"Kolejne 365 dni" roją się od idiotyzmów. Wybraliśmy największe, bo na wszystkie zabrakłoby miejsca
Trylogia zapoczątkowana w 2020 roku przez film "365 dni" nareszcie dobiegła końca. Wypuszczona przez Netfliksa finałowa część pt. "Kolejne 365 dni" jest idealną produkcją dla osób, które uwielbiają wyszukiwać fabularne głupoty. Produkcja na podstawie powieści Blanki Lipińskiej jest ich pełna.
UWAGA! Tekst może zawierać spoilery z filmu "Kolejne 365 dni".
"Kolejne 365 dni" jest dokładnie takie, jakiego mogliśmy się spodziewać. To jednak film o tyle istotny, że kończy sagę Laury i Massimo. Czy jest lepszy od poprzednich części? Cóż, film od platformy Netflix wypełniony jest głupotami po brzegi, a my wybraliśmy największe.
"Kolejne 365 dni" pojawiło się na platformie Netflix, a więc wiemy już, jak kończy się saga Laury i Massimo. Nie będzie tu wielkich zaskoczeń, bo w ostatniej części adaptacji erotyków Blanki Lipińskiej, czeka na was jedynie rozczarowanie. Nie ma tu co prawda takich fajerwerków głupoty, co w poprzednich częściach, ale żenujących momentów nie brakuje.
"Kolejne 365 dni" nie jest tak nachalnie głupie, jak jego poprzednicy. Pierwsza część była czymś nowym w naszej kinematografii, a więc jej fabularne absurdy nas szokowały. Dwójka wyszła jeszcze gorzej, bo twórcy już całkowicie porzucili logikę na rzecz absurdalnych twistów. Na tym tle najnowsza odsłona adaptacji prozy Blanki Lipińskiej, która tyle, co zadebiutowała na platformie Netflix, okazuje się po prostu nudna. Wciąż jest oczywiście żenująca, ale nie ma w niej zwrotów akcji na miarę pojawienia się złego brata bliźniaka.
Najgłupsze momenty w filmie Kolejne 365 dni
Kontynuując wątki zapoczątkowane w "365 dni: Ten dzień", "Kolejne 365 dni" działa na dobrze nam znanych zasadach. Twórcy ciągle szukają fabularnych pretekstów, aby móc rozsmakowywać się w scenach wyuzdanego, przynajmniej w zamyśle, seksu. Wybierając najgłupsze momenty, należałoby więc wskazać wszystkie, które widzimy na ekranie.
Tylko Laura wie, czego chce i potrzebuje
Akcja "Kolejnych 365 dni" rozpoczyna się chwilę po wydarzeniach przedstawionych w drugiej części serii. Laura ma się już dobrze po postrzale i teraz chce uprawiać seks. Próbuje dobrać się do Massimo, ale ten ją odtrąca. "Lekarz mówił, że jest jeszcze za wcześnie" - zaznacza mafijny boss, wzbudzając gniew głównej bohaterki. Protagonistka jest tu bowiem wyzwolona aż do przesady. Nawet doktor nie będzie jej mówił, co może, a czego nie.
Laura nigdy nie wykazywała się zdrowym rozsądkiem. Mówimy przecież o kobiecie, która ożeniła się z własnym porywaczem. Nawet jak na swoje standardy, w "Kolejnych 365 dniach" mocno jednak przesadza. Kiedy Olga chce ją powstrzymać od picia wina do śniadania, główna bohaterka wpada w szał. "Czemu nagle wszyscy lepiej ode mnie wiedzą, czego chcę i potrzebuję?" - wrzeszczy. To jest leitmotiv całego filmu. Protagonistka co chwilę to podkreśla, odtrącając w ten sposób każdego, kto się o nią martwi.
Głos rozsądku elementem komediowym
Naszym człowiekiem na ekranie jak zwykle okazuje się Olga. Zawsze kiedy zachowanie Laury wprawia nas w konsternacje, cała na biało wchodzi ona. Gdy główna bohaterka opowiada jej o swoich przygodach z Nacho, przyjaciółka zwraca jej uwagę: "widziałaś go dwa razy i nazywasz swoim przyjacielem", czy "rozbijasz małżeństwo z powodu typka, którego nie znasz, ale robi ci się mokro w gaciach na jego widok". Co jednak z tego, że gada z sensem, skoro twórcy zaraz podważają jej wiarygodność.
Olga znowu zostaje sprowadzona do comic reliefu. Jest tłem dla Laury, a jej zadanie w zamyśle twórców ogranicza się do rozładowywania napięcia w filmie. Każą jej nawet w pijackim zrywie zbudzić połowę Lagos, w poszukiwaniu lokalnego piwa. "Kolejne 365 dni" stereotypami bowiem stoi. Główna bohaterka i jej przyjaciółka są laskami z Polski. Jakże by mogły obejść się bez alkoholu?
Seks w oparach alkoholu
Bohaterki co chwilę walą wódę, browary, wino, czy szampana. W zażenowanie w tym wypadku szczególnie wprawia jedna sklejka montażowa, kiedy Laura wraz z Olgą ruszają w miasto i wlewają w siebie hektolitry alkoholu, bądź z ekscytacją wymalowaną na twarzy spoglądają na zamówione przez siebie piwa. Wszystko to oczywiście w rytm skocznej muzyki.
Na dobrą sprawę bohaterowie "Kolejnych 365 dni" tylko chleją i się rżną. Sceny picia co chwile przeplatają się ze wstawkami erotycznymi. Na seks zawsze jest tu czas i miejsce. Niezależnie od tego, czy ma on miejsce w rzeczywistości, czy w sferze fantazji. Twórcy próbują w ten sposób opowiadać poprzez cielesne rozkosze. Dlatego w jednym momencie, bohaterce śni się, że Massimo pieści ją razem z Nacho. Panowie zresztą czują wtedy chuć również względem siebie.
Cameo świętoszkowatej autorki erotyków
Pod względem wyuzdania i odrzucania seksualnego tabu, "Kolejne 365 dni" nie staje na wysokości zadania. Tak, jest tu trójkąt, jest seks oralny, są elementy sadomasochistyczne, ale w ogólnym rozrachunku twórcy wydają się grzeczniejsi niż w poprzednich częściach. Osoby, które do filmów należących do serii siadają z nadzieją na erotyczne rozpasanie, mogą więc poczuć się zawiedzione.
"Kolejne 365 dni" sprawdza się jedynie, jako zlepek pocztówek z wakacji. Widoki są tu naprawdę ładne. Niezależnie czy mówimy o Sycylii, Portugalii, czy nawet Polsce. Bo główna bohaterka jedzie na motocyklu do swoich rodziców, aby prosić ich o radę. Pal licho jednak zasłyszane wtedy mądrości, że kobieta musi być w związku egoistką. Nogami nakryjecie się, kiedy zobaczycie, kto w jednej z restauracji siedzi obok Laury i jej ojca. Wśród tych dwóch zakonnic można dopatrzeć się Blanki Lipińskiej. Tak, autorka oryginału pojawia się na ekranie w habicie.
Nic nie da się z tego zrozumieć
"Kolejne 365 dni" to zbrodnia na inteligencji widza. Zamknięcie erotycznej trylogii pozbawione jest tak ładu, jak i składu. Seria nigdy nie miała czegokolwiek do zaoferowania, bo jej twórcy od początku serwują nam tanie uniesienia, wyjęte wprost z najgorszych telewizyjnych tasiemców. Dlatego każda z części kończy się cliffhangerem. W tym wypadku przydałoby się jednak zrezygnować z ambiwalencji. Cierpieliśmy przez tyle filmów, żeby finał pozostawiał nas z niedosytem? A owszem.
Czy Laura wybierze Massimo czy Nacho? Czy jej mąż tekstem z "Małego Księcia", rozpalił w niej dawny ogień? Na te pytania odpowiedzi nie poznajemy. Pocieszenia można doszukiwać się jedynie w fakcie, że Blanka Lipińska nie napisała kolejnej części serii i przejść nad tym do porządku dziennego. Możemy przecież odetchnąć z ulgą. Więcej erotycznej żenady na tę chwilę w planach nie ma.
"Kolejne 365 dni" zażenuje was na platformie Netflix.
*Tekst pierwotnie ukazał się 24 sierpnia.