Widzowie niezbyt chętnie wrócili do kin. Wyniki polskiego box office'u pozostawiają wiele do życzenia
Ten rok miał być rekordowy pod względem liczby widzów w polskich kinach. Niestety pandemia koronawirusa i związany z nią lockdown stanęły temu na drodze. Teraz widzowie powoli ponownie oswajają się z oglądaniem filmów na wielkim ekranie.
W 2018 roku zanotowaliśmy rekordową frekwencję w polskich kinach. Na filmy chodziliśmy tłumnie, dlatego liczba widzów wyniosła niemal 60 mln. W kolejnych 12 miesiącach było jeszcze lepiej. Dzięki produkcjom Disneya i rodzimym tytułom sprzedano ponad 60 mln biletów. Według wszelkich prognoz w 2020 roku miało być jeszcze lepiej. Ponownie poszliśmy na rekord. „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” obejrzało bowiem ponad milion osób, a „365 dni” ponad 1,5 miliona. Zaraz potem w marcu wszelkie instytucje kultury zostały zamknięte z powodu pandemii.
Lockdown dał się we znaki branży filmowej.
Według szacunków, w ciągu trzech miesięcy zamknięcia, kina mogły stracić nawet 11 mln widzów. Dystrybutorzy i producenci z niepokojem spoglądają więc w najbliższą przyszłość, bo powodów przez które być może czeka nas kryzys w polskiej kinematografii jest więcej i nie pomoże nam nawet opodatkowanie Netfliksa i innych serwisów streamingowych. Optymiści pewnie powiedzą, że zaraz wszystko wróci do normy, a X muza ponownie zacznie na siebie zarabiać.
Nie będą oni całkowicie pozbawieni racji.
W czasie lockdownu Multikino i YourCX przeprowadziło badanie, według którego Polacy bardzo chcieliby wrócić do kin. Swoją tęsknotę za wielkim ekranem zadeklarowało 78% respondentów, 80% planowało pójść do kina w ciągu dwóch miesięcy od ich otwarcia, a 20% chciało to zrobić zaraz po tym, jak rząd zniesie wprowadzone obostrzenia. Teraz nadszedł czas, żeby powiedzieć sprawdzam.
Kina zostały otworzone 6 marca. Co prawda nie wszystkie, tylko te studyjne, które mogły sobie na to pozwolić. I zaczęło się spokojnie. Zgodnie z danymi ze strony SFP 6 i 7 czerwca 10 najpopularniejszych filmów zgromadziło łącznie niemal 4 tys. widzów. Nie ma się co temu dziwić. Premierowych tytułów można było w repertuarze ze świecą szukać. Wynik ten zawdzięczamy przede wszystkim produkcjom powracającym na ekrany po przerwie spowodowanej pandemią.
Ponad 1000 widzów wybrało się na animację „Naprzód”, a 740 osób obejrzało „Salę samobójców. Hejtera”. Pierwszy film wszedł na nasze ekrany 21 lutego, a drugi - 5 marca. Warto też nadmienić, że oba tytuły od dłuższego czasu dostępne są w serwisach VOD. W kolejnych dwóch tygodniach, repertuar niekoniecznie się poprawił, ale liczba kinowa frekwencja znacząco wzrosła. 12-14 czerwca wyniosła ona niemal 6 tys., a 19-21 czerwca niemal 10 tys.(!).
Niekwestionowanym królem polskiego box office-u od otwarcia kin jest „Naprzód”.
W drugi weekend po lockdownie animację obejrzało ponad 1,3 tys. widzów, a w kolejnym tygodniu niemal 3 tys. Zanotowaliśmy więc tendencję wzrostową, tylko po to, żeby zaraz publiczność się zmniejszyła.
W miniony weekend „Naprzód” obejrzało ponad 2 tys. widzów. Niemniej łączna frekwencja wyniosła niecałe 8 tys., co oznacza, że sprzedano jakieś 2 tys. biletów mniej niż tydzień wcześniej. A przecież było co oglądać. Bo w zestawieniu najpopularniejszych produkcji nie zabrakło nowości jak „Tylko sprawiedliwość”, „Siła ognia”, „Żegnaj, mój synu” czy „Eastern”. Zobaczyło je kolejno 1021, 925, 703 i 416 osób.
Przed nami długa droga do powrotu do stanu sprzed lockdownu. W ostatni weekend przed zamknięciem kin, frekwencja na 10 najpopularniejszych tytułach wyniosła bowiem ponad 0,5 mln widzów. Przytoczone wyżej liczby są więc ułamkami w porównaniu do tego co było jeszcze w marcu. A wszystko wskazuje na to, że kina nie nabiorą szybko rozpędu.
Co prawda przywołane dane nie są kompletne.
W końcu od dłuższego czasu UIP nie podaje wyników swoich filmów, czyli nie wiemy jak po powrocie na ekrany radzi sobie „SONIC. Szybki jak błyskawica”, „Niewidzialny człowiek”, czy „Emma”. Kolejny czynnik, jaki należy wziąć pod uwagę przy badaniu kinowej publiczności, to fakt, że multipleksy wciąż w dużej mierze pozostają zamknięte.
Co prawda Multikino otworzyło już część swoich kin, ale dopiero 3 lipca za ich śladem pójdzie Cinema City i Helios. Nie ma jednak co otwierać szampana i twierdzić, że dzięki temu liczba widzów znacząco wzrośnie. Szybki rzut oka na najbliższy repertuar każe zachować stoicki spokój.
Na prognozowane hity, musimy nieco poczekać. „Nieobliczalny” z Russellem Crowe'em miał wejść na ekrany już 10 lipca, ale premierę przesunięto na ostatni dzień miesiąca. Podobnie stało się z „Tenet” Christophera Nolana, które po dwóch zmianach terminu zobaczymy (prawdopodobnie) 12 sierpnia. Na „Mulan” natomiast najwcześniej wybierzemy się 21 sierpnia.
Polscy widzowie dopiero oswajają się z powrotem do kin.
Nie należy więc się spodziewać, że wymienione tytuły postawią branżę na nogi, a my znowu będziemy tłumnie uczęszczać na różnorakie seanse. Warto bowiem wziąć pod uwagę, że pandemia wciąż trwa. Ludzie obawiają się zarażenia koronawirusem, stąd też wynika ostrożność w chodzeniu do otwartych już kin. Co więcej, jesienią może przyjść druga fala zachorowań, przez co instytucje kultury ponownie zostaną zamknięte.