach baner z tytułem piosenki – „Marry me”. To właśnie na jego „propozycję” postanawia się zgodzić. Charlie Gilbert (Owen Wilson) nie ukrywa swojego zaskoczenia. Trafił na ten koncert kompletnie przypadkiem. Tak naprawdę przyszedł tylko dlatego, że poprosiła go o to jego najlepsza przyjaciółka, a nagle ma wziąć ślub ze światowej sławy wokalistką. Pod presją tłumu zgadza się. Nagle wszyscy mówią o tym, że zwyczajny nauczyciel matematyki ożenił się z bardzo popularną artystką. Jego życie zmienia się w ułamku sekundy. Mężczyzna kompletnie nie wie, jak funkcjonować w świecie celebrytów. Gubi się, ale jednocześnie szuka w nim prawdziwości, co coraz bardziej zaczyna imponować Kat. Para musi zdecydować, czy chcą kontynuować ten wyimaginowany związek, czy wolą rozstać się w dogodnych dla wszystkich warunkach.

Zwiastun filmu Wyjdź za mnie, dostępnego na Netfliksie

Wyjdź za mnie – recenzja filmu. Jennifer Lopez nie daje za wygraną

Wyżej przedstawiona historia brzmi, nie ukrywajmy, dość absurdalnie. Zrozumiały jest strach przed ośmieszeniem, w szczególności, gdy chodzi o osobę bardzo popularną, ale czy to tłumaczy spontaniczny ślub na oczach milionów ludzi? Niekoniecznie. Cóż, kto zrozumie celebrytów? Widzowie podczas seansu, przynajmniej na początku, mogą czuć się dokładnie tak samo, jak sam Charlie Gilbert – skonsternowani i zagubieni. Nic dziwnego, gdyż dochodzi tutaj do zderzenia dwóch skrajnych światów. Kat nigdy tak naprawdę nie jest sama. Cały czas krążą wokół niej asystenci, operatorzy kamer lub menadżer. Z kolei Charlie jest skromnym nauczycielem, którego największym zmartwieniem jest fakt, że jego córka boi się wziąć udział w olimpiadzie z matematyki. Ta początkowa niepewność dość szybko przeradza się jednak w swego rodzaju przygodę. Zarówno dla bohaterów, jak i dla odbiorców przed ekranami. Film „Wyjdź za mnie” to bardzo prosta, aczkolwiek przyjemna historia o przenikaniu się dwóch rzeczywistości i odnajdywaniu w nich szczerych uczuć. Ma w sobie pewną komfortową dla widzów swobodę. Jest raczej radosna, nie decyduje się też na niepotrzebne umoralnianie. Jest to rozrywka z rodzaju tych „niegroźnych”.

Można powiedzieć, że w tej produkcji wszystko jest na poziomie przyzwoitym. Fabuła się spina, zdarzają się fragmenty przerysowane, ale są one raczej humorystycznym dodatkiem, a sam romantyzm nie jest nachalnie ckliwy. Tytuł „Wyjdź za mnie” nie chce być niczym więcej i bardzo dobrze, bo to mogłoby mu tylko zaszkodzić. Przyznam szczerze, że spodziewałam się ciarek żenady, ale ostatecznie nie nadeszły. Nie oznacza to oczywiście, że jest to film wybitny, zdecydowanie nie. To propozycja dla osób, które chcą odprężyć się wieczorem przed telewizorem i nie myśleć zbyt intensywnie. Może ktoś ma ochotę na lekki romans? W tym przypadku „Wyjdź za mnie” też będzie dobrym wyborem. Jest to komedia romantyczna, jakich w sieci wiele – nie kłuje w oczy, ale również nie zapada w pamięć. Taki relaks dla umysłu i dla ciała. Przy okazji w akompaniamencie całkiem dobrych utworów muzycznych, które są zdecydowanie najmocniejszą stroną filmu. Jennifer Lopez pod tym względem wypada o wiele lepiej niż w produkcji „This Is Me... Now: A Love Story”. Osobiście potrzebowałam takiej odskoczni, aby móc nabrać nieco innej perspektywy, jeżeli chodzi o twórczość artystki.

Trzeba przyznać, że bardzo przyjemnie obserwuje się to, jak rozwijają się relacje w filmie „Wyjdź za mnie”. Dwójka nieznajomych musi się przecież jakoś ze sobą dotrzeć. Jednak zamiast niepotrzebnych konfliktów i robienia scen, stawiają na otwartość oraz wzajemne zrozumienie. Powoli poznają się nawzajem, odkrywają przyzwyczajenia i zachowania drugiej strony, chcą być częścią innego życia. Wszystko utrzymane jest w znanym, uwielbianym schemacie klasycznej komedii romantycznej. W skrócie: przypadkowe spotkanie – rozwój uczucia – wybuch emocji – zwątpienie i rozstanie – wielki powrót. Chyba nikt teraz nie będzie na mnie krzyczał za to, że zdradziłam jakąkolwiek istotną część fabuły. Przecież każdy oddany widz wie, jak działają tego typu produkcje. Tytuł „Wyjdź za mnie” nie prezentuje niczego wyjątkowego, ale idealnie porusza się po utartych ścieżkach. Powoli, subtelnie, nie wadząc nikomu. Tak naprawdę tylko od was zależy, czy ta propozycja serwisu Netflix przypadnie wam do gustu. Dla mnie jest to przede wszystkim kreacja Jennifer Lopez, którą akceptuję, ale my nie mamy ze sobą ostatnio dobrych filmowych relacji. Tak czy inaczej tytuł „Wyjdź za mnie” to produkcja średnia, ale niegroźna. Może nawet zdarzyć się, że ktoś podczas seansu uroni łezkę czy dwie. Spokojnie, nikt nie patrzy, tu jesteście bezpieczni.

Film „Wyjdź za mnie” można obejrzeć na platformie Netflix.

REKLAMA

Więcej o produkcjach dostępnych na Netfliksie, czytaj na łamach Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA